Rozdział 2

455 28 51
                                    

Praktycznie leżałem na biurku tak zrezygnowany że nawet mi się wstać nie chciało. O tyle dobrze że będę miał Tymbarka, nie przeżyje na samej kawie z automatu.

Mojemu leżeniu i użalaniu się przerwało pukanie do drzwi, a no racja zapomniałem, papiery.

- Proszę - szybko się podniosłem żeby nie było że śpię w pracy.

- Guten Morgen Polen - Niemiec uchylił mocno drzwi.

Nie no ale że German, nie mogli wysłać nie wiem Hiszpanii?

- Mam twoje papiery - wszedł do środka i położył je delikatnie na stole - Unia Europejska kazał je przekazać.

- Dziękuję Niemcy - uchyliłem wdzięcznie głowę.

Wcale nie dziękuję hatfu.

Stał tak chwilę i gapił się na mnie, nie powiem było to nie zręczne.

- Następnym razem, ułóż lepiej włosy - powiedział i się odwrócił.

Czy on mnie zhejtował? Po jego słowach dotknąłem swoich włosów, miał rację, gdy leżałem całkiem mi się napuszyły.

- Wezmę to pod uwagę. - stanowczo wstałem i poszedłem na drugą stronę biurka po stos nic nie wartych dokumentów.

- Powodzenia Polen - Powiedział Niemcy zanim zamknął drzwi.

Akurat dzisiaj mi się przyda, ale może nie od niego. Nie podoba mi się jak on się łasi do Unii i udaje takiego perfekcyjnego nieskazitelnego, czystego bez wad. Jeszcze nigdy się nie spóźnił i na ogół on chyba śpi w tej firmie.

Dość obgadywania Niemiec, muszę się zaopiekować tymi papierami. Pomimo że mam na jego temat do powiedzenia, tyle co Japonia na temat swoich książek z rysunkami które czyta chyba od zawsze, im szybciej chce wyjść, tym szybciej muszę je zrobić.

To w zasadzie było moje motto do końca pracy, albo przynajmniej pierwszych piętnastu minut. Siedziałem nad dziewiątym papierem gdy zadzwonił mi telefon. To Litwa.

~ Cześć Polska
- Hej Litwo
~ Mam twojego Tymbarka, wyjdziesz?
- No ja nie mogę po rozwiązuje to durne papierzyska. Ale ty możesz mi go tu przynieść.
~ No chyba spoko, które piętro?
- Szóste, drugi gabinet od prawej.
~ Zaraz będę.

Rozłączyłem się, i odchyliłem się na biurowym krześle podkładając sobie ręce pod głowę wyczekując na siostrę. Dopiero zauważyłem jakie te biuro nudne, cało biało szare oprócz jednej roślinki i gigantycznego okna za stanowiskiem.

Po dłuższej chwili usłyszałem pukanie.
Byłem pewny że to Litwa.

- Prosz - przechyliłem się spowrotem do przodu opierając się łokciami o stół.

- Dobry Polsko - weszła Litwa z torbą na ramieniu - jaki chcesz smak?

- Jest pomarańcza-mango?

- No oczywiście - powiedziała poczym zaczęła szperać w torbie, po sekundzie postawiła na stole szklaną butelkę.

- Dzięki siostra, na kawie bym nie przeżył. - Zacząłem otwierać mój napój i spojrzałem pod zawleczkę, tam zawsze jest coś miłego.

- Nie poddawaj się - przeczytałem wieczko - dzięki, przyda się.

Litwa się zaśmiała, została na chwilę by pogadać o jakiś głupotach jak to zawsze ona. Naszej miłej rozmowie jednak nie było dane długie gawędzenie, rozległ się dźwięk pukania do drzwi.

- Yy, Proszę? - lekko niepewny powiedziałem.

Do mojego biura wszedł kto inny jak znowu ten German, no cholera nikogo innego tutaj nie ma?

- Polen, z tego co się nie mylę nie masz jeszcze przerwy - powiedział stanowczo.

- Racja - przyznam, lekko się zesrałem bo Litwy nie powinno tu być.

- A więc, będę musiał wyprosić twojego gościa - co dziwne, nie patrzył się na Litwę, tylko na mnie, zaczyna mnie przerażać.

- Jasne przepraszam - a za to ja patrzyłem na siostrę, a nie na tego idiotę, lubi patrzeć jak cierpię,

- Zapraszam - Niemcy wskazał gest ręką zapraszający Litwę do wyjścia.

Gdy ta wyszła, niestety ta życiowa menda została, ale poco, lepiej jak się nacierpie sam.

- Weź się do roboty, a co do gości podczas pracy skonsultuj to ze mną, bądź szefem- jeszcze raz posłał mi szybkie spojrzenie i powoli wyszedł.

Nie mogłem się powstrzymać.

- Tak tato - powiedziałem sobie pod nosem.

Wkurwia mnie ten typ już nawet samym swoim byciem, najlepiej to niech jeszcze przestanie oddychać, nikt tęsknić nie będzie, przynajmniej ja nie.

Z moim ignoranckim podejściem szłem przez resztę pracy, okazjonalnie popijając Tymbarka. Nawet nie wychodziłem na przerwę, albo do toalety  byle nie widzieć jego szkarłatnej mordy. Pomimo tego że szanse spotkania go tu na moim piętrze są małe, bo oni mają tam swoją toaletę. Jakimś cudem słyszał nasze rozmowy i nas przyłapał. Chyba że ktoś podkablował, nie ma życia wtedy jak tylko się dowiem kto śmiał.

***

Była godzina 21:37, przed moją twarzą został ostatni papier. Który szybko wypełniłem bo po tym co przeszedłem to było absolutnie nic. Teraz został już ostatni problem, zaniesienie tych dokumentów do biura, Unii. Co prawda o tej godzinie zapewne go już nie było, bo często wychodził z budynku o 20:00. Dalej miałem nadzieję, lepszy szef niż ten zesrany Niemiec.

Pełen nadziei udałem się do windy z gigantycznym stosem papieru na rękach, właśnie z braku wolnej ręki spróbowałem wcisnąć przycisk wybierający piętro głową. Ale zaskoczyło mnie to bo trafiłem za pierwszym razem, i nawet nic nie upuściłem. W zasadzie byłem z siebie dumny, dopóki nie przyszło zapukać do gabinetu.

No bo jak na chuja mam zapukać? Teoretycznie mogę nogą, ale boje się że oskarżą mnie o niszczenie mienia czy cos takiego. Ale lepsze zapukanie nogą niż jebnięcie głową mimowolnie w drzwi.

A więc "zapukałem" trzy razy, byłem zawiedziony bo nie było odpowiedzi. Ale nie poddam się, i zrobiłem to jeszcze raz, znowu nic.

- Czyli muszę iść do Niemiec - w zasadzie to sapnąłem pod nosem i skierowałem się do windy. Tym razem z przyciskiem nie było tak przyjemnie i kilka razy latałem po różnych piętrach. Dopiero gdy rozbolała mnie głowa trafiłem na piętro siódme.

Tak jak do gabinetu Unii, dżentelmensko zapukałem butem, ale dla nieszczęścia Niemiec mocniej, żeby mu popsuć drzwi całkiem celowo, najwyżej się mu wmówi co innego.

Po chwili usłyszałem krótkie, zaciekawione proszę.

- Przepraszam, mógłbyś mi otworzyć drzwi?

Nic nie usłyszałem, oprócz skrzypu krzesła i ciężkich kroków. Chwilę po tym ukazał mi się mój jakże ulubiony Niemiec.

- Skończyłem wszystkie papiery.

Spojrzałem na niego z nadzieją, że je odemnie weźmie czy coś, ale miałem je odłożyć na jego biurko. Niebezpiecznie jest zapuszczać się w tereny Germana przy jego obecności. Ale i tak to zrobiłem.

- Dziękuję Polen - odpowiedział stanowczo i spojrzał na zegar.

Zerknąłem na to samo miejsce co on, było już po 22:00, miałem już dawno być w domu. Szybko bez zbędnego komentarza wyszedłem z biura i chwyciłem za klamkę.

- Dowidzenia Niemcy - zmęczony i zestresowany zacząłem zamykać drzwi.

- Auf Wiedersehen Polen - usłyszałem tylko przez szparkę poczym odszedłem o mało nie zasypiając w drodze do biura, do którego musiałem skoczyć po torbę i żeby napisać rodzeństwu, że zaraz będę.

Nie Wierzę W Miłość [GerPol] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz