Rozdział 6

69 32 0
                                    

Lucas

Sobotni wieczór spędziłem na siłowni z Anselem. Ojciec bardzo pilnie strzegł tego, abym nadrobił stracony trening. Uważał, że zabierając mi wolny czas, który naładował masą ćwiczeń i nauką, powstrzyma mnie od rozwijania relacji z nowo poznanymi osobami. Jego zdaniem samotność jest drogą do sukcesu. Jednak nie przewidział tego, że nawet tam mogłem się z kimś spotkać. Naprawdę chciałbym wiedzieć, jak mojej mamie udało się rozbić jego skamieniałe serce i znalazła w nim trochę miejsca dla siebie. Jednak jej odejście sprawiło, że z oziębłego człowieka, który zamiast ojcem, był moim trenerem, narodził się potwór pilnujący każdej sekundy mojego życia.

– Jak tam nastawienie przed wtorkiem? – zapytał Ansel, gdy wychodziliśmy z siłowni.

– Nie najgorzej – powiedziałem wahając się. – Z jednej strony jestem pewny, że dobrze się przygotowałem do przesłuchana, ale co jeśli ktoś zrobił to lepiej?

– Mi też nie powiesz, co zaśpiewasz? – zapytał, kiedy wyciągnąłem z plecaka butelkę wody. – Ej, stary, właściwe to ja nigdy nie słyszałem jak śpiewasz..

– Mogę ci zaprezentować, ale nie za darmo – odpowiedziałem półżartem jednak Ansel potraktował to na poważnie.

– Jakim cudem w ogóle twój ojciec zgodził się na twoje lekcje śpiewu czy rozwijanie się w czymś, co nie jest tańcem? – nie spodziewałem się tego pytania. Ansel nie raz słyszał moje narzekania i historie o życiu z Ethan'em Hicks'em, więc w sumie nie powinno. Jednak wypowiedzenie na głos przez kogoś moich myśli było przerażające.

– Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia. – odpowiedziałem, jednak miałem świadomość że to nie prawda. Śpiew był jedyną rzeczą na jaką mi pozwolił za namową mamy. Ale on o tym nie musiał wiedzieć. Nikt nie musiał.

Dopiero w drodze powrotnej, Ansel zauważył moje poranione knykcie. Wcześniej miałem na sobie bluzkę do ćwiczeń z długimi rękawami, które miały na zakończeniu dziurkę na kciuk, co umożliwiło mi naciągnięcie ich i zasłanianie ran. A kiedy piłem wodę podsunął się rękaw kurtki, ukazując zabandażowane kończyny. Chwycił mnie za nadgarstek i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

– Ominąłem trening. – westchnąłem. – Kiedy byłem z wami na pizzy.

– Przecież jeden trening cie nie zbawi. – powiedział zdenerwowany. – Też musisz odpoczywać, nie jesteś robotem.

– Bardziej zdenerwowało go to, że zignorowałem jego telefony i nie zrobiłem tego co zaplanował. – popatrzyłem w dal. Po chwili zastanowienie poprawiłem sportową torbę na ramieniu i spontanicznie zapytałem nowego przyjaciela: – Ansel, masz plany na ten wieczór?

– Nie, a co?

– W takim razie już masz – odpowiedziałam tajemniczo. – Idziemy do mnie. – zaprosiłem go, korzystając z tego, że ojca nie było w domu. Z początku mieliśmy iść razem tylko kawałek, aby potem się rozdzielić. Ansel chętnie zgodził się na moją propozycje.

***

Z racji tego, że mój ojciec niespodziewanie wyjechał, sobotni wieczór, jak i niedzielę mogłem się cieszyć brakiem jego obecności. Ten czas spędzał na wystawie, która odbywała się na drugim końcu stanu Massachusetts. A przez manie kontroli wydzwaniał do mnie co jakiś czas aby upewnić się czy wykonywałem jego polecenia.

Zanim poszliśmy do mojego królestwa, zwanego również pokojem, zabraliśmy z kuchni przekąski i sok do picia. Usiadłem ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, a Ansel rozłożył się na kanapie, która stała naprzeciw niego.

– To co mi zagrasz? – zapytał wygodniej się układając i otwierając paczkę żelek.

Pomimo bólu w dłoniach, chwyciłem gitarę i zacząłem formułować pierwsze dźwięki "blame's on me" Alexsandra Stewart. Trafiłem na tę piosenkę całkowicie przypadkiem. Wyświetla mi się na TikTok'u a kiedy wysłuchałem jej w całości, nie mogłem się od niej oderwać. Ciągle leciała w zaplątaniu na odbiornikach jak i w mojej głowie.

Play with meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz