5. Tęcza po deszczu

86 4 5
                                    

Życie dwóch współlokatorów wiodło się pomyślnie. Nie dokońca ogarniali co czuli, ale chyba to zaczynali akceptować. Każdego wieczoru dają sobie jeden pocałunek, który jak zawsze kończy się całowaniem po całej twarzy, ale o dziwo rano o tym kompletnie zapominają. Jednak..

 Alhaitham tego tak naprawdę nie zapomina. Pamięta każdy ruch Kaveha, oraz gdzie i kiedy jego usta dotknęły jego. Wręcz adorował swojego blond kolegę. Od kiedy tak wygląda ich każdy wieczór, to zawsze robi mu sie przyjemnie ciepło gdy obok niego przybywa.


Jest lipiec, a to oznacza długo-wyczekiwane 23 urodziny Kaveha. Szarowłosy nie był zbytnio pewny co mu kupić, ale wiedział, że chciał sprawić by te urodziny były jego najlepszymi.

-Kaveh, twoje urodziny..- zaczął rozmowę Haitham jedząc późne śniadanie.
-Ah, daj spokój. I tak mam dużo roboty. Musze spłacić ci dług za czerwiec, pamiętasz? 
Alhaitham spojrzał na podłogę i przytaknął. Czuł lekkie poczucie winy że Kaveh musiał pracować bardzo mocno, by zapłacić mu za mieszkanie.
-Ale jakbyś musiał coś wybrać.. cokolwiek.- Alhaitham skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na Kaveha.-
-Nie wiem.. nowe pędzle? Ołówki..? Dużo tego.. Ale proszę, Haitham.. naprawdę nie trzeba robić z tego wielkiego halo.- ciepło się uśmiechnął.
-Jesteś uparty jak osioł.- rzucił szarowłosy. Ale i tak się cieszył, że ma wskazówki co mu kupić. Chciał go uszczęśliwić.
Szkoda, że niezbyt mógł to pokazać.
-A jest miejsce które byś chciał zobaczyć?- kaszlnął- tak wiesz.. ogólnie. Tak tylko pytam.
-Nigdy nie byłem w Liyue. Kultura wydaje się tam spoko.- odpowiedział Kaveh, poprawiając pióra w swoich gęstych włosach.- Dobra skończyłem jeść. Idę się przejść.
-Rozumiem.- popatrzył w dół na jego talerz. Pusty.

Kiedy blondyn wyszedł z mieszkania, Alhaitham jedyne co mógł zrobić to zatopił twarz w swoich zimnych rękach. Nie umiał być czuły.. ani nie potrafił pokazać choć odrobiny szczęścia. Czuł się winny, że przez niego Kaveh czuje się nie lubiany. 
-Oj mój drogi Kavehu.- i sprzątnął szybko swoje sztućce.

Kaveh wyszedł na spacer wokół Sumeru City. Kiedy doszedł do centrum, usłyszał rozmowę dwóch studentów Akademiyi:

-Ty, słyszałeś że podobno mają wyrzucić jakiegoś architekta? Podobno kopiuje sam siebie ostatnio w swoich projektach.- powiedziała pewna kobieta z uniformem Akademiyi.
-Jeśli sie nie nadaje to po co taki szum? Niech znika. Nie ma tu miejsca dla leniwych i biednych osób. W ogóle, czy on cokolwiek kiedyś zamieścił coś w historii akademii?- odpowiedział drugi mężczyzna. Oboje wzruszyli ramionami i wrócili do rozmowy o kawie. 
Ręce Kaveha zaczęły się trząść. Do oczu zaczęły dopływać zły. Jak to? Leniwy? Nie kreatywny? Przecież z ostatniego projektu z Laylą dostali prawie najwyższy stopień. Kaveh delikatnie przetarł lewe oko, i zmienił kierunek ku domu. Przy okazji, godzinę temu zrobił małe zakupy, więc co chwilę zmieniał rękę w której trzymał swoją torbę. 
Chciało mu się po prostu ryczeć.


-Alhaitham.- wkrzyknął, kiedy wrócił. Nie wiadomo czemu, przyjście do domu zajęło mu kolejną godzinę. Była 17.- Wybacz.
Szarowłosy od razu zerwał się na równe nogi. Spojrzał na przyjaciela, i od razu zauważył czerwone od płaczu oczy. Podszedł do blondyna i rzekł:
-Co jest?- był tak blisko, że na spokojnie czuł zapach jego włosów.
-Akademiya. Chcą mnie wywalić. Mówią że kopiuje sam siebie. Ja już nie wiem jak żyć.- i załamał barierę. Po prostu zaczął płakać. Mimo, że bardzo się tego wstydził, to wiedział, że mężczyźni też mogą okazywać uczucia. Haitham od razu objął ciało Kaveha swoimi ramionami, i zamknął ich dystans ciepłym uściskiem.
-Jak to się stało? Kto? Jak? Gdzie..?-pytał szybko. Stresował się. Serce mu sie załamywało. 
-Nie wiem.- zaszlochał.- Mówią że jestem beznadziejnym architektem.
-To tylko mój tekst. Nikt nie ma prawa tak mówić.- powiedział oburzony Alhaitham.
-Nie wiem kim byli ci goście nie ważne! Ważne jest to.. że się tam nie nadaję.-
-Nadajesz się.-
-Nie.-
-Tak.-
-Nie!!!!!-
-Kurwa tak!!!!!- szarowłosy krzyknął, przytulając go mocniej.- Dlaczego jesteś taki ostry dla siebie? Pracujesz kurwa po nocach, wiem że nic ci nie mówię, a jak mówię to cie wkurzam, ale ,japierdolę, Kaveh ty nie wiesz jak ja to doceniam i zauważam. Pierdol tych wszystkich innych ludzi którzy tego nie widzą!!!!!- również złamał barierę. Nigdy tak się nie wyraził. To chyba był czas zwierzeń. Łzy architekta naprzestały. Jedynie objął rękami plecy Haithama, zanurzając mokrą od łez twarz w jego szyji.
-Alhaitham.- wypowiedział imię swojego przyjaciela. Poczuł ciepło w swoim sercu.- Ty wiesz jak z deszczu stworzyć tęczę.
-Zakmnij się- ale uśmiechnął się szczerze, nawet się delikatnie rumieniąc.- Po prostu nie chce żebyś był taki szorstki dla siebie. Zasługujesz na wszystko.- zaczął głaskać policzek Kaveha.- Bardzo nie chcę.-
-Wiem.- i oparł swoje czoło na jego.
-Dobrze.- znów się lekko uśmiechnął. -Czy mogę cię pocałować?- zapytał.

Kaveh nie wiedział jakich słów urzyć. Tak? Nie? To nie wystarczało. Jednak potrząsnął głową i spojrzał na dół rumieniąc się. Alhaitham podniósł jego podbródek i spojrzał w jego brzoskwiniowe oczy. Po chwili musnął jego usta swoimi, zostawiając tęsknotę na nich.
-Haitham, kim my w ogóle jesteśmy? Raczej czym?-zapytał blondyn. Zakręciło mu się w głowie od takiego romantycznego pocałunku.
Alahitham tylko westchnął i pogłaskał go po głowie. 
-Jeśli już wszystko jest w porządku, chodzmy spać.-

I tak się własnie stało.



;)

Kavetham "inna historia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz