2. Bukiety na ślub

10.5K 441 44
                                    

Hope

Dzień rozpoczęłam zwyczajnie od wypicia kawy z mlekiem, to był jedyny rodzaj kawy, jaki decydowałam się pić. Starałam się też prowadzić zdrowy tryb życia, więc nie lubiłam przesadzać z kawą.

Dzisiaj kwiaciarnie otworzyć miała Mallory, więc mogłam przyjść chwilę później. Bardzo mi to pasowało, bo Zdecydowanie potrzebowałam więcej snu.

Wstałam dopiero około godziny ósmej i od razu poleciałam umyć swoje zęby, i zrobić lekki makijaż. Dzień zapowiadał się obiecująco a ja lubiłam takie dni. Włożyłam na siebie czarne dżinsy z wysokim stanem i pudrowo różową koszulkę na rękawie trzy czwarte.
Stopy odziałam w białe tenisówki a włosy pozostawiłam rozpuszczone, od pewnego czasu było to bardzo wygodne.

Do swojej torebki wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy i jakąś sałatkę, którą wczoraj kupiłam w sklepie obok. Kawę przelałam do kubka termicznego i byłam gotowa do wyjścia.

Zamknęłam mieszkanie na dwa razy, po czym ruszyłam w stronę metra a potem kwiaciarni.

***

—Co dzisiaj dzieję się w tamtym salonie?— zapytałam wchodząc do lokalu.

—Bogacze pewnie mają jakieś spotkanie.— mruknęła Mallory, rudowłosa dziewczyna obdarzona tysiącem piegów.

Jeszcze przez chwilę przyglądałam się salonowi z samochodami, w którym kręciło się dzisiaj zadziwiająco dużo osób. Postanowiłam się tym jednak nie przejmować i zacząć swoją pracę, najpierw jednak nakarmiłam dwa ulubione koty.

Chwilę później, zabrałam się za przygotowywanie bukietów na wystawę, zebrałam każdego z kwiatów i strałam się je ładnie ułożyć.

—Wczoraj myślałam, że oszaleje, gdy wróciłam do domu!— jękneła rudowłosa wypakowująca świeże goździki w fioletowym kolorze, ostrożnie wkładała je do pojemnika z wodą.

—Co się stało?— zapytałam szczersze zainteresowana, podczas, gdy zawiązywałam kwiaty białą wstążką i psikałam lakierem.

—James się stał.— westchnęła.— Wczoraj mieliśmy rocznicę i myślałam, że coś wymyśli dla naszej dwójki, ale on, wolał zaprosić kumpli na grę na konsoli.

Mallory wielokrotnie narzekała na swojego narzeczonego, który zawsze wydawał mi się bucem. To nie było nic personalnego, ale z słów Mall, mogłam wywnioskować, że mężczyzna był totalnie nie ogarnięty. Najsmutniejszym było to, że moja pracownica dalej z nim była i to ona wszystko opłacała, łudząc się, że jej partner kiedyś znajdzie sobie pracę.

—Mówię ci, Hope.— westchnęła.— Nie zaręczaj się.

Cicho parsknełam i obydwie wróciłyśmy do swoich zajęć, układnie kwiatów było dla mnie przyjemną pracą w porównaniu do rachunkowości, której szczersze nienawidziłam. Byłam tępa z matematyki i zdecydowanie nie lubiłam liczyć.

Kochałam kolory i zapach roślinności, było to coś, co dawało mi poczucie spokoju, i wolności. Natura, kwiaty...to po prostu żyło własnym życiem i było fantastyczne.

Gotowe już bukiety postanowiłam zanieść na zaplecze, nie zawitałam jednak na nim długo, ponieważ usłyszałam krzyk Mallory.

—Hope! Obsłużysz?!

Szybko poprawiłam fartuszek, który spoczywał od połowy moich bioder i ruszyłam do wnętrza lokalu. Od razu zauważyłam kobietę w podeszłym już wieku, miała ciemne jak noc włosy, które spięła w ciasnego koka. Na sobie miała jednak niebieską tunikę i ciemne szpilki, uśmiechnęła się do mnie pogodnie, co odwzajemniłam.

—W czym mogę pomóc?— zapytałam a mina mi zrzedła, gdy napotkałam jego ciemne oczy.

Stał parę kroków dalej od kobiety, ale był do niej bardzo podobny. Posiadał delikatnie dłuższe włosy, w tym samym odcieniu co kobieta. Na sobie miał czarną koszulę, dopasowane spodnie a na stopach wypastowane mokasyny. W swojej dłoni, która przyozdobiona była spektakularnymi pierścieniami trzymał duży telefon komórkowy.

On również lustrował mnie spojrzeniem.

Szybko się jednak otrząsnęłam i powróciłam myślami do kobiety.

—To w czym pomóc?

—W sobotę jadę na ślub najmłodszego syna i potrzebuje bukietu z ...wow!— uśmiechnęła się szeroko a ja doskonale ją rozumiałam i starałam się wszytko notować.

—A jaki rozmiar?

—Słucham?— zapytała nachylając się lekko.

—Bukiet ma być duży, mały a może średni?— zaśmiałam się cicho, po czym znów wyczułam na sobie ciężkie spojrzenie.

—Może być średni. Koszta nie grają roli.— zaznaczyła— Mam płacić teraz czy przy odbiorze?

—Przy odbiorze, proszę mi zostawić swój numer telefonu.— podałam jej notes i ciemny długopis.— A dla pana?— zwróciłam się do stojącego mężczyzny a ten odchrząknął i poprawił koszulę.

—Mój młodszy brat bierze ślub i chciałbym mały bukiet.— wyglądał na...speszonego?

Nawet starsza kobieta patrzała na niego dziwnie, uznałam, że nie będę się tym interesować i jemu również podałam notes z długopisem.

Moja Nadzieja 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz