Ch.3 : My dear L(iar)ord

146 37 4
                                    

Ta część zamku była trochę inna. Brakowało tu roślin, panowały pustki, zupełnie jakby chłopak wchodził do muzeum, a nie do przestrzeni mieszkalnej. Wydawało się, że może pomieszczenie było w trakcie remontu, ale nic bardziej mylnego. Po prostu król wydawał się być minimalistą, a jakakolwiek rzecz mogła wyprowadzić go z równowagi albo spowodować jakieś rozkojarzenia, które negatywnie mogłyby wpłynąć na jego pracę. 

Jeongguk nieśmiało szedł przed siebie, podziwiając obrazy na ścianach, starając się oddalać spotkanie z królem, choć wyglądało to bardzo nieprofesjonalnie. Pewnie został zaproszony na rozmowę dotyczącą księżniczek, nie powinien się stresować, ale w jego głowie nadal kłębiły się negatywne myśli, które nie minęły, a podwoiły się, jak tylko doszedł do końca korytarza, przy którym stała dwójka mężczyzn. Podszedł do nich, oczyszczając swoje gardło chrząknięciem, zanim przemówił.

- Jestem sir Jeon Jeongguk - powiedział, starając się, by jego głos się nie załamał. Zazwyczaj kiedy się stresował miał tendencję do jąkania się, a w tym przypadku to była ostatnia rzecz, o której chciałby dać znać. Znany był jako rycerz, który nawet w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach rzucał się w wir walki, nieważne jak wielkie ryzyko wisiało nad utratą jego własnego życia. W przeciągu swojej można to tak nazwać kariery, nie stracił żadnej kończyny, ale zdarzało mu się zasięgnąć jednego ostrza, szczególnie jego żebra miały wbudowany w sobie magnes na ostrza, z czego bardzo często żartowali jego przyjaciele. Żadne jednak z tych ostrzy nigdy nie przebiło jego serce, ale wydawało mu się, że im bliżej króla Kim Taehyunga był, tym bliżej było tej perspektywie. 

Mężczyźni bez słowa rozsunęli się, a jeden z nich jedynie uchylił drzwi, oznajmiając królowi o przybyciu gościa. Guk przełknął ślinę, próbując patrzeć stanowczo przed siebie, a  jednoczenie nie próbując zaglądać do komnaty. Zrobił sobie w głowie mentalną notkę, by starać się nie rozglądać po pomieszczeniu, jak tylko tam wejdzie. Miał znaleźć oczyma króla i podejść do niego, porozmawiać i szczęśliwie wyjść w jednym kawałku.

- Proszę, sir Jeon - mruknął jeden ze strażników, przepuszczając go. 

Mężczyzna ukłonił się ku niemu, co nieco zaskoczyło obu ochroniarzy. Szybko otrząsnęli się jednak, kłaniając się mu również, zanim dwudziestopięciolatek przemknął koło nich do środka.

Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to jak bogato komnata była wyposażona. W środku było naprawdę pusto, ale dostrzegł złoto brązową kanapę ze skóry, mahoniowy stolik do kawy, dwa fotele i regały książek wzdłuż ścian po lewej stronie. Natomiast po prawej znajdowały się potężne okna, które były już dość znanym mu fenomenem w tym zamku, co było dla niego niespotykane. W Yachae wszystkie okna były małe, ale nic dziwnego. Nie było tam takich widoków jak tu, więc rozumiał, czemu architekci tak bardzo zadbali, by widok na lasy, łąki, miasta i ogród był jak najlepszy. Przy jednym z takich okien siedział mężczyzna w szacie w kolorze głębokiego i szlachetnego navy blue. Na jego śnieżnobiałych włosach spoczywała złota korona, a jego profil był oświetlony przez zachodzące już słońce. Mimo tego, że król został powiadomiony o przybyciu rycerza, ten nie spojrzał na niego, a przyglądał się swoimi błękitnymi oczami widokowi za oknem. 

Młodszy odruchowo spojrzał w tym samym kierunku. Oddech zamarł mu w piersi, kiedy dostrzegł małe, świecące punkty, które latały po niebie, tuż nad koronami drzew. Wyglądały jak świetliki, ale były za duże na owady. Niemal zamarł w miejscu, ale szybko otrząsnął się, spoglądając ponownie na władcę Astorii tylko po to, by spostrzec, że ten już patrzył w jego kierunku.

- To Fentine - powiedział nagle, bez powitania, co nieco zbiło młodszego z tropu.

- Fentine - powtórzył bezmyślnie.

Blue Blood Roses | Taekook (Tales of Astoria pt.1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz