ROZDZIAŁ 9

41 3 5
                                    

Delia

Bałam się. Straszliwie bałam się, że to co miało miejsce, było tylko aluzją. Że to tylko kolejny kolorowy sen, z którego wybudzi mnie krzyk matki, przywołując szarą rzeczywistość. Każda miło spędzona chwila z moimi przyjaciółmi, okaże się moją bujną wyobraźnią. Zostanę znów sama z demonami, które czasem nadal mnie nawiedzają.

Wiem, że moi rodzice tak łatwo nie odpuścili. Wiem, że mają jakiś plan i właśnie ta myśl mnie męczyła. Są zdolni zrujnować moje dotychczasowe życie jak dmuchnięcie w jebany domek z kart. Zaczęło się w końcu układać. Tworzę nareszcie swoją historię, ustawiam odpowiednie tory. Niektóre rany się zagoiły i takim przykładem jest pustka i tęsknota po odejściu Aarona. Po prostu pogodziłam się z tym, że chciał ratować swojego kumpla. Mamy o wiele lepszy kontakt niż na początku mojego przyjazdu, co mnie bardzo cieszy. Nie widzę większego sensu, aby nadal trzymać urazę. To nie tak, że nie czuję ukłucia w klatce piersiowej, kiedy pomyślę o naszym zerwaniu. Muszę żyć dalej, proste.

Kiedy wróciłam do domu wraz z Aaronem, od razu dopadły mnie Kate i Jasmine. Strasznie się przestraszyły i wolały dać mi czas na ochłonięcie. To naprawdę miłe, ale nie potrafiłam się wyciszyć. Nie pomagał mi w tym czarnowłosy chłopak, z którym przesiedziałam cały wczorajszy dzień. Uczucia co do niego nadal nie wygasły, nawet po trzech latach. Nadal mnie do niego ciągnie, a jego oczy... Połączenie takiej świeżej, wiosennej trawy i butelkowej zieleni. Gdzieniegdzie małe brązowe plamki przy źrenicy. Cudo. Mogłabym znów dla nich przepaść, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Mimo wszystko, nie chcę powtórki. Widziałam go w każdym chłopaku, myśląc że to ON.
Miałam go przed oczami. Widziałam dokładnie zarysowaną szczękę, pełne usta, burzę ciemnych włosów. Jakby był na wyciągnięcie ręki. Ale nie był. I to bolało. Nie chcę przeżywać tego drugi raz.

- O hej, Delia - przywitał się ze mną Charlie. - Co powiesz na rundkę Tekkena? - zapytał, a ja odwróciłam  się w jego stronę.

- Heja, w sumie to czemu nie? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. - I tak nic nie robię, dawaj. - wskazałam głową na kanapę, na której siedziałam.

Chłopak z uśmiechem na ustach zasiadł, wcześniej odpalając PlayStation. Co jak co, ale to zawalista gra. W San Francisco mam każdą część i zawsze grałam w nią z Mateo lub Aaronem. Tutaj, w Madrycie, gram z Charliem i zdecydowaliśmy się na Tekken 6, bo razem uważamy, że to najlepsza część.

- Ja biorę Lili - stwierdziłam, bardzo często nią grałam.

- Standard - zaśmiał się. - No to ja..... Heihachi Mishima.

- No weź noooo - specjalnie przedłużyłam trzecie słowo. - On jest za mocny przecież. Jest jak skała!

- No to ewentualnie mogę zmienić na Wang Jinrei.

- Boże... Oba są do dupy. Jest stary jak świat, ale kopa jebany umie zasadzić. 

- No to wybierz, młoda.  Daję ci tym fory. 

Rzeczywiście...

Chłopak wybrał tego pierwszego, co jest na moją niekorzyść. Jak mam dziewczyną pokonać jakiegoś umięśnionego olbrzyma?! W sumie to mięśnie ma podobne co mój  nauczyciel ze starej szkoły... Hej, stop.

- A jak ci się układa z Aaronem? - zapytał tak nagle, że omal zadławiłam się powietrzem. Wykorzystał moją nieuwagę i pokonał mnie w kilku chwytach, wygrywając całą rundę.

- Ej! To było nie fair! Miałam szansę wygrać!

- Mhm, na pewno - spojrzał na mnie z politowaniem, że aż prawie parsknęłam śmiechem. Prawie, bo nadal jestem zła za oszustwo. Serio mogłam wygrać... - To jak?

Nie odpuszczał, a ja nie zamierzałam odpowiadać. Bo co nawet miałabym powiedzieć? Mamy po prostu w miarę dobry kontakt i tyle. Przecież nie powiem mu, że nadal cos czuję do Aarona.

- Eeee... my po pro-

Nie dokończyłam, bo uratował mnie z tej niezręcznej sytuacji, dzwoniący obok mnie telefon. Poczułam jak ogromny kamień spadł mi z serca, jednocześnie pozwalając mi z powrotem normalnie oddychać. Charlie spojrzał na wyświetlacz, po czym wziął swoją komórkę i wyszedł z salonu, posyłając mi ostanie spojrzenie w stylu ,, Teraz masz szczęście, ale jeszcze do tego wrócimy". Chwyciłam do ręki również swój smartfon i zaczęłam przeglądać social media. Dodałam nowe zdjęcie na Instagram, które było robione jeszcze na imprezie urodzinowej. Stałam na stole, wokół było mnóstwo osób z wystawionymi do góry rękami. W dłoniach trzymałam różowego drinka ze słomką oraz palemką. Mateo stoi przy moich nogach, na wypadek gdybym spadła ze stolika i ewidentnie się tego bał, bo jego mina mówi sama za siebie. Kate i Jas siedzą na pufach za mną, a Aaron i Charlie znajdują się na podłodze, na którą spadli chwilę przed zrobieniem zdjęcia, dlatego są czerwoni jak buraki. Pamiętam, jak głośno się wtedy śmiali. Ogólnie vibe tej imprezy był taki beztroski. Każdy się bawił, nie patrząc na późniejsze konsekwencje. Kiedy odtwarzałam w głowie jeszcze kilka sytuacji, które zapadły mi w pamięci, zauważyłam nowe powiadomienie. 

  Nieznany:                                                                                                                                                            01.01.2023 r.

Wiadomość, czyli datę, przeczytałam chyba z dziesięć razy.  Po co ktoś wysyłałby mi takiego SMS-a? Kim jest ten "ktoś"?

*~*~*~*~*~

Hejka!

Rozdział jest bardzo krótki (obiecuję, że kolejny będzie o wiele dłuższy), lecz chciałam zostawić was w takiej nieświadomości XD Plus, mam strasznie dużo nauki :( Kolejny rozdział myślę, że będzie gdzieś w czwartek!!

Co o tym rozdziale sądzicie? Dajcie znać!! ---->

Kto czekał? ---->

JEŚLI WIDZISZ BŁĄD - NAPISZ

(rozdział nie sprawdzony, więc mogą być błędy)

Do następnego, misiakiiii <3

Jestem tu (CHWILOWO ZATRZYMANE!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz