Rozdział 8.

241 9 0
                                    

Spojrzałam na Vincenta z niezrozumieniem. Nie powiem wystraszyłam się, bo rzadko kiedy bywał tak zdenerwowany.

- Co się stało? - zapytał zdziwiony Will.

Widocznie nie tylko ja nie wiedziałam co się dzieje. Spojrzałam wyczekująco na Vincenta.

- Musimy jechać nie mamy czasu - zaczął. - Weź telefon i jak najszybciej zejdźcie z Willem na dół do salonu. Będziemy tam czekać z resztą.

Gdy to powiedział wyszedł z pokoju. Nie zdążyłam nawet zapytać po co i gdzie jedziemy. Wzięłam komórkę tak jak kazał i zeszłam z bratem po schodach. Wchodząc do salonu, wiedziałam już, że coś jest nie tak. Nikogo tam nie było, a przecież miała tam na nas czekać reszta braci.

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DZIEWCZYNKO!

W tym momencie z za kanapy wyskoczyła święta trójca.

Zamrugałam.

No tak, 30 listopada. Moje urodziny. Tyle rzeczy się ostatnio działo, że nie zauważyłam nawet kiedy to minęło.

- Wszystkiego najlepszego, Haile - powiedział, wchodząc do salonu Vincent z tortem w rękach.

Aż mnie zamurowało. Boże, czyli nie musimy nigdzie uciekać i nic mi nie zagraża. To wszystko było zaplanowane. Spojrzałam z niedowierzaniem na moich braci, zanim podeszłam do tortu i zdmuchnęłam wszystkie czternaście świeczek.

- Nasza mała dziewczynka kończy dzisiaj czternaście lat - oznajmił, udając niedowierzanie Shane.

Przytuliłam się do każdego z braci i podziękowałam. Nie powiem, wzruszyłam się.

Tyle złych rzeczy się ostatnio wydarzyło, a ja mimo wszystko siedziałam teraz z pięcioma wkurzającymi, ale przede wszystkim kochającymi mnie braćmi na kanapie i jedliśmy tort śmiejąc się i rozmawiając.

W tamtym momencie zrozumiałam, że nieważne co się stanie mogę na nich liczyć. Bo jesteśmy rodziną, a rodzina się wspiera. I nieważne jak fatalna będzie sytuacja, ja zawszę będę miała kogoś kto pomoże mi z niej wyjść.

Moje myśli przerwał dźwięk otwieranych drzwi i ten jakże dobrze znany mi głos:

- Gdzie jest moja czternastoletnia królewna?


Od początku... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz