Rozdział trzynasty - „Wyspa problemu."

3.7K 133 19
                                    

Splotłam zimne, od stresu dłonie na kolanach.
Uniosłam podbródek, nabierając w płuca rześkie powietrze. Podczas lotu z Chicago do Nowego Yorku, zdążyłam się odświeżyć i przebrać.
Prywatny samolot Rosalind znacznie różnił się od tego, z którego korzystał Artemis. Był większy, a samo wnętrze wykonane było w stylu bogato barokowym. Wszelkie detale były pozłacane. Wykończenia na ścianach były wręcz idealne.
Nie trzeba było być pasjonatem architektury, aby samolot wprawiał w zachwyt.
Prawdopodobnie gdyby, moje obecne życie nie rozpadło się na drobny mak - nie mogłabym oderwać wzroku od wnętrza.  

Żałośnie odpychając rzeczywistość, próbowałam zatopić się w myślach na temat tej, która mnie czeka.

— Zaraz lodujemy. — Poinformowała mnie Rosalind, zerkając na zegarek.

Skinęłam głową. Kobieta cały lot zajmowała się segregacją nieznanych dla mnie dokumentów.
Od czasu do czasu, utwierdzała się czy aby na pewno nie chce z nią porozmawiać. Jednakże ja, wolałam zachować ciszę.
Cieszyłam się że nie nalegała. W jakiś sposób odnosiłam wrażenie że szanuje moje granice, nie byłam jednak pewna co do mojej sympatii w stosunku jej osoby. Być może, było to spowodowane emocjami które kumulowały się w moim ciele.
Nie potrafiłam oczytać żadnej.
Żadnej oprócz czystej nienawiści.
Tego byłam pewna. Uczucie skurczu w żołądku kiedy przed moimi oczyma, pojawiał się obraz Artemis'a.
Niepohamowana złość która gromadziła się w moim gardle, sprawiała że chciałam krzyczeć.

Jednocześnie czułam się żałośnie.
Jak kolejny raz mogłam uwierzyć w te wszystkie bajki? O wiecznej i nieskończonej miłości.
O uczuciu które sięga ponad władze i pieniądze, a tym bardziej jak mogłam uwierzyć, że to spotkało właśnie mnie?
Zepsutą dziewczynkę z niestabilną psychiką.
Nie wiedziałam kogo bardziej nienawidzę, siebie czy Artemis'a?

— Ralph będzie niesamowicie szczęśliwy. — Rosalind starała się sprowokować mnie do rozmowy.

Domyślam się.
To chciałam powiedzieć.
Nie powiedziałam.
Milczałam.
Mój wzrok utkwił w podłodze. Oparłam policzek o dłoń, a mój łokieć spoczął na podłokietniku fotela.

— Auroro. — Rzekła po raz kolejny. — Domyślam się, że twoja sytuacja jest bardzo trudna. Nie oczekuje od ciebie w tym momencie, że będziesz ze mną rozmawiać jak ze starą znajomą. — Wyprostowała swoje ciało spoglądając na mnie. — Masz prawo mnie nienawidzić. Wkroczyłam w twoje życie burząc je niczym..

— Przedstawiłaś prawdę. A twoje słowa są
zbędne. — Uprzedziłam kobietę w dokończeniu zdania. — Twoja sztuczna próba okazania mi troski jest..

— Możesz mnie nienawidzić, całą sobą. — Tym razem to ona, przerwała mi. — Ale możesz również dostrzec, jak podobne jesteśmy.

Wtedy mój wzrok padł na ręce Rosalind.
Kobieta wyciągnęła dłoń przed siebie, uwydatniając knykcie swoich palców. Skóra jej lewej dłoni pokryta była w bliznach. Czerwone blizny malowniczo rozciągały się na knykciach.
Zamrugałam czując jak moje gardło piecze.

Przed oczami miałam lata spędzone nad muszlą klozetową. Nieznośny ucisk brzucha kiedy resztki jedzenia spoczywały w toalecie, pieczenie gardła i kwaśny posmak żółci. Włosy wypadające garściami i łamiące się paznokcie. Nienawiść do kalorii i swojego ciała. Przez te wszystkie lata walczyłam z chorobą sama. Czułam się jak na bezludnej wyspie, wyspie problemu. A teraz, po tych wszystkich latach.
Siedzę przed kobietą która też znajduje się na tej wyspie.

— Pierwszy raz spróbowałam przed balem charytatywnym, dla osób zmagających się
z rakiem. — Powiedziała wreszcie, a moje oczy skierowały się na twarz
Rosalind. — Przyjaźniłam się wtedy z pewną dziewczyną. — Dodała po chwili. — Modelką.
Wydawała się taka idealna. Potrafiła zjadać masę jedzenia, a nigdy nie tyła. Zawsze myślałam że to ze względu na jej szybki metabolizm.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz