Tubbo ściskał w palcach sztylet, który wziął nie wiadomo skąd. Jego dłonie drżały i Ranboo nie dziwił mu się, widział wcześniej jak chłopak zachowywał się względem swojego ojca i miał świadomość z jakim trudem musiało mu przyjść postawienie mu się, choć ten jeden raz.
- Ogarnijcie się, obaj. - wysyczał mierząc ostrzem to w kierunku Ranboo to mężczyzny. - Ranboo, nie przyprowadziłem tu na pogaduszki przy herbacie, a już tym bardziej, żebyś kłócił się moim ojcem. Miałeś wszystko naprawić i, za przeproszeniem, chujowo ci to idzie! - oddychał ciężko i jego oczy wydawały się zaszklone, ale mimo to kontynuował. - A ty, Schlatt, z tobą nawet nie będę dyskutować, wiem, że nie warto. Ale czy ty możesz choć raz, na ułamek sekundy, stulić pysk i posłuchać co kto inny ma do powiedzenia?! Tym bardziej jeśli tym kimś jest ktoś kto zna się lepiej. Ranboo jest bogiem, zna się na bogach, wie o czym mówi!
Tubbo zamilkł, głównie po to żeby wziąć głęboki wdech. Był cicho przez dłuższą chwilę, aż jego dłonie ustabilizowały się, ale ani Ranboo, ani mężczyzna - Schlatt, nie odzywali się, zbyt w tamtej chwili oszołomieni. Chłopak miał dość czasu by uspokoić się i przemówić ponownie.
- I właśnie, Ranboo, do cholery, jesteś bogiem! Mówiłeś, że jesteś bogiem przyjaźni, i co?! Bo ja jakoś tego nie widzę. Jedyne co robisz to tylko gadasz i gadasz. Myślałem, że bogowie mogą zaginać rzeczywistość według woli, robić co im się żywnie podoba, a ty stoisz tu, ot tak, i nie robisz nic, jak zwyczajny człowiek. To jest absurdalne! Zrób coś! Zrób coś, albo ja coś zrobię, bo nie mam już na to wszystko siły.
Ranboo czuł płynącą od niego falę emocji, która wzruszyła go niemal. Współczuł temu dzieciakowi i naprawdę chciał mu pomóc. Sam wiedział zbyt dużo o problemach w relacjach rodzinnych i gdyby to od niego zależało nikt nie musiałby ich doświadczać. Myślał przez ułamek sekundy. Może nie mógł pozbyć się ich wszystkich, ale mógł zmienić choć to jedno życie, zacząć naprawiać świat kawałek po kawałku.
Westchnął.
Nienawidził on używania swoich boskich mocy. Miał ku temu wiele powodów i to, że nie powinien ingerować w ludzkie sprawy, miało wśród nich niewielkie znaczenie. Najgorsze było to, że był wyłącznie półbogiem, jego ciało było w znacznym stopniu ludzkie, słabe. Tak łatwo było dać się porwać mocy i zużyć całą energię tego żałosnego organizmu.
- Przepraszam, Tubbo. - powiedział. - Zapomniałem całkiem po co tu jestem, powinienem od początku włożyć więcej wysiłku. Zrobić to wcześniej.
Z tymi słowami Ranboo chwycił dłoń Schlatta.
Fala smutku, rozżalenia i gniewu uderzyła go tak gwałtownie, że niemal odskoczył, ale był zdeterminowany żeby pomóc.
Zamknął oczy. Sięgnął myslami ku Schlattowi.
___________________________
Tak, mam pełną świadomość, że rozdziały miały być co trzy dni, i będą, może. Ale jestem chory, nie miałem w domu Internetu i mam egzaminy, a tą książką interesuje się dosłownie chyba tylko jedna osoba.
W każdym razie mam nadzieję, że się podobało, ja uciekam i życzę miłego dnia, nocy czy czegokolwiek.
CZYTASZ
DSMP - Gods AU
FanfictionWielowątkowa historia oparta przede wszystkim na losach SBI, będących tutejszymi bogami, i Bench Trio. Dla zainteresowanych: Nie jestem w tym fandomie, nie mam pojęcia co się dzieje, zacząłem to pisać lata temu i teraz tylko od czasu do czasu piszę...