Ranboo zamrugał skonsternowany.
- Bóg piękna? Co Wilbur ma do rzeczy? - zapytał, a jego frustracja zniknęła niemal całkowicie, przerodzona w zaskoczenie.
W końcu przyszedł do tego domu przekonany, że przyjdzie mu się męczyć się z konsekwencjami czynów Dreama. Do głowy nie przyszło mu nawet przez chwilę, że wmieszany w to będzie jakikolwiek inny bóg.
- Oj, tak, oczywiście, że go znasz. - mężczyzna prychnął, wyrywając go z zamyślenia. - Wy się tam wszyscy znacie, banda zadufanych w sobie durniów, poklepujących się po plecach i podbudowujących nawzajem swoje wyolbrzymione ego.
Ranboo skrzywił się, częściowo dlatego, że nie mógł w pełni zaprzeczyć wyobrażeniu, znał bogów zbyt dobrze.
- Znam go, owszem, ale co on takiego zrobił? - zapytał.
- Co zrobił?! - mężczyzna parsknął niemal maniakalnym śmiechem. - Co zrobił?! Czy ty mnie widzisz?! Patrzysz na mnie i masz czelność pytać co zrobił?!
- Mam wrażenie, że zaszło tu jakieś nieporozumienie. - uznał niepewnie. - Nie wiem co sprawiło, że myślisz, że Wilbur cię przeklął, ale mogę ci zagwarantować, że tego nie zrobił.
- I czemu mam ci niby wierzyć? - mężczyzna, który, choć niższy od niego, wciąż patrzył na niego z wyższością.
- Nie masz mi wierzyć, nie obchodzi mnie twoje zaufanie, masz mnie posłuchać. Wilbur zrobił wiele złego, jest chujem, bez wątpienia. Ale to co tu się stało nosi na sobie wyraźne ślady działań zupełnie innego boga, boga imieniem DreamWasTaken. - Ranboo wziął głęboki wdech, lecz kontynuował prędko, w obawie, że mężczyzna przerwie mu. - Mam świadomość, że nie wierzysz mi, ale Wiem, w dzisiejszych czasach nie mówi się już o nim, szczególnie nie wśród ludzi, ale niegdyś był najbardziej czczonym z bogów i-
- Wiem kto to jest! - parsknął mężczyzna. - Wy wszyscy myślicie, że jesteście o tyle lepsi, że wiecie o tyle więcej! Ale wiesz co? Ja nie potrzebuję wykładu z historii czy tam teologii, nie jestem debilem! I masz rację nie wierzę ci! W każdej historii, którą słyszę ten Dream jest źródłem wszelkiego zła i wiesz co, zaczynam myśleć, że on jest zwyczajnie kozłem ofiarnym, na którego wszystko zrzucacie! Powiedz mi, czy on nawet naprawdę istnieje?!
To, zaskakująco, okazało się dla Ranboo ostatnią kroplą goryczy. Jego do tej pory niewzruszona twarz wykrzywiła się, a po ułamku sekundy zaczął śmiać się tym charakterystycznym, rodzajem śmiechu, który nigdy nie świadczy o radości.
- Oh, tak, oczywiście, Dream nie istnieje i nigdy nikomu nic nie zrobił. - parsknął. - A całe moje życie i wszystko przez co musiałem przez niego przejść to misterne kłamstwo usnute tylko po to by ukryć przed tobą jakiś mroczny sekret o Wilburze i wszystkich innych bogach. Mówisz o ego bogów, a ty sam się zachowujesz jakby świat kręcił się wokół ciebie, nie mam najmniejszego powodu żeby cię okłamywać. Ale wiesz co? Nie mam właściwie też powodu, żeby ci pomagać, a próbowałem, widzę jednak, że ty jesteś całkiem zadowolony z takiego życia i nie pozwolisz mi rozwiać twoich wyobrażeń.
Mężczyzna parsknął w odpowiedzi.
- Nie, ty nie masz prawa narzekać. - syknął. - Nie możesz od tak pojawić się w moim domu, próbując naprawić moje życie i potem nazywać mnie irracjonalnym. Ja nawet nie wiem kim ty jesteś! Zwyczajnie nie możesz-
- Spokój! - rozległo się nagle i zarówno Ranboo jak i mężczyzna obrócili się w kierunku Tubbo, stojącego w kącie, uświadamiające sobie, że obaj kompletnie zapomnieli o jego obecności.
CZYTASZ
DSMP - Gods AU
FanfictionWielowątkowa historia oparta przede wszystkim na losach SBI, będących tutejszymi bogami, i Bench Trio. Dla zainteresowanych: Nie jestem w tym fandomie, nie mam pojęcia co się dzieje, zacząłem to pisać lata temu i teraz tylko od czasu do czasu piszę...