ROZDZIAŁ 7

60 4 4
                                    

Delia

Obudziłam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Światło niemiłosiernie świeciło w oczy, a jakikolwiek ruch głową równał się z bólem tak ogromnym, że nie było sensu nią ruszać. Moje ciało było podpięte do różnych sprzętów, które cały czas wydawały wkurwiające dźwięki. Pik pik... Oszaleć można. Gdy następnie zobaczyłam specyficzne dla szpitali ubranie, byłam już pewna gdzie jestem. W sali nikogo nie było, dlatego zaczęłam się roglądywać za moim telefonem, aby zając czymś ręce. Moje ruchy były strasznie ograniczone, więc dopiero po kilkunastu minutach udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Pamiętam z wczorajszego wieczoru tylko rozmowę z Aaronem i kilka innych nieistotnych rzeczy. Urwał mi się film wtedy gdy miałam już większe problemy z oddychaniem. Do teraz nie wiem za bardzo o co chodziło. Coś musiało mną wtedy tarnąć, coś sobie uświadomiłam. Może między innymi zależało to od mojej bardzo niskiej samooceny? Bo jakim cudem osoby, które znają się ze sobą od dłuższego czasu polubiły ot tak jakąś dziewczynę? I to jeszcze taką, która nie zasługuje na ich przyjaźń. Bo czemu miałabym na nie zasługiwać? Od zawsze byłam zależna od rodziców i zawsze wykonywałam ich rozkazy, mimo że one mi się nie podobały. Pozwalałam sobą pomiatać. Właśnie to uczucie nie dawało mi spokoju.

Każdy z nich miał swoich rodziców, kochających rodziców, na których mogą liczyć. Nawet Mateo wyjeżdżając z San Francisco miał i dalej chyba ma w miarę dobry kontakt z nimi. Może gdybym została tam i słuchała się ich to wszystko wyglądałoby inaczej? Oni chcieli zapewnić mi dobrą przyszłość. Taką podstawę, a ja wyjechałam z domu bez słowa, zostawiając im nędzną kartkę. Mam czasem ochotę po prostu walnąć łbem o ścianę.

-Delia, słyszysz mnie?

-Hm? - tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam kiedy ktoś wszedł do sali.

-Siora, co się z tobą dzieje, co? - zapytał Mateo z zauważalną troską.

-Nic, głowa mnie strasznie boli. - chwyciłam się za czoło, sprawdzając czy aby nie mam żadnej gorączki, chodź i tak nie potrafiłabym jej wyczuć. Wolnymi ruchami oparłam się wygodniej o ramę łóżka za moimi plecami.

-To pójdę po jakiegoś lekarza, okej? - naprawdę się martwił. To słodkie.

-Mhm.

Mój brat podniósł się z małego stołka i ruszył w stronę drzwi. Zauważyłam jeszcze że z kimś zamienił kilka zdań zanim poszedł dalej, jednak nie zaprzątałam sobie tym i tak obolałej głowy.

Mój wzrok utkwiłam oknie po lewej stronie łóżka szpitalnego. Było ono duże z jasnymi zasłonami. Za nim widniał park, który był pusty. Nie było żadnej żywej duszy, lecz nie na to zwróciłam stu procentowej uwagi. Konary zielonych jeszcze drzew przysłaniały piękny zachód słońca. Niebo było pokolorowane odcieniami różu i fioletu, ale również pomarańczowego. Kocham oglądać takie widoki. Ale chwila, skoro jest zachód słońca to która mogłaby być godzina?

Jakby na zawołanie drzwi od sali, w której przebywałam nagle się otworzyły, ale w ich progu nie stanął lekarz z Mateo tylko... Aaron. To on tu w ogóle był?
Podszedł do łóżka wpatrując się we mnie nie odwracając nawet na sekundę wzroku. Czekał na jakąkolwiek moją reakcje. Może myślał że zareaguje na jego obecność tak jak ostatnio?

-Hej, Del. Już wszystko git? - chwycił ten sam taboret na którym wcześniej siedział mój brat i postawił go bliżej mnie, ale jednak dając mi wolną przestrzeń. Czy to dziwne, że chciałabym aby był bliżej?
Tak to dziwne.

-Tak, dziękuję że pytasz - uśmiechnęłam się do niego najszczerzej jak teraz potrafiłam. Uśmiech wyszedł trochę krzywy i tak jakby z grymasem, bo ból głowy nie odstępował. Chłopak zaśmiał się na ten nieudany gest. - Przepraszam za wczoraj. Nie wiem co we mnie...

Jestem tu (CHWILOWO ZATRZYMANE!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz