Rozdział 2

1.4K 166 23
                                    


Amy

– Nasza księżniczka wyrzuciła mnie właśnie z łazienki – infor­muje cicho Oscar, pojawiając się tuż za mną, podczas gdy ja stoję przy blacie i przygotowuję kolację.

– Czyli kąpiel w koronie ze swoimi dwórkami – strzelam, mó­wiąc o lalkach.

– Tak. I wsypała do wanny słoiczek brokatu – uzupełnia spo­kojnie mąż, zaczynając masować moje spięte ramiona. – O czym tak intensywnie rozmyśla moja śliczna żonka? – docieka.

Przymykam oczy, uśmiechając się pod nosem.

– O tym, że ten czas tak szybko ucieka, kiedy jesteś w domu – odpowiadam bez zastanowienia, chociaż moje słowa mijają się z prawdą. Często dopada mnie stan, kiedy sama nie wiem, czy myślę o czymkolwiek.

– To prawda. Może jutro zostawimy Gaby u babci i wybierze­my się na romantyczną kolację we dwoje? – proponuje, a wtedy odkładam nóż, wycieram dłonie w ręcznik papierowy i obracam się do niego przodem.

Mam dwadzieścia cztery lata, dzieli nas dwanaście lat róż­nicy, której on zupełnie nie daje mi odczuć, nieustannie za­biegając o moje względy. Jest wymarzonym facetem, takim, jakiego zazdrościłaby mi zdecydowana większość kobiet. Przystojny, odpowiedzialny, opiekuńczy, pracowity, dbający o moje potrzeby, kochający, a przede wszystkim akceptujący moje dziecko.

– Zapraszasz mnie na drugą randkę w tym tygodniu? – odno­szę się do jego słów.

– Muszę jakoś nadrobić czas, kiedy nie ma mnie tutaj z wami, i nacieszyć się tobą.

Uśmiecha się promiennie, wyzwalając podobny odruch u mnie. Ma rozkoszne dołeczki, kiedy to robi.

– Będę za wami tęsknił. – Pochmurnieje nagle i jest to szczere z jego strony.

Oscar, ze względu na mnie i Gaby, rozważał zmianę miej­sca pracy, lecz stanowczo mu to odradzałam. Wiem, ile czasu i energii włożył w to, by dostać wymarzoną posadę specjalisty do spraw bezpieczeństwa na platformie wiertniczej. Pracował tam, zanim mnie poznał, nie mogę więc wymagać od niego, by przewracał dla nas wszystko do góry nogami i rujnował własne marzenia. Kocha mnie, ale kocha też adrenalinę i ocean, a system zmianowy dwa tygodnie pracy na dwa tygodnie wolnego rów­nież ma swoje zalety.

– Dwa tygodnie szybko miną – zauważam, czując pewnego ro­dzaju zobowiązanie, żeby poprawić mu humor.

– Mów, co chcesz, mnie się zawsze dłuży.

– A ja uwielbiam ten moment, kiedy wracasz i patrzysz na mnie z takim głodem, z jakim robisz to teraz. – Przygryzam dol­ną wargę i niemal w tym samym momencie słyszę burczenie wy­dobywające się z jego brzucha.

Oboje parskamy śmiechem. Biedny, jest naprawdę głodny, więc już chcę się odwrócić, by dokończyć robienie posiłku, lecz on zaborczo przyciąga mnie do swojego ciała.

– Zastanowiłaś się? – Patrzy na mnie z niegasnącą nadzieją w oczach.

Wiem, że nie mogę go zbywać i odwlekać tej rozmowy w nie­skończoność. Temat rodzicielstwa za bardzo leży mu na sercu. Jesteśmy nieco ponad trzy lata po ślubie, dzięki niemu Gab wy­chowuje się w pełnej rodzinie, bo traktuje ją jak własną córkę, lecz Oscar pragnie kolejnego dziecka.

Naszego.

– Tak – odpowiadam.

– Naprawdę chcesz drugiego dziecka? – wykrztusza po chwili, wytrzeszczając oczy, jakby nie dowierzał moim słowom.

Przytakuję skinieniem głowy, a on nagle podnosi mnie i ob­raca się dookoła. Zaplatam mu ręce na karku, trzymając się kur­czowo mężczyzny, uśmiecham się, lecz nie wiem, czy jestem tak samo szczęśliwa jak mój mąż. Mam pewność, że mnie kocha, ale kiedyś też ją miałam i okazała się zgubna. Z zaufaniem jest jak z jednorazową rękawiczką.

– Naprawdę. Jestem gotowa – deklaruję, nie czując przy tym dawnych, górnolotnych emocji.

Tak podpowiada mi rozsądek, którym zaczęłam się kierować po odejściu George'a. Największego oszusta wszechczasów. Od dziecka marzyłam o szczęśliwym związku, gromadce dzieci i cieple domowego ogniska. Spełnianie marzeń nie polega na poddawaniu się po pierwszym upadku. Polega na podniesieniu się i bezustannym marszu, mimo utykania po kontuzji.

– Mamy nowy, piękny dom i pragnę, żeby rozbrzmiewał w nim śmiech nasz i naszych dzieci.

– I doskonale wiesz, że mamy pięć sypialni, a w razie czego można zmienić dom na większy? – Oscar rozkręca się, planując spłodzenie całej armii małych Parkerów.

– O nie, nie – zaprzeczam. – Uwielbiam ten dom i jeszcze nie zdążyłam się nim nacieszyć.

– A ja uwielbiam ciebie. – Zaczyna mnie całować, dociskając do krawędzi blatu, jakby chcąc natychmiast przystąpić do działania.

– Tatooo! – słyszymy nawoływanie z piętra, na co z ust Oscara wydobywa się uciemiężone westchnienie.

– Księżniczka mnie wzywa, a królowa niespodziewanie prze­organizowała mi ostatnie kilka dni, jakie zostały do wyjazdu. – Trąca czubek mojego nosa i odwraca się z zamiarem opuszczenia kuchni.

– Oscar... – mówię, na co przystaje. – Zabierzemy się za to po twoim powrocie? Chcę zrobić badania i upewnić się, że nie ma żadnych przeciwskazań.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, moja pani. – Kładzie dłoń na piersi, kłaniając się teatralnie.

Nie za darmo 23/10/24Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz