Guess who's back

167 1 0
                                    

Czas: Krótko po pościgu na Lethal Highway


Nie mógł powiedzieć, że mrugał, bo powieki same mu drżały, ale w końcu odniósł sukces i otworzył oczy. Powoli poruszył obolałym karkiem. Stęknął, odczuwając w nim ciągnącą za mięśnie sztywność. Dodatkowo czuł się dziwnie osłabiony. Nie jak ciężkim wysiłkiem fizycznym albo długim siedzeniem nad czymś męczącym, tylko jakby coś wyssało z niego z energię. Już to kiedyś czuł... W zasadzie nie tak dawno temu.

– Sekblock... – wymamrotał, widząc przed oczami wspomnienie naboju z jasnożółtą cieczą.

Udało mu się otworzyć całe oczy, a to, co zobaczył, wywołało u niego strach o swoje życie. Znajdował się w pomieszczeniu o małych rozmiarach, w jakim zalegała nieprzyjemna biała jasność rzucana prostymi lampami sufitowymi. Ściany miały barwę ponurej szarości. To samo tyczyło się sufitu oraz podłogi o jeden ton ciemniejszej. Nie było żadnych mebli... a przynajmniej takowych nie zauważył. Mogły być za nim, czyli tam, gdzie nie dawał rady spojrzeć. Widział jedynie drzwi wydające się na takie, które otwierają się automatycznie.

Dlaczego nie mógł spojrzeć za siebie? Siedział lekko pochylony do tyłu na krześle, idealnie, by być oślepionym przez lampy. Ręce, nogi i tors miał przywiązane pasami oraz metalowymi obręczami, toteż nie miał szans zmienić pozycji choćby na trochę. Starał się uwolnić z tych drugich, lecz były zbyt wąskie, aby przecisnęła się chociaż jedna jego dłoń. Nie chciał używać całej siły, jakiej i tak mu na chwilę obecną brakowało, bo najpewniej by zdarł sobie skórę niż wyłamał obręcz.

Westchnął ciężko i rozejrzał się za czymkolwiek, ale nic mu nie pomogło znaleźć sposobu na wydostanie się ani odpowiedzi na pytanie, gdzie się konkretnie znajdował. Z drugiej strony pewne było to, że musiał już być na Więziennej Wyspie.

Zwrócił uwagę na zadrapania i rany na dłoniach. Wciąż były ubrudzone krwią i brudem podobnie jak jego ubrania, co oznacza, że nikt nie zawracał sobie głowy oczyszczeniem ich. Również nigdzie nie czuł, by miał jakikolwiek opatrunek.

– Taa... Cała gościnność GUN – wymamrotał.

Wnet przypomniał sobie o Rouge i Omedze, a także Cornelu. Niepokoił się o nich. Na sto procent również byli na Więziennej Wyspie. Pytanie, co się teraz z nimi działo? Czy GUN potraktował ich tak samo co jego? A może gorzej? Chciał się modlić, aby siedzieli nieruszani i znaleźli sposób na uwolnienie się. Co do tych, którym udało się zwiać, z całych sił wierzył, że wojsko straciło ich z zasięgu.

Dużo bardziej martwił się o Lumi. Błagał w duchu, by nie wyrządzono jej krzywdy. Sama musiała się pewnie mocno bać. Nie było żadnego sposobu komunikowania się, żadnych wieści, nic. Tylko domysły.

Było nieprzyjemnie cicho. Tak cicho, że słyszał tylko swoje tętno i oddech. To było uciążliwe.

Nie potrafił zliczyć, ile czasu minęło. Miał właśnie zacząć, gdy wtem drzwi się rozsunęły. Po drugiej stronie stała sylwetka w półmroku, przez jaki nie mógł się jej za dobrze przyjrzeć. Kiedy postać weszła do oświetlonego pomieszczenia, zobaczył siwowłosego mężczyznę, ubranego w ciemnoszary mundur z akcentami w innych kolorach. Im bliżej podchodził, tym bardziej Shadow mógł dostrzec jedno oko brązowe, a drugie zielone. Mężczyzna szedł powoli, dumnie wyprostowany, z rękami trzymanymi za plecami. W połowie drogi, jaką przeszedł, drzwi zostały ponownie zamknięte. Po kilku następnych krokach stanął i wpatrywał się złowrogo oraz pogardliwie w bruneta.

Shadow próbował wyglądać na pewnego siebie, nie ważne, jak bardzo się obawiał o ciąg następstw.

– Witam z powrotem na Więziennej Wyspie. Mam nadzieję, że pokój odpowiada.

DegretysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz