PROLOG

226 1 0
                                    

Obudziłam się zlana cała potem. Znowu miłam koszmar z tamtego dnia. Chciała bym przespać chociaż jeden tydzień bez tego. Od kiedy miałam wypadek praktycznie trzy razy w tygodniu miałam koszmary, których nie miałam od lutego. Wszytko musiało się zmienić przez niego. Musiałam brać leki na sen. Przez to wydarzenie jadłam dwa razy mniej więc też brałam leki. Przyjaciele i rodzina dbała o mnie. Byłam nim bardzo wdzięczna na gdyby nie oni to by mnie nie było.

Po wypadku musiałam uważać na serce. Właśnie. Kiedy obudziłam się to czułam dziwne uczucie w sercu, a to nie była wina koszmaru. Miłam tak od jakiegoś czasu, że budząc się czułam coś dziwnego. Nikomu tego nie mówiłam bo by mi kazali jechać do szpitala i to zbadać, a ja już miłam dosyć szpitali. Spędziłam tam prawie dwa tygodnie po wypadku. Wyszłam dzień przed pogrzebem mojej siostry.

A nie długo już będę wiedzieć czemu tak się działo ze mną.

Wstałam powoli z łóżka i weszłam do garderoby. Nienawidzę poniedziałków. Ale na szczęście miałam na dziewiątą bo zmienili nam plan lekcji.  Wybrałam szarą bluzę o rozmiar za dużą oraz szerokie czarne spodnie. Z ciuchami poszłam do łazienki i się rozebrałam. Weszłam do kabiny i odkręciłem ciepłą wodę. Czułam ohromną ulgę.

Po piętnastu minutach wyszłam z kabiny i się przebrałam. Usiadłam do toaletki i zaczęłam się malować. Założyłam wcześniej soczewki. Pomalowałam usta, zrobiłam brwi, rzęsy oraz kreski. Uczesałam włosy. Popsikałam się swoimi perfumami o zapachu cytrusów i zeszłam z plecakiem na dół. Usiadłam przy wyspie kuchennej. Zastanawiałam się co zjeść. Jeny i Toma nie ma bo teraz gdy są " szefami " to mają więcej pracy. Nie przeszkadza mi to zabardzo. Wzięłam potrzebne tabletki i popiłam je wodą. Musiałam dwa razy dziennie to robić aby mój organizm funkcjonował chociaż tak samo jak przed wypadkiem.

Nie chciało mi się nic jeść. Wzumie mam tak od kilku miesięcy. A dzisiaj zwłaszcza bo dzisiaj mija trzy miesiące od śmierci Sofii. Jest luty i czternasty. Są walentynki. Cudowny dzień sobie wybrała aby umrzeć właśnie czternastego listopada. Mogę obchodzić co rok jej rocznicę ale ja to robię co miesiąc. I przynajmniej dwa razy w miesiącu odwiedzam nią. Dzisiaj będzie drugi. Tak bardzo za nią tęsknię.

Wzięłam pomarańcze i zaczęłam ją obierać. Kiedy była obrana to wtedy mój telefon zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pokazała się twarz Andresa w okularach przeciwsłonecznych, kapeluszu w kaczkę i z ogromnym uśmiechem. Te zdjęcie zrobiłam na karnawale kilka tygodni temu. Wzięłam urządzenie do ręki i później do ucha.

-Halo- powiedziłam biorąc do buzi jeden kawałek pomarańczy.

-Mam nadzieję, że śniadanie zjadłaś- powiedział bez witania się

On codziennie trzy razy dzwoni aby się upewnić, że jadłam co kolwiek. Dzięki niemu nie umarłam z głodu.

-Tja też miło cię widzieć- uśmiechnęłam się stycznie mimo, że tego nie widział

-Ta część i co zjadłaś coś?- zapytał ponownie na co przewróciłam oczami

-Tak- skłamałam

-Co?

-Platki z jogurtem- wymyśliłam coś na szybko

-Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz- wiedziałam, że wystawił jeden palec

-Oczywiście, że nie- oczywiście, że tak, powiedziłam w myślach

-No mam nadzieję bo wiesz, że nie chcę abyś trafiła do szpitala- powiedział smutnym głosem

-Wiem i nie trafię- zapewniłam go nawet sama nie będąc pewna tego.

-Dobra cieszę się- westchnął- kiedy będziesz?

Pokochaj mnie ponownie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz