Jesteś tu, stoisz naprzeciwko mnie.
Widzimy się, ale myślę, że tylko czasami widzimy się naprawdę. Czuję, że często mijamy się jak obcy, by za chwilę, gdzieś w zawierusze wojny, stać się drogimi przyjaciółmi. W zawierusze wojny wiele rzeczy przychodzi łatwiej.
Czasami, w dużej większości przypadków, jesteś mi równie obojętny, jak ktoś, kogo nie znam. W mniejszej ilości przypadków, kocham cię. Kocham tę twarz, której nigdy nie zobaczę, oczy, takie smutne, zastygłe w smutku, twoją oddalającą się sylwetkę.
A później, zapominam. Że to kiedykolwiek się zdarzyło.
Ty mnie nigdy nie kochasz. Wiem, ponieważ gdybyś mnie kochał to bym o tym wiedziała. Takie rzeczy po prostu się wie.
Podobno wiedzą to tylko kobiety. Ale, niestety, z pewnym smutkiem i zażenowaniem muszę powiedzieć, że niektórzy mężczyźni też to wiedzą. Z zażenowaniem, ponieważ ty wiesz, kiedy cię kocham. A miłość, chwilowa nawet (a nawet zwłaszcza taka), jest czymś, czego nie chcemy nikomu zdradzić.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Miłość to złe słowo. To nie jest miłość, w pełnym tego słowa znaczeniu. To przeczucie. Podskórne, nie do końca określone przeświadczenie bliskości. Na co dzień się znamy, ale to nie taka znajomość.
Czasami po prostu wiem, że mogłabym ci o sobie, tak bez skrępowania opowiedzieć. Mogłabym też siedzieć nie mówiąc nic. Mogłabym pozwolić sobie na siebie. I wiem, że byś mnie zrozumiał.
Musisz mi wybaczyć, w tym wszystkim nie myślałam wcale o tobie. Byłam, być może dalej jestem, wygłodniałym, martwym człowiekiem. Tak długo nikt mnie nie widział, że faktycznie zaczęłam liczyć się tylko ja. W moim życiu mało dostrzegałam ludzi, a oni nie dostrzegali mnie. Dlatego zaczęłam sobie wyobrażać. Przepraszam, padło akurat na ciebie.
Choć, czasami jestem prawie pewna. Ty mógłbyś mnie dostrzec. Ja mogłabym dostrzec ciebie. I tak karmimy się - przynajmniej ja - marzeniami.
Zastanawiam się, czym karmisz się ty. Bo czymś musisz, to pewne. Gdyby nie to, umarłbyś z głodu.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dzisiaj siedzieliśmy w tym samym samochodzie, jadącym w ten sam środek niczego, gdzie mieliśmy wykonać nasze zadanie. Świat kręci się wokół misji i przygotowania do nich. Bezczynność jest dziwna, nieco straszna. Strzelanina powinna być dalece straszniejsza. Ale nie jest. Być może, że świst pocisków, ciągła pogoń i urywany oddech są przerażające. Nie są jednak tak przerażające jak bezsilność. Cichutka przecież, spokojna, nawet w największym huku. Wydaje mi się, że wiesz to dużo lepiej niż ja.
Jechaliśmy tak, wóz chybotał się na wybojach. Zaciskałam spocone ręce na broni, patrząc na krajobraz, przypominałam sobie plan. Mówiliśmy, mówiliśmy wszyscy o rzeczach bardziej i mniej istotnych. Staram się skupić myśli, nie myśleć za dużo, tylko o kolejnych punktach. By w ostatecznym rozrachunku, efektywniej zabijać. Albo nie dać się zabić. Albo wykonać misję. Na końcu okazuje się, że to praktycznie jeden pies.
Ciekawe, że to wszystko, co jest abstrakcją dla większości, dla nas jest czymś tak oczywistym. Można powiedzieć - dzień jak każdy inny. Co prawda codziennie nie jesteśmy w akcji. Ale codziennie się do niej przygotowujemy. Świat w mojej głowie zatacza koło, znowu myślę o tym samym. O czym innym można myśleć, siedząc w chybotliwym samochodzie jadącym do celu? O śniadaniu.
I znowu tu byliśmy. To miejsce nie ma nazwy. Nie wygląda w konkretny sposób. Po prostu zawsze tutaj się w końcu znajdujemy. Biegliśmy, czekaliśmy, znowu biegliśmy.
Oczywiście, że niektóre miejsca pamiętam lepiej, niektórych nie pamiętam wcale. Ale każdy z tych punktów na mapie był do siebie podobny. Zaznaczony czerwoną pinezką.
Za każdym razem dudniło, pulsowało wściekłe serce.
Powinnam być bardziej prozaiczna. Przecież przywołuję też pot i krew. Szybkie, ostre komendy, wszystko dzieje się w sekundach, nie w minutach. Ale to chyba z czasem zblakło. Przyzwyczaiłam się do tego, więc o tym zapominam.
Za dużo prywaty w to wszystko wprowadzam. Wiem, kim powinnam być. Ale nie jestem zimna. Pod tym mundurem jestem zbyt osobista, zdaję sobie z tego sprawę. Nie umiem o sobie kłamać. Kłamstwem się brzydzę.
Czyli, zawsze szczerze zabijam, szczerze milczę w jadących, kołyszących się wozach i szczerze, chwilowo cię kocham. A przecież, nic z tej szczerości nie mam. Tylko jestem coraz bliżej siebie, dalej od rzeczywistości i częściej płaczę niż inni. Być może dlatego jesteś mi tak obcy. Jesteśmy, wbrew pozorom odgrodzeni. To w tej pracy oczywiste, co gorsza, poza nią chyba również.
I tak stoję, odgrodzona, z otwartym, krwawiącym sercem na rękach, na rozstrzelanie, na baczność. I stoję sama.
4.III.2024. - 7.III.2024.
CZYTASZ
Jaskółka wiosny nie czyni // Call of Duty
Fanfictie"Choć, czasami jestem prawie pewna. Ty mógłbyś mnie dostrzec. Ja mogłabym dostrzec ciebie. I tak karmimy się - przynajmniej ja - marzeniami. Zastanawiam się, czym karmisz się ty. Bo czymś musisz, to pewne. Gdyby nie to, umarłbyś z głodu."