S2.04. Pomyliłem się?

35 1 1
                                    

Losy Tighnariego i Cyna z przed rozdziału drugiego.

-W końcu koniec tej roboty.- Cyno opadł na krzesło, a na przeciwko niego już leżały placki zrobione przez Collei. Tighnari tylko westchnął i pocałował Cyna w czoło. 

-Collei dziś miała ochotę na zrobienie placków. Masz tu dwa z owocami, jedno z warzywami.. i kilka z wszystkim.- wymieniał Tighnari, siadając obok swojego chłopaka. 

-A no, gdzie ona? Dopiero ósma.- Rzucił szybko białowłosy, biorąc kęsa placka.

-Trochę ją pocisnąłem na lekcjach. Tym razem kazała mi ją nauczyć 100 nowych języków, bo usłyszała od Madam Faruzan, że kiedy zdawała do Akademiyi, każdy student musiał zdawać z tych wszystkich języków egzamin. I.. Collei nabrała motywacji.- złapał się za czoło, a jego uszy opadły. Cyno delikatnie się zaśmiał.

-Dziewczyna chce być mądra co się dziwisz? Dlatego dostała wizję od Boga mądrości, dendro.- uśmiechnął się. Jednak Tighnari pokręcił głową.

-Nadal nie potrafi jej kontrolować. I często się potyka o nogi. O drogi archonie, żeby dała radę jak dorośnie.- Nari położył głowę na stole i znowu westchnął. Cyno wiedział, że to jednak on bardziej potrzebuje opieki niż on. Codziennie haruje jako nauczyciel Collei oraz jako strażnik lasu. Był bardzo pracowitym lisem.  Wstał, i objął jego szyje swoimi ramionami, wstawiając swoją brodę pomiędzy jego uszy.

-Tigh, będzie dobrze. Da radę. Ty też. Wierzę w ciebie.- wyszeptał Cyno.
-Cyno dusisz mnie.-
-Ups.-

I oboje się zaśmiali. 
-*Moje wszystko co mam, właśnie jest w moich ramionach.*- pomyślał Cyno. -*Chcę go mieć w ramionach na zawsze. Do końca świata. Chcę się nim zaopiekować. Ten lis..*- spojrzał na twarz Tighnariego- *ten lis sprawia że w mojej głowie nastaje cisza i spokój. Chcę, żeby był cały mój. Cały.*-

-Idę spać, Cyno. No chyba że chcesz tu przenocować.- Tighnariemu udało się wyjść z uścisku Cyna.-
-Zostanę. Jeśli oczywiście mój lis pozwoli. A z resztą, mam nowe żarty do opowiedzenia.- wyszczerzył zęby a Nari tylko zrobił zmarnowaną minę.
-Błagam.. jestem zmęczony.. daj żyć!- wykrzyknął, wchodząc do swojej sypialni. Cyno tylko się uśmiechnął.

Następnego dnia była sobota, więc dzień wolny. Cyno nawet nie opuszczał posiadłości Tighnariego. Kiedy obudził się, w łóżku swojego chłopaka, brakowało jego samego. Pewnie już nauczył się tak wcześnie wstawać. Cyno ziewnął, ubrał się w bluzę i luźne szorty, i wszedł do głównego pomieszczenia.

-Cyno!!!- Collei krzyknęła podbiegając do białowłosego. Przytuliła go od razu.
-No już już. Co tam pichcisz Collei-jka?-
-Mówiłam już, nie mów tak do mnie!- naburmuszyła się, i od wróciła się do Cyna plecami.
-No ale wiesz, Collei, kolej, prawie to samo.- podrapał się po głowie i usiadł na stole.

-Co, śpiąca królewna wstała?- nagle zza drzwi wszedł Tighnari. Pocałował usta Cyna i podał Collei owoce i przyprawy. -Collei, Nasza archonka chce żebyś przywitała się z nowym uczniem, tym, no.. jak mu tam?- położył list na stole i poprawił swoje długie uszy.
-W sensie ten kapelusznik?- wtrącił Cyno i prychnął- latający szczur.
-Cyno nie mów tak o nim. Jeśli archonka chce żeby moja uczennica go spotkała, to oznacza że zacznie chodzić do akademiyi.- Tighnari w końcu usiadł na krześle, a Collei podała bułki z budyniem i sałatkę owocową.
-Dziękuje, Tighnari. Kompletnie bym zapomniała. A..em.. i..- Collei zaczęła nerwowo bawić się palcami.
-Coś nie tak?- cybo i tighnari odpowiedzieli w tym samym czasie.
-Przewróciłam się i leci mi krew z kolana.- przygryzła wargę, a Tighnari tylko westchnął.
-*Rany, ile razy na dzień on wzdycha?*- pomyślał Cyno. -Jak.. jak ja go kocham.*-



Razem spędzili cały dzień. Poszli na spacer, zjedli obiad w barze, a Cyno kupił Collei-ce nowe pióra. Uwielbiał tą zielono-włosą. Sprawiał że od razu chciało mu się gdzieś wyjść. Była pełna energii i zawsze umie wyjść z trudnych sytuacji. Jednak większość czasu spędził na obserwowaniu Tighnariego. Kiedy go widział, czuł motyle w brzuchu, a jego usta nie mogły się kontrolować. Za każdym razem jak go całował, dotykał, czuł, jego serce biło tak mocno, że każdy mógł usłyszeć. Cieszył się, że Tighnari czuje to samo, i są razem od kilku lat. Ale.. w końcu to nie wystarczało. Czasem Collei nadal mówił do Cyna "proszę pana" zamiast "tato".. czy po prostu "Cyno". Czuł, że wokół tych dwóch wspaniałych ludzi kryje się coś więcej niż przyjaźń czy bratnie dusze. Chciał czuć, że ma rodzinę. Że ma kogoś całego dla siebie, i że kocha kogoś, i będzie kochał, i będzie obserwował, dopóki nie dorośnie. Czy to był ten czas? Cyno myślał kiedy wyszedł na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza. Patrzył na pomarańczowe niebo, aż w końcu chmury zasłoniły słońce. Postanowił skończyć to. Raz na zawsze.

-Tighnari.- powiedział kiedy wszedł do mieszkanka. Akurat Collei pokazywała mu swoje notatniki. Tighnari to w połowie zwierzę, zrozumiał że coś jest na rzeczy. Uśmiechnął się do zielono-włosej.
-Collei, idź na chwilę do pokoju.- Z smutną miną odstawiła notatniki i poszła do wskazanego pokoju. Kiedy usłyszeli dźwięk zatrzaskujących się drzwi, Cyno zamknął główne drzwi i podszedł do Nariego. 
-Cyno, co jest?- spytał Tighnari.
-Słuchaj. Ja. -spojrzał na swojego chłopaka. Jego serce biło jakby miało odlecieć. Złapał się za kark, i zaczął mówić.
-Słuchaj.. Myślałem o tym długo. I.. nie sądź że to była szybka decyzja, albo pochopna. Po prostu.. wysłuchaj mnie..
-Cyno, spokojnie.- złapał go za rękę.- Słucham cię. 
-Chcę być z tobą na zawsze. Chce być ojcem Collei. Chcę być rodziną. Proszę bądź tylko moim, bądź moim mężem.- wypowiedział to na jednym wdechu, klękając na jedno kolano. Ugryzł wewnętrzną stronę policzka i czekał na odpowiedź. Usłyszał tylko swoje bicie serca. -T-tighnari?- spojrzał do góry, ale od razu tego pożałował. Tighnari przyłożył mu z liścia.

-W OGÓLE O CZYM TY MYŚLISZ CYNO? JAPIERDOLE.- nerwowo złapał się za noc- COLLEI TO NIE ZABAWKA, NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ-
-JA JĄ KOCHAM! JA.. JA CIEBIE KOCHAM!-
-TY I KURWA OJCICEC? WEŹ MYŚL! NIE JESTEŚ GOTOWY, J-JA NIE JESTEM GOTOWY!
-ALE PRZECIEŻ CODZIENNIE OPIEKUJESZ SIE NIĄ, JESTEŚMY ODPOWIEDZIALNI!- Tighnari aż panicznie zaczął oddychać. 
-Wiesz że ty właśnie niszczysz to, co zbudowałem?- Powiedział lis, z ruszającą się szczęką.- Collei to moja uczennica i moja pacjentka. Boję się o nią. Co jeśli.. ją zniszczymy?-
-Dlatego chce być jej ojce..-
-TU NIE CHODZI O TO DEBILU! ONA POTRZEBUJE LECZENIA! JEST CHORA PSYCHICZNIE! WEŹ SIĘ ZASTANÓW, CO TERAZ PRZECHODZI! CO BY P-PRZECHODZIŁA! MYŚL! CHOĆ RAZ POMYŚL!-
-NIE WYZYWAJ MNIE TY KUR- Cyno zastopował się. -Myślałem.. myślałem że myślisz tak samo.. że chcesz.. być rodziną.. że chcesz być razem.. że chcesz.
-To się grubo pomyliłeś.-


i Cyno wyszedł z mieszkania. Tighnari opadł na podłogę, aż nagle Collei wyszla z pokoju, cała zapłakana.
-Kłóciliście sie przeze mnie tak?- chlipała
-Collei.. Ja..-
-Ja cie.. ja cie nienawidzę!- wykrzyknęła i również wyszła z mieszkania, biegiem. Tighnari czuł się słaby, i jego wzrok jak i ramiona opadły na podłogę. 
-Co ja narobiłem..-





HALO HALO BUDOWA WJEDZA (stary mem) Teraz rozdziały będa sie pojawiac w kazdy poniedziałek cotydzien :P. AAa i napiszcie czy chceicie kolejne rozdziały z cynarim <333 (mi mega sie podobalo) czy moze chcecie oddzielna powiesc??  milego dnia/nocy!!

Kavetham &quot;inna historia&quot;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz