Gdy w końcu wróciliśmy do domu byłam dopiero w jednej trzeciej zabezpieczeń do serwera. Chyba jednak trochę za bardzo zlekceważyłam AKRO i firmę którą zatrudniają odnośnie cyberbezpieczeństwa. No dobra może bardziej niż trochę, o wiele bardziej. Spodziewałam się, że przełamanie się przez zapory zajmie mi max dwie godziny i już rano będziemy mogli mieć dostęp. A tymczasem siedzę już nad tym trzy dni.
W końcu około godziny osiemnastej postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy. W planie było zrobienie sobie obiadu ale podczas drogi po schodach dość szybko się to zmieniło. Zeszłam na dół z zamiarem znalezienia wina i jakiś przekąsek. No dobra ta chwila może miała być trochę dłuższa no. Ale mam prawo do odpoczynku gdy od trzech dni ciągle ślęczę nad tymi zabezpieczeniami. W kuchni nie było niczego. Dosłownie. Znalazłam tylko pół cytryny w lodówce. Ja się pytam jakim cudem, jak co chwilę ktoś z nas jeździ na zakupy. Przecież nie jemy nie wiadomo ile. No coż trzeba w takim razie jechać do sklepu. Byłam w moim ulubionym komplecie ciemnozielonych dresów, więc stwierdziłam, że się nie przebieram tylko jadę tak. Chwyciłam klucze do auta i już chciałam otworzyć drzwi gdzy dobiegł mnie z salonu głos Liama, który pytał się gdzie jadę.
- Na zakupy, z tej lodówki wszystko znika w zastraszającym tempie.
- No wiem właśnie. Chciałem sobie coś zjeść, a tam nic nie ma. Ale jak już wreszcie jedziesz to weź mi kup piwo i jakieś chipsy, dzisiaj jest mecz. A tak bez tego oglądać to jak nie mieć ręki.
- To nie mogłeś ty jechać do sklepu? Cały czas łamię te zabezpieczenia, a ty nic nie robisz tylko łazisz z kąta w kąt. Skoro wiedziałeś, że nic nie ma nie mogłeś tego ogarnąć?
- Nie chciało mi się i stwierdziłem, że jak zobaczysz, że niczego nie ma to pojedziesz, i ja nie będę musiał.- Jak tylko usłyszałam co powiedział oniemiałam. Jak ten skurwiel śmie. Wyszłam szybko trzaskając drzwiami i z niedowierzania i ze złości. Wiem, zareagowałam gwałtownie, ale no bez przesady. Ten facet tak mnie wkurwia, że to jakiś żart. Siedzę nad tymi jebanymi zabezpieczeniami praktycznie bez przerwy, a on nie raczy nic zrobić. Kurwa.
***
W sklepie wzięłam podstawowe produkty spożywcze kilka butelek wina dla siebie, spokojnie nie na jeden wieczór. Chyba. Zobaczymy jak bardzo mnie Liam wkurwi. Bo to, że to zrobi biorę za pewnik. Dopakowałam jakieś przekąski i już miałam iść do kas, ale zlitowałam się nad nim i włożyłam do wózka piwo i kilka paczek chipsów. Nie wiem czemu to zrobiłam ale zdecydowałam, że przynajmniej to wykorzystam. Stwierdziłam, że będzie musiał ładnie poprosić i samemu się pofatygować do auta po jego rzeczy. Nie będę mu tego ułatwiać po tym jak nie trzyma języka za zębami więc postanowiłam udawać, że nic mu nie wzięłam. Po za tym zastanawiałam się jak przyspieszyć łamanie zabezpieczeń, musiałam się jednak uzbroić w cierpliwość. Miałam możliwość wysłania komputera do agencji, ale nie zmieniło by to czasu wykonania, a zdecydowanie wolałam sama wszystkiego dopilnować i zrobić dobrze od A do Z.
***
Zaparkowałam pod domem i wysiadłam z samochodu zabierając jedynie swoje rzeczy. Byłam ciekawa jego reakcji, ale na pewno nie spodziewałam się tego co się po tym wydarzyło. Sądziłam, że dojdzie do lekkiej sprzeczki, którą wygram, a potem litościwie powiem mu o zakupach dla niego, jak litościwa władczyni mówiąca poddanym, że zmniejsza podatki. Dobra stop, bo trochę się chyba zapędziłam. Chodziło mi o to, że wywołam w nim poczucie winy i zażenowanie, co będę mu potem wytykać, a w kolejnej kłótni przypomnę mu to zdarzenie co sprawi, że odpuści chcąc mi to wynagrodzić. Typowa zagrywka psychologiczna. Gdy weszłam do salonu Liam od razu krzyknął z kanapy.
- Długo cię nie było, mecz się już zaczął, weź mi przynieś chipsy, piwo na razie schowaj do lodówki, nie będę pił ciepłego.
-Ale ja ci nic nie kupiłam.- powiedziałam wyjmując z szafki kieliszek i przekładając tiramisu na talerzyk i z takim zestawem przeszłam do salonu, siadłam na kanapie, a po odłożeniu wszystkiego na stolik wyrwałam mu pilota i przełączyłam na film, który sobie wcześniej upatrzyłam.
-Jak to? Przecież powiedziałem ci, żebyś mi kupiła i przełącz na mecz co ty sobie wyobrażasz. Nie musisz przypadkiem łamać zabezpieczeń? A rozsiadasz się z winem i ciastem.- powiedział i rzucił się na mnie w celu zdobycia pilota. Odepchnęłam jego rękę z myślą, że zachowujemy się jak dzieci, jednakże wstałam z kanapy robiąc kilka kroków do tyłu wciąż trzymając pilota w ręce.
Liam powtórzył mój ruch i w jednej chwili siedzieliśmy na kanapie, a w drugiej staliśmy na środku salonu naprzeciwko siebie. Nie wiem kto wykonał pierwszy cios ale walka zaczęła się robić coraz bardziej agresywna, jakbyśmy chcieli się na sobie wyżyć, żeby odreagować. Gdzieś w ferworze wypadł mi pilot jednak nikt z nas nie zwrócił na niego uwagi. Wykorzystywałam swoją zwinność i szybkość aby go zaskoczyć. Moje ciosy były precyzyjne, jednak Liam omijał je z niezwykłą gracją i skutecznie unikał ataków, blokując moje uderzenia oraz kontratakując. Ja z determinacją odbijałam jego ciosy. Nasza walka była zaciekła, w pewnym momencie kopnęłam go z półobrotu przez co przewrócił się na stolik kawowy. Momentalnie doskoczyłam do niego, usiadłam mu na biodrach i zaczęłam okładać go po bokach głowy. Po chwili Liam obrócił nas tak, że to on wisiał nade mną, chwycił moje nadgarstki w jedną rękę i umieścił je nad moją głową, w sekundę zrobiło mi się gorąco, oddech zwolnił, a bicie serca przyspieszyło. No cóż tak bywa przy intensywnej walce, zwłaszcza, że miałam na sobie bluzę. Liam uderzył mnie z pięści w brzuch na co lekko się zgięłam, a aby się uwolnić przywaliłam mu w nos swoją głową, przyznaje zabolało, ale przynajmniej zadziałało. Uwolniłam się z jego uścisku stając już na wyprostowanych nogach na przeciwko niego. Po kilkunastu albo kilkudziesięciu minutach zaciętej walki, zatrzymaliśmy się równocześnie, oddychając ciężko w ciszy, która wypełniła dom. Rozejrzałam się po salonie i obejrzałam zniszczenia. No tak musimy kupić nowy stolik kawowy, telewizor, lampę i karnisz, który nie wiem kiedy oderwał się od ściany. No cóż zrobiło się trochę niezręcznie.
Ciszę przerwał Liam mówiąc:
-No cóż, dzięki za trening, co prawda przegapiłem mecz, ale to było zdecydowanie przyjemniejsze dla oka i ciała.
- Ummm no okej. Piwo i chipsy masz w bagażniku, a jutro jedziemy do sklepów bo po pierwsze potrzebujemy dekoracji bo ten dom nadal wygląda jakby nikt w nim nie mieszkał, poza tym zniszczyliśmy kilka rzeczy...
-Dobra, ale ja wybieram telewizor - Ale mi warunek, no ale skoro chce, i tak wszystkie wydatki pokrywa agencja jako koszty misji.
- Dobra, nie ma problemu, jutro o 10 wyjeżdżamy bo mamy dużo załatwień - po tych słowach rozeszliśmy się ja do góry do łazienki, a Liam na zewnątrz wyjąć swoje rzeczy z bagażnika.
Gdy dotarłam na górę przyszykowałam sobie wszystkie potrzebne rzeczy, weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Rozebrałam się i weszłam do wanny, obajrzałam swoje ciało i doszłam do wniosku, że najbardziej oberwał brzuch, na którym na pewno będę miała siniaka, czyli koniec z topami na pewien czas. Żebra co prawda też były poobijane, ale nie było to nic z czym bym sobie nie poradziła. Po wyjściu z kąpieli nałożyłam na bolące miejsca maść i po przebraniu się w piżamę poszłam spać.
---
Taa, ja na prawdę muszę częściej patrzyć w kalendarz. Następnego rozdziału nie obiecuję w piątek, ale kiedyś na pewno się pojawi. 😘
eniqaa
CZYTASZ
Lilith's Hellfire Gambit
ActionLilith to agentka MSS. Po pewnych wydarzeniach stała się złamana i z brakiem wiary. Nie zawsze było łatwo, wręcz przeciwnie. Ale udało jej się wyjść na prostą i względnie ułożyć swoje życie. Niestety jak to w życiu bywa wszystko musiało się wtedy zj...