ROTH'S POV:
Z uwagą i niejaką satysfakcją, przyglądałem się jak Lulu de Lupo blednie, słysząc moje słowa, a potem jej twarz robi się zielonkawa.
– Powtórz – powiedziała słabo.
Gdzieś w środku uśmiechnąłem perfidnie. Okazało się bowiem, że panna feministka, która lubi lać po jajach, jest w rzeczywistości miękką cipą.
Powtórzyłem wszystko dokładnie, żeby dobrze zrozumiała, a wewnętrznie zwijałem się ze śmiechu, widząc jej przestrach. Byłem pewien, że zrezygnuje, bo naprawdę bardzo postarałem się o barwne opisy.
– Jesteś absolutnie pewna, że chcesz się tego podjąć? – zapytałem, siedząc po drugiej stronie stołu w tanim pokoju hotelowym na obrzeżach miasta.
– Absolutnie – odparła drżącym głosem, nabierając odcieni szarości. Nerwowo zerkała na zestaw kolorowych buteleczek do połowy wypełnionych płynami.
– A co jest tego przyczyną? Bo oprócz fetoru, nie zauważyłem żadnych uciążliwych zmian.
Mimo tego, że nawet ją lubiłem i chciałem pomóc z problemem, to postanowiłem trochę ją podręczyć. Za karę. Za te sine jaja, które przez nią miałem. No bo takich rzeczy to się łatwo nie zapomina, nawet jakby się chciało.
I to nie tak, że chciałem zrobić jej krzywdę, albo na złość. Po prostu sam proces przemiany jest dość bolesny, już nie wspominając, że niebezpieczny. Po za tym obserwowanie jej strachu było wielce odstresowujące. Oczywiście nie powiedziałem jej o tym, bo po co.
– Okres. – Wyrwała mnie z zamyślenia.
Musiałem zrobić dziwaczną minę bo niunia zaraz wyjaśniła:
– Dwa bite miesiące w roku i to z rzędu.
Na tym akurat nie bardzo się znałem, ale z moich obserwacji wynikało, że niektóre kobiety miały krwawienie cztery tygodnie w miesiącu, a potem bolała je głowa. Przez kolejny tydzień. Dlatego dałem sobie spokój ze związkami. Bycie z kimś dla samego bycia jest bez sensu.
– Rozumiem – mruknąłem jednak i wskazałem na pierwsze trzy buteleczki z dziewięciu. – Pijesz pierwszą i liczysz do dziesięciu. Pijesz drugą i liczysz do trzydziestu. Trzecia do dziewięćdziesięciu, a potem godzina przerwy.
Obserwowałem, jak odkorkowuje pierwszą. Smród rozniósł się lotem ptaka po całym pomieszczeniu. Lulu skrzywiła się, łypiąc na mnie podejrzliwie. Do samego końca nie wierzyłem, że się tego podejmie.
– To nie będzie sielanka?
Wzruszyłem ramionami.
– Pierwsza smakuje najlepiej – skłamałem.
Prawda była taka, że wszystkie smakowały jak gówno rozpuszczone w szczynach i rzygach, doprawione spirytusem i ziołami.
Lupo zacisnęła nos i wlała w usta zawartość, która nie chciała spłynąć dalej. Z nabrzmiałymi policzkami i wytrzeszczonymi oczami wyglądała teraz jak kameleon, któremu nadepnięto na ogon.
– Połknij. Nie wypluwaj. Nie wymiotuj – poinstruowałem. – Inaczej będziemy zaczynać od nowa.
Połknęła, a łzy ciekły jej po twarzy.
Z uwagą przyglądałem się, jak dostała skurczy żołądka próbującego pozbyć się wlanej zawartości. Jak walczyła z narastającymi mdłościami. Zastanawiałem się, jak bardzo jej zależy i przy którym flakoniku zacznie rzygać, bo to że będzie, było więcej niż oczywiste.– Licz – rozkazałem sucho, kiedy zaczęła wywracać oczami.
Posłuchała i przez chwilę mamrotała pod nosem.
CZYTASZ
Matka Chrzestna | SZUKA WYDAWCY
Fiksi PenggemarWstrząsający thriller mafijny z elementami romansu erotycznego, którego akcja rozgrywa się w środowisku potężnych rodzin recenzenckich na Sycylii, w mieście zwanym Wattpad City. O sojusze tu trudno, rywalizacja jest mordercza, a zwycięzcy nie biorą...