Rozdział 10

495 29 64
                                    

Gdy byliśmy już mniej więcej na miejscu, został tylko problem gdzie zaparkować. W zasadzie to nie wiedziałem nic. Ani gdzie mamy zostawić wana, ani gdzie my się mamy znaleźć.

- Niemcy - zawołałem kolegę w miarę po cichu, odrywając go od ekranu telefonu - gdzie mamy postawić auto?

- Czekaj - odrazu wyszedł ze środkowych siedzeń i przesiadł się do przodu, obok mnie.

Siedząc na fotelu pasażera wychylił się bardziej w moją stronę, jedną ręką trzymając swój fotel, a drugą moje udo.

- Tam chyba będzie dobrze - przed tym jak zdjął swoją dłoń z mojej nogi, najpierw chwilę ją pomasował, zrobiło mi się lekko niekomfortowo.

Gdy wskazał mi miejsce posłuchałem się jego instrukcji, sukcesywnie parkując. Obróciłem się aby zobaczyć czy reszta ekipy jest już na nogach. Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy oprócz nas spali.

Spojrzałem na już patrzącego się na mnie Niemca, i przyłożyłem sobie palec do ust sygnalizując że ma być cicho, na co ten dziwnie się uśmiechnął. Włączyłem radio najciszej jak się dało i wyszukałem jakąś stacje radiową, która puszczała najgłośniejszą muzykę. Bez dłuższej chwili zawahania podniosłem głośność z czterech do pięćdziesięciu. Szybko się odwróciłem jak moi współpracownicy budzą się przynajmniej jagby było trzęsienie ziemi.

- AAAA FUCK WYŁĄCZ TO - wykrzyczał Ameryka zatykając sobie uszy rękoma.

Gdy uznałem że dostali wystarczającą liczbę szoku, uciszyłem muzykę spowrotem do czterech i popadłem w padaczkę śmiechu.

Przez ściśnięte oczy obserwowałem grymasy na twarzach moich pasażerów, zadziałało to jak dolanie oliwy do ognia.

- Polska kurwa co - też wykrzyczał Rosja łapiąc się za głowę.

- Wszyscy w tym busie są jacyś niedojebani - powiedział Hiszpania i wyszedł.

Gdy udało mi się po chwili uspokoić i spoważnieć, wszyscy wyszliśmy z samochodu aby wyjąć nasze walizki z bagażnika i iść zakwaterować się w hotelu.

Odrazu jak Niemcy podał mi moją walizkę podeszdlem do USA i zacząłem z nim rozmowę. O ile wyśmiewanie się z niego można nazwać rozmową.

W końcu całą szóstką dotarliśmy do recepcji.

- Dzieńdobry - uśmiechnęła się do nas recepcjonistka składając ręce na blacie przed nią.

- Dzieńdobry, mamy rezerwacje dla sześciu osób pod nazwiskiem "Eu" - Niemcy odwzajemnił uśmiech i połowicznie usiadł na swojej walizce.

- Sekundę - kobieta intensywnie wypisała coś do swojego systemu - trzy pokoje po dwa?

Słucham.

Odrazu spojrzałem się na USA , komunikując mu dwie rzeczy, z czyjego chuja wyjął że pokoje po trzy osoby, i to że idziemy razem.

- Tak - German potwierdził.

- W takim razie zapraszamy, miłego pobytu - recepcjonistka wręczyła Niemcowi trzy klucze a ten odwrócił się do nas - chodźcie.

Automatycznie przyległem do Ameryki.

- Ej, wydawało mi się że na kartce pisało że dwa pokoje po trzy - wyjaśniał się chłopak.

- Tsa, tobie to dziwne rzeczy się wydają - skomentowałem tylko i zacząłem podążać na naszym "prowadzącym" .

Niemcy zaprowadził nas wszystkich do jednego z pokoi.

- Słuchajcie, na ostatnią chwilę okazało się że jednak nie starczyło pokoji po trzy osoby przez to mamy po dwie - szef usiadł na czystym łóżku kładąc nogę na nogę.

Nie Wierzę W Miłość [GerPol] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz