Rozdział 7

50 19 0
                                    

Szykując się na coroczne przyjęcie u Avery, przebrałam się już chyba z milion razy. Tego wieczoru chciałam wyglądać ładnie. A wszystko, co miałam w szafie nie nadawało się na daną okazję. Z irytacją rzuciłam na podłogę czarną sukienkę, której przyglądałam się od kilku minut. Przeczesałam palcami rozpuszczone włosy i usiadłam w samym centrum porozrzucanych ubrań. Na jasnych deskach mojego pokoju leżały trzy stylizacje i żadna z nich nie wyglądała zadowalająco. Nie dość, że każdą z nich już miałam na sobie i to nie raz to... Schowałam twarz w dłoniach i potrząsnęłam delikatnie głową. Chciałam się pozbyć niespodziewanych myśli. Z westchnieniem przechyliłam się do tyłu i położyłam. Do przyjazdu Lucasa zostały niecałe dwie godziny. A ja, zamiast szykować się na imprezę, zastanawiam się, dlaczego po raz pierwszy tak zależy mi na tym, aby dobrze wyglądać, ale tak naprawdę dobrze. Ale ja już to wiedziałam i to od dawna, tylko nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.

– Ugh... przeklęty Lucas – zaczęłam marudzić. – Musiał się zjawić i sprawić, żeby zaczęło mi zależeć na głupim ubiorze. Przecież to nie ma żadnego sensu...

– Scar, słońce... – zaczęła z rozbawieniem Nathalie, opierając się o framugę drzwi. – Dlaczego leżysz pośród ubrań i rozmawiasz sama ze sobą? – przejechała wzrokiem po całym pokoju. – A w dodatku twój pokój wygląda jakby przeszło przez niego tornado?

– No bo... – podniosłam się z cichym jękiem. – Nie mam się w co ubrać – powiedziałam speszona.

– Jak to nie masz się w co ubrać? – zapytała zdziwiona. Ale kto by w tej sytuacji nie był. Przecież to ja zawsze powtarzałam, że wygląd nie ma znaczenia, tylko liczy się charakter. Ale cóż... poległam. I to już w pierwszej relacji.

– Nooo... – patrzyłam wszędzie, tylko nie na nią. – Lucas zaproponował, że pójdzie ze mną do Ave i no nie mam się w co ubrać. – mój głos był ledwo słyszalny.

– O mój boże, Scar – krzyknęła podekscytowana. – Idziesz na pierwszą randkę.

– To nie randka! – powiedziałam od razu.

– No to niby co? – zapytała, unosząc brew.

– Spotkanie dwójki osób, które chcą się bardziej poznać.

– Czyli randka. – klasnęła w dłonie, uśmiechając się. – Chodź, chyba mam coś, co się na da.

Posłusznie wstałam z podłogi i podążyłam za siostrą do jej pokoju. Siedząc na łóżku Nathalie, zaczęłam skubać skórki przy paznokciach. Chciałam ją o coś zapytać, ale nie widziałam jak, bo to pierwszy raz wystąpiła taka sytuacja, w której to ona pomaga mi, a nie ja jej. Szykowanie Nat na randki było znacznie łatwiejsze. W międzyczasie, kiedy rudowłosa szperała w szafie za poszukiwaniem kreacji, ja rozglądałam się po jej pokoju. Zauważyłam powieszone na ścianach nowe szkice. Chciałam wstać i do nich podejść, aby bardziej się im przyjrzeć, ale wtedy Nathalie odwróciła się z zieloną sukienką w ręce. Aż zaniemówiłam. Nie dość że była w moim ulubionym kolorze, czyli butelkowej zieleni to w dodatku miała przepiękny krój. Przez ponaglające i pełne podekscytowania spojrzenie Nat, wzięłam sukienkę i poszłam się przebrać.

W łazience szary dres zamieniłam na to zielone cudo. Stojąc przed lustrem znajdującym się w drzwiach mojej szafy, przejechałam dłońmi po materiale sukienki. Była na grubych ramiączkach, do których została przyszyta prześwitująca siateczka osłaniająca całe moje ręce, ponieważ została zakończona ściągaczami na moich nadgarstkach. Góra sukienki była obcisła, a przez delikatne wcięcie w talii dół rozkloszowany. Kwadratowy dekolt idealnie uwydatniał moje obojczyki. A dodatkowa warstwa siateczki w dolnej jej części nadała nieziemskiej objętości. Pamiętając o tym, że jest początek grudnia założyłam cieliste rajstopy.

Play with meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz