Pov-Colette:
Poniedziałek. Najgorszy dzień w tygodniu. Szkoła. Najgorsze miejsce na ziemi. Jednak muszę się tam dziś pojawić. Po pierwsze dawno nie widziałam Almy i musiałam jej wszystko opowiedzieć oraz chce zdać to będzie ostatni rok i muszę zdać. Poprostu.
Zaczęłam się szykować. Szybki prysznic, suszenie włosów i pielęgnacja twarzy. Później dobranie ubioru. Biały obcisły top ze sporym dekoltem na to zielona bluza mojego brata. Była obszerna i wygodna oraz ładnie pachniała męskimi perfumami. Niedorzeczna była myśl że perfumy Wilda pachną lepiej. Do bluzy założyłam zwykłe szare i luźne dresy. Do tego białe trampki plus jakaś biżuteria: złote pierścionki i zestaw po mamie. Zawsze gdy mam go na sobie czuję jakby i cząstka jej tu ze mną była mimo że wiem że tak nie jest... Związałam włosy w kitkę i z tego zrobiłam warkocza tak aby kolczyki były lepiej widoczne. Zrobiłam sobie lekki makijaż i spsikałam się moja kokosową mgiełką. Byłam gotowa.
Wzięłam plecak spakowałam piórnik i potrzebne podręczniki chwyciłam słuchawki i powerbanka oraz telefon i zeszłam na dół po schodach. Chwyciłam szybko wodę i wychodząc zamknęłam dom. Arrow już podjeżdżał. Wsiadłam do auta jak zwykle dałam Wildowi jedną z moich słuchawek to już był nasz minimalny nawyk. Siedziałam głowę opierając o jego ramię i razem słuchaliśmy mojej playlisty. Gdy dojechaliśmy pożegnałam się z bratem i jego kolegami. Od razu zauważyłam Octavię i Almę. Podbiegłam witając się z nimi. Musiałam im wszystko opowiedzieć. One słuchały ja mówiłam po czym rolę się odwróciły. Po naszym plotkowaniu ja musiałam iść na angielski który swoją drogą miałam łączony z klasą Wildera, natomiast dziewczyny ruszyły na matematykę. Współczułam im że muszą się tak męczyć i w poniedziałek mają pierwszą lekcję z tym okropnie surowym nauczycielem. Ja na szczęście szłam na lekcje przygotowana z napisanym esejem i nauczona na kartkówkę. Lubiłam przedmioty humanistyczne. To z nimi wiązałam swoją przyszłość chciałam wykładać literaturę angielską na jakiejś uczelni tak jak to kiedyś robiła moja mama. Ewentualnie gdyby to nie wyszło zostać tłumaczem języka hiszpańskiego. To był mój dodatkowy język który naprawdę bardzo lubiłam.
Dotarłam pod sale i powtarzałam sobie zagadnienia. Jednakże w pewnym momencie poczułam oddech przy swoim uchu. Odwróciłam głowę aby ujrzeć dość ładne tęczówki koloru zielonego pomieszanego z odrobiną brązu. To był blondyn wysokiego wzrostu na oko 1,86 cm. Nie znałam go chyba był nowy.
- Hej... Mam na imię Marvin. Jestem tu nowy i nie do końca jeszcze rozumiem rozkład sal. Czy to tu odbywać się będzie angielski?- spytał niepewnie był uroczy. Nawet bardzo.
- Cześć! Jestem Colette, ale znajomi mówią mi Coco. Tak to sala od angielskiego. Wiesz... Wspomniałeś że jesteś nowy. Jeśli chcesz mogę cię później oprowadzić. Co ty na to?
- Bardzo chętnie. Nie znam tu jeszcze nikogo oprócz Ciebie. Mogę z tobą siedzieć?Zazwyczaj siedziałam z Wildem, ale dalej go nie widziałam. Chyba nie obrazi się jeśli usiądę ten jeden raz z kimś innym.
- Pewnie możemy razem usiąść.
Uśmiechnął się do mnie, ja do niego i w tym momencie zadzwonił dzwonek. Pani Adrianna zaprosiła nas do klasy i kazała położyć gotowe eseje na biurko. Tak zrobiliśmy po czym zajęliśmy miejsce. Wilda dalej nie było... Pani Adrianna zaczęła rozdawać kartkówki. I w tym momencie on wszedł. Przeprosił za spóźnienie. I podszedł do ławki w której zazwyczaj siedzieliśmy razem. Spojrzał na mnie potem na Marvina. Na mój widok złagodniał na jego spoważniał.
- Spadaj nowy.-rzucił z taką nonszalancją jakby się z nim witał.
- Coco pozwoliła mi z sobą siedzieć więc najwyraźniej tego chcę, chyba musisz usiąść gdzie indziej. Widziałem kilka wolnych miejsc na tyle klasy.
- Tam właśnie usiądziesz Wilderze.- wtrąciła się nauczycielka.I tak zrobił rzucił poirytowane spojrzenie mnie i chyba wyglądał... jakby się chyba obraził. Tylko niby za co?
Nie wiem skupiłam się na napisaniu kartkówki. Reszta lekcji minęła dość spokojnie. Po dzwonku wyszłam z klasy i zaproponowałam oprowadzenie nowemu uczniowi. Zgodził się. Okazało się że następną lekcję też mamy razem. Była to fizyka z którą nie do końca sobie radziłam. Zadzwonił dzwonek a my weszliśmy lekcje mijały powoli. Na stołówce usiadłam z Marvinem. Później się rozdzieliliśmy gdyż on miał matematyke, a ja Hiszpański.
Po skończonych lekcjach poszłam na parking. Czekałam za Arrowem, ale nie przychodził. Zadzwoniłam raz drugi. Nie odebrał. Napisał że przeprasza i że coś mu wyskoczyło. No zajebiście wracam z buta. Szłam słuchając muzyki. Padał deszcz. Płakałam. Dlaczego? Bo to wszystko to było za dużo. Te zmiany, to że ojciec siedzi przeze mnie w więzieniu, że dziewczynki nie wychowują się w pełnej rodzinie. I przede wszystkim to że Page był na mnie zły, a ja nie znałam powodu. Dlaczego? Nie chciałam wracać do domu. Pomyślałam że pobiegam plecak miałam lekki większość książek zostawiłam w szafce. Puściłam muzykę i podłączyłem telefon. Biegałam w deszczu który ani trochę nie ustawał wręcz przeciwnie on się nasilał. I ani trochę mi to nie przeszkadzało. Czemu? Bo nie było widać że płacze. Jak dobrze że miałam wodoodporny tusz. Nie znana mi siła poprowadziła mnie na boisko od koszykówki. Płakałam bezgłośnie, ale jednak. To wszystko było takie trudne...
Takie niepotrzebne i nie chciane. Na boisku ktoś był wrzucał piłkę do kosza raz za razem. Jakby był zaprogramowany. Tym kimś był ON to Wild. Kozłował nią z niemal furią. Nie widziałam jego twarzy. Miał na sobie kaptur. Bezszelestnie weszłam na boisko. Usiadłam w rogu i miałam nadzieję że mnie nie zobaczy. Nadzieja matką głupich. W tym momencie odwrócił się w moim kierunku a nasze spojrzenia się spotkały. On też płakał...miałam nadzieję że nie widział łez u mnie. Podszedł, usiadł obok mnie i poprostu przytulił się do mnie. Przylgnął całym ciałem. To absurdalne że czułam się tak dobrze w jego ramionach, prawda? A może tak miało być? Może oboje tego potrzebowaliśmy. Ja napewno tak. Potrzebowałam go przy sobie w tej chwili tak jak nikogo innego. I to zdecydowanie było absurdalne. Ale w tej chwili miałam to totalnie gdzieś.Pov-Wilder:
Po tym jak zobaczyłem że obok mojej Coco siedział jakiś przybłęda coś we mnie pękło. Ona była moja mimo że tego nie wiedziała. Ten typ też nie mimo to w mojej głowie toczyła się walka to jak mi wtedy odpyskował...miałem ogromną ochotę mu przywalić. Po wyjściu ze szkoły odczytałem wiadomość od Arrow'a nie mógł mnie zabrać. Wróciłem do domu z buta. Przebrałem się i od razu pojechałem na boisko. Wziąłem jedynie bidon i bluzę tą z moim numerem z boiska była ciepła i dalej pachniała NIĄ
po tym jak mnie ostatnio przytuliła. Bolało. To że to z Marvinem zjadła lunch nie ze mną. Że to z nim żartowała i spędzała czas nie ze mną. Musiałem to wyładować. Boisko było na to najlepszym miejscem.
Stało się takie gdy zobaczyłem iż mój kokosek siedzi w rogu i z łzami w oczach wpatruje się we mnie. Ja też płakałem. Oboje w tym tkwiliśmy. Podszedłem do niej i najzwyczajniej w świecie ją przytuliłem. Mocno. Siedzieliśmy tak. To było moje bezpieczne miejsce. Przy niej.
- Przepraszam.- powiedziała cicho. Ledwo ją usłyszałem przez te ulewe.- nie wiem czemu jesteś na mnie zły, ale przepraszam
Nie no. Nie mogę. Czemu ona tak myśli. Nie potrafiłem się na nią złościć. Nie mogła tak myśleć. Ona nic nie zrobiła. Byłem zazdrosny. Nie powinienem, ale byłem i się z tym nie kryłem. Złościłem się przez to że zobaczyłem innego chłopaka obok niej. To było moje miejsce. I ten gówniarz się o tym przekona. Przy następnej okazji pokaże mu że Coco jest moja i tylko moja i ją też w tym uświadomie.
-Kokosku. Nie myśl tak nawet. Nie potrafię się na ciebie złościć. Ty nic nie zrobiłaś. Jesteś idealna. Jesteś moja. I tylko to się teraz liczy. Powiedz temu całemu Marvinovi że mam gdzieś te jego przekonania. Nie obchodzi mnie co on sobie myśli. Chce usłyszeć od ciebie czyja jesteś. Powiedz.... Poprostu mi to powiedz. Chce to usłyszeć. Z twoich ust. Chce usłyszeć co myślisz. Co ty o tym sądzisz. Czyja jesteś Colette?Patrzyłem w jej oczy, na jej twarz, na to jak jej miny zmieniały się wraz ze słowami które wypowiadałem. Uśmiechała się. Czekałem. Wreszcie odpowiedziała.
- Twoja. Tylko twoja Wild.- szepnęła. Ogarnęła mnie duma.
Była moja. Sama to powiedziała. Byłem jej. Tylko jej. Kochałem te dziewczynę i przekonywałem się o tym powoli. Te wspólnie spędzone poranki i wieczory na jej dachu. Te rozmowy i objęcia wspólne wsparcie. To wszystko mnie w tym utwierdzało.
- Tylko moja. Tylko i wyłącznie.
I z wzajemnością. Chcę abyś wiedziała że jestem tylko twój.Nachyliłem się i zbliżając usta do ucha dziewczyny szepnąłem
cicho:
- A teraz skarbie wrócimy do domu. Przebierzesz się i coś razem obejrzymy co ty na to? Coco przystanęła a ja się uśmiechnąłem co odwzajemniła. Wyjąłem bluzę z mojej torby i narzuciłem ją na Colt. Spojrzała na mnie zaskoczona. Uroczo zmarszczyła nosek. Była prze słodka.
- Przecież będzie mokra. To twoja od gry... Upiore ci ja i oddam. Tylko mi przypomnij.
Zaśmiałem się.
- Nic mi nie oddasz. Jest twoja. I chcę cię w niej jutro zobaczyć. Chce aby Marvin i cała reszta cię w niej zobaczyli. Będziesz wyglądać w niej lepiej niż w bluzie swojego brata.
Zachichotała i mnie objęła.
Chciałem żeby każdy wiedział. Poprostu chciałem.W trakcie filmu Colette zasnęła na moim ramieniu. Położyłem ja i przykryłem kocem. Chciałem zostać lecz nie mogłem. Wróciłem, a ostatnią myślą przed zaśnięciem było to iż dziewczyna była moja i tym razem sama to potwierdziła. To było tak idealne uczucie... Idealne jak ona cała.
🏀💞🏀💞🏀💞🏀💞🏀💞🏀💞
Słowa:1541Hejo kokoski. Przepraszam ale rozdział nie sprawdzony. Do końca zostały jakieś 4 rozdziały i staram się dokończyć tę część jeszcze w te ferie. Które zresztą kończą mi się za półtora tygodnia. Cienko u mnie z czasem. Mam w planach jeszcze 2 część "Accidental Acquidance" plus osobną historię i obiecuję że po napisaniu wezmę się za korektę rozdziałów.
Miłego dnia/wieczoru/ nocy ❤️
Do następnego!! Wasza Domcia<33 💞🌷✨
CZYTASZ
Accidental Acquidance [ZAWIESZONE,]
Romance16 letnia rudowłosa dziewczyna z pięknymi szarymi oczami, które stanowiły jedną z pamiątek po jej zmarłej matce . Oraz chłopak który jest odzwierciedleniem swojego nieznanego mu ojca. Tę dwójkę połączyła tytułowa "przypadkowa znajomość". Jak po...