Rozdział 11.

211 8 5
                                    

Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, przywiązana linami do rury. Moja głowa boleśnie pulsowała, a do mnie powoli docierało co się stało.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, stół i okno. Na tym ostatnim mój wzrok zatrzymał się na dłużej. Niestety po jego zewnętrznej stronie były kraty, więc moja szansa na ucieczkę zmalała. Były tu też ciężkie, stalowe drzwi, które po chwili się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł człowiek, najprawdopodobniej mój porywacz.

Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobie ciemne jeansy i czarną skórzaną kurtkę. Jego twarz przecinała podłużna blizna, co w połączeniu z jego ciemnymi, prawie czarnymi oczami, tworzyło przerażającą całość.

Poruszyłam się niespokojnie i spróbowałam odsunąć, gdy mężczyzna powoli zaczął się do mnie zbliżać. Gdy znalazł się jakieś dwadzieścia centymetrów ode mnie, kucnął i złapał moją twarz w dłonie. Jego usta wykrzywiły się w obrzydliwym, pełnym samozadowolenia uśmiechu.

- W końcu cię mam. Teraz jesteś moja Perełko Monetów.
Wzdrygnęłam się, gdy przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze.
- Ależ nie bój się. Prawdziwa zabawa zacznie się dopiero za chwilę - powiedział brzmiąc na.... podekscytowanego.
- Przecież wiesz, że ci się to nie uda. Moi bracia pewnie już tu jadą - wysyczałam w jego stronę, starając się przykryć strach złością.
- Ach tak? Nie byłbym tego taki pewny, patrząc na to, że znajdujemy się w innym kraju.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 18 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Od początku... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz