Rozdział szesnasty - „Diabeł ma jedynie siebie."

3.8K 119 37
                                    

— Dobry wieczór. — Przerwał ciszę mężczyzna.

Skanowałam jego ciało dokładnie. Każdy centymetr jego skóry odpowiadał twarzy mojego ojca.
Zesztywniałam i ślepo ruszyłam przed siebie.
Ignorując wszystkie bodźce, moje nogi poprowadziły mnie do lodówki. Napięcie i stres towarzyszące moim kończyną wydawały się nieznośnie, stanęłam przed ogromną lodówką w ciszy.

— Zakładam, że nie spodziewałaś się mnie, tu zobaczyć. — Wbił beznamiętnie starszy mężczyzna.

Nie chcąc być niegrzeczna, wciąż w zupełnym szoku obróciłam ciało.
Był ubrany w czarny szlafrok. Jego niebieskie oczy, były lekko przymrużone. Obok jego ręki stała szklanka wypełniona mlekiem, talerzyk i łyżeczka.
Na talerzyku było ciasto.

— Dopiero się obudziłam. — Słowa wypadły z moich ust, niczym rzucona na ziemie porcelana. Niedbale rzuciłam ramionami, spuszczając wzrok w
podłogę. — Wyobrażałam sobie nasze spotkanie..

— W bardziej oficjalnych warunkach? — Parsknął, a moje oczy pokierowały się ku jego twarzy. — Cóż, miałem sprawy biznesowe.

Zmarszczyłam brwi, zakładając ręce na piersi.

— Był pan w szpitalu. — Odpowiedziałam na jego kłamstwo. — To nie są sprawy biznesowe.

Henry uniósł podbródek z zaciekawieniem.
Po chwili, pokręcił subtelnie głową, wypuszczając z ust kolejne parsknięcie.

— Rosalind. — Wydusił z siebie, siląc się na płytki oddech. — Mogłem się spodziewać, że nie utrzyma sekretu zbyt długo, przed tobą.

— To lekka hipokryzja. — Rzekłam beznamiętnie.

— Prawda, oszukała mnie. — Pokiwał głową starszy mężczyzna, kiedy moje ciało usiadło obok wyspy kuchennej.

Pokręciłam głową, prostując się na obrotowym krześle. Założyłam nogę na nogę, wpatrując się w Ralpha.

— Mówię o panu. — Rzekłam, a na twarzy siwego mężczyzny pojawiło się zdziwienie. — Rosalind opowiadała mi o panu. Oschły dla bliskich, nienawidzi pan kłamców i z góry przepraszam za bezpośredniość. Ale jest pan hipokrytą.

Ralph parsknął, nabierając na swoją łyżeczkę kawałek ciasta.

— Doprawdy? — Zapytał unosząc
brew. — Hipokrytą?

Skinęłam głową, bez skrupułów.

— Rosalind miałaby dla pana kłamać. To w ciągu dalszym, pańskie kłamstwo. — Powiedziałam dumnie. — To oznacza, że pan również jest kłamcą.

Przerażały mnie moje słowa. Bezpośredniość i odwaga które kierowały moimi wypowiedziami, były niebezpieczne. Nie wiedziałam skąd to się wzięło.
Jednakże, słowa Ralpha w których wspomniał, że Rosalind go „oszukała", lekko mnie ruszyły.
Kochała swojego ojca i chciała dla niego jak najlepiej, zrobiłabym na jej miejscu dokładnie to samo.

— Podziwiam twoją odwagę, Rory. — Powiedział kiedy wreszcie przełknął wcześniej nabrany kawałek ciasta. — Prawdopodobnie masz racje.

Racje? Prawdopodobnie?
Czy on sobie ze mną pogrywa?
Może rzeczywiście sam się nienawidzi?
Nienawidzi kłamców.

— Niezmiernie zależy mi na tym, aby cie poznać jak najbardziej. Dążę cie szacunkiem. Tuż przed śmiercią, wypadałoby z mojej strony wyjaśnić ci niewyjaśnione. To mój obowiązek. — Powiedział, skupiając się po raz kolejny na kawałku
ciasta. — Nie wynagrodzę ci krzywd, którymi obdarował cie Henry. Niestety jest to nie do zrobienia. Mimo to, postaram się.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz