Rozdział 7

443 26 45
                                    

  Miałem blisko siedem minut żeby dojść na miejsce, na moje szczęście, mój blok jest mniej więcej po środku wszystkiego więc na spokojnie powinienem zdążyć.

Schodząc po klatce schodowej zaczęły mi się niekontrolowanie pocić ręce i stres zaczął nadganiać powodując ból brzucha. Dopóki nie wyszedłem na świeże powietrze robiłem duże wdechy i wydechy aby być może się uspokoić i zapanować minimalnie nad stresem.

" Polska, dasz radę. To tylko jakiś no name z twojej pracy, nie może ci nic zrobić. Ewentualnie możesz w każdej chwili uciec ". Powtarzałem to przez całą drogę do kawiarenki.

Gdy już stałem blisko piętnaście metrów od miejsca docelowego, próbowałem wypatrzeć osobę która miałem spotkać. Spodziewałem się że Niemcy ubierze się w jakiś garnitur, albo koszule ślubną.

Być może dlatego że nigdy nie widziałem go w niczym innym i miałem zbyt małą wyobraźnię, żeby to zobaczyć.

Ale ku mojemu zaskoczeniu, ubrał się nawet podobnie do mnie. Miał pustą czarną, lekko długą koszulkę i spodenki takie jak ja, tylko że we wzór moro.

Gdy ubrał się bardziej.. jak ja, nie przypominał mi już tego "jego" z pracy, wręcz przeciwnie, nigdy bym nie uznał że liże dupska szefom i udupia ludzi w pracy. Wyglądał całkiem normalnie.

W tamtym momencie, raz zacząłem się cieszyć że olałem sytuację i nie odszczeliłem się jak szczur na otwarcie kanału, wyglądał bym jak imbecyl.

Po czterdziestu sekundach stania za pobliskim drzewem i obczajania outfitu Niemca postanowiłem, że może to nie będzie aż takie złe,

Najwyżej mogę uciec,

I poszedłem z rękoma w kieszeni, mentoląc nimi stary paragon z McDonald's, w stronę gościa, który wpatrywał się skupiony w ekran telefonu, nie zwracając uwagi na nic.

Tak samo dobrze mógł bym go zajść od tyłu i udusić, ewentualnie pierdzielnąć siekierą.

"Przestań" nakazałem sobie chwilę przed zawałem.

- Guten Abend Polen - powiedział lekko uśmiechając się i spoglądając z ekranu telefonu na mnie.

- Cześć Niemcy - odpowiedziałem, udając pewnego. Trzeba zdominować kolegę puki można.

- Chcesz może wyjść do jakiegoś konkretnego miejsca? - wyłączył swoje świecidełko i schował je do kieszeni spodni.

- W zasadzie, jestem otwarty na propozycje - spojrzałem mu w oczy i przymusowo się uśmiechnąłem, starając się nie spojrzeć gdzieś indziej.

- Hm - wzdrygnął jagby zamyślony - co byś powiedział na szybką kawkę tutaj, a później ławeczka w parku?

Nie chciałem mu zwracać uwagi, że była 19:05 a on chciał pić kawę. Cieszę się jedynie że nie zaproponował baru, nie miałem ochoty się upijać, zwłaszcza z nim.

- Może być - w końcu przerwałem kontakt wzrokowy i pośpiesznym krokiem wyprzedziłem Niemca, wchodząc do kawiarenki pierwszy.

Podszedłem do lady, przy której stał damski niższy kraj ubrany w kremowy fartuszek. Poczekałem chwilę na Niemca i zacząłem zamawiać.

- Co dla was panowie? - powiedziała kobieta za ladą w między czasie polerując ręcznikiem filiżankę.

-  Wezmę małe cappuccino - odezwał się najpierw German.

Kobieta odłożyła ręcznik i wpisała coś w kasie swoimi długimi paznokciami.

- A dla pana? - spojrzała wyczekująco na mnie.

Nie Wierzę W Miłość [GerPol] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz