Epilog

725 53 15
                                    

Spojrzałam na swoją suknię w lustrze. Pasowała idealnie do każdego aspektu mojego ciała.
Lekko poprawiłam pełne loki, zakładając włosy na lewe ramię.

— Carmen! — Usłyszałam wrzask
Charlotte. — Szminki się nie je!

Parsknęłam lekko, widząc jak Artemis podchodzi do mnie zza pleców. Obracając moje ciało w jego stronę.

— Charlotte dobrze sprawia się jako
opiekunka. — Powiedział śmiejąc się pod nosem.

Położyłam swoje dłonie na szyi mężczyzny, patrząc mu głęboko w oczy. Z najszerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek świat widział. Moje ręce zjechały na jego krawat i powoli przeniosłam wzrok na jego klatkę piersiową, prostując ciemny materiał garnituru.

— Doktor Anastasia, powiedziała że moje wyniki znacznie się poprawiły. I przyszła wizyta będzie ostatnią. — Powiedziałam, kiedy Artemis położył rękę na moich włosach.

Szybko zrzuciłam jego rękę z włosów,
karząc go spojrzeniem.
Wara od moich loków, Charlotte robiła je dwie godziny. - Są zbyt idealne nawet żeby mój mąż je dotykał.

— Zanim mnie obdarowałaś tym wyrazem twarzy, chciałem powiedzieć że, bardzo mnie to
cieszy. — Powiedział parskając.

Artemis uniósł swoją prawą rękę dając mi miejsce, abym mogła włożyć swoją. Uśmiechnęłam, się zbierając mała ilość powietrza w płuca.

— Chodźmy, wszyscy czekają. — Powiedział Artemis, kierując moje ciało w stronę drzwi.

Pierwszy raz mogłam czuć jak naprawdę szczęściła byłam. Minęło siedem lat. Siedem lat ciągłej walki z chorobą. Siedem lat starań, abyśmy stali gdzie stoimy. Trzy lata bycia żoną. I dwa lata bycia matką.
Matką, najpiękniejszego dziecka jakie widziałam na świecie. Dziecka - które w każdym calu przypomina mi o Connorze, o jego energii. Głupiutkich pomysłach. O wszystkim, co kiedyś sprawiało że się uśmiechałam.
Kiedy nasze stopy zawitały w salonie, wszyscy zwrócili swój wzrok na nas.

Celine i Rosalind które przejęły Carmen z opieki Charlotte.
Kevin, stojący obok nich.

Nasi przyjaciele - Olivia z wreszcie dojrzałym Cameronem. Założyli warsztat samochodowy, jędrnym słowem trzepią bardzo dużo pieniędzy.

Charlie, z swoim nowym chłopakiem Gregory's. Ciągle podróżują.

Lane z Lucasem, kto by się spodziewał że to właśnie oni będą wujkami z innego kraju faszerującymi Carmen najdziwniejszymi słodyczami z Korei?

Jacob z Tristanem oh. Oni chyba nigdy się nie zmienią. Jacob jest pół etatowym alkoholikiem prowadzącym bar a przedmieściach miasta - a Tristan? Mam wrażenie że dalej trzyma urazę do Artemis'a. Co mu się dziwić? Był chujowym przyjacielem.
Celine nawet otworzyła swoją piekarnię.
Jestem zakochana w jej wypiekach, co tydzień z Artemis'em kupujemy je na śniadanie w niedzielę.
Wszyscy chcą utuczyć Carmen, biedne dziecko.
Artemis? Przejął kancelarię, połączył siły z Rosalind która przejęła kancelarię Ralpha i wszyscy jakoś żyjemy.
Prawie wszyscy. Parę miesięcy po pokonaniu Harveya, Ralph poddał się chorobie. Nikt nie mógł go winić, było ciężko. A on był starszym mężczyzną.
Wiem że, on i Connor spoglądają na nas z góry i cieszą się naszym szczęściem.

Zmarnowałam najpiękniejsze lata mojego życia na to co się działo wokół - tak powiedziałabym kiedyś.
Teraz tak nie uważam, to co mnie spotkało. To co spotkało nas wszystkich było ciężarem. Ale dzięki temu, wiem jak silna jestem. I wreszcie znam swoją wartość.
Bo każdy z nas ją ma. Zdarzenia czy choroby nie definiują nas. Może wydawać się że, definiują nasze czyny. Ale nasze czyny nie zawsze są relatywne do nas samych. Większość z nich to walka o przetrwanie.
Czy winimy człowieka który zabija w samoobronie?
Nie. Bo walczył. Walka jest ważna.
Dlatego walczcie i nigdy się nie poddawajcie.

Aurora White-Moore.
Nie wstydzę się tego kim jestem. Bo jestem silna i walczyłam.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz