24

428 44 6
                                    

Dzień był piękny. Niebo miało błękitny kolor, słońce przenikało zza białych obłoczków, śnieg całkowicie stopniał i temperatura wydawała się w końcu przybierać odpowiednią wysokość. Spojrzałam w okno, uśmiechając się szeroko na samą myśl o wiośnie. Mojej ulubionej porze roku. I mimo niespecjalnie aktywnego tryby życia brakowało mi spacerów, jazdy na rowerze i wyjść na miasto przy słonecznej pogodzie. W tym momencie jednak czeka na mnie kilkunastostronicowy arkusz dotyczący analizy jakościowej i ilościowej substancji biologicznie aktywnych, z którym siedzę od dobrych kilku godzin.

Wzięłam tę robotę na weekend tylko po to by zająć swoje myśli czymkolwiek innym niż kręcący się gdzieś w okolicy wyjątkowo dobrze wyglądający mężczyzna, z którym mieszkam od dobrych dwóch tygodni.

Szkoda tylko, że to na nic. Zwłaszcza po jego ostatnim wyznaniu. Może gdybym nie zachowała się jak ostatnia kretynka usłyszałabym coś więcej. Zamiast tego gdy tylko usłyszałam jak bardzo mu zależy ominęłam temat i udałam jak bardzo zmęczona i skatowana jestem całym dniem. Zwiałam, nie komentując choćby słowem tego co pomiędzy nami zaszło.

A teraz plułam sobie w brodę.

Obiekt moich westchnień zerkał na mnie co jakiś czas, by ponownie powracać wzrokiem do monitora swojego laptopa. O dziwo zdążyłam przyzwyczaić się do naszych wspólnych weekendów. Przesiadywaliśmy na kanapie, oglądaliśmy najróżniejsze programy telewizyjne i zamawialiśmy co raz to bardziej wymyślne dania, z nowo otwartych lokali w tej okolicy.

W pewnym sensie po ostatnich wydarzeniach nie czułam już tak ogromnych wątpliwości. Naprawdę chciałam wywiązać się z tej umowy. Chciałam tego ślubu. Zwłaszcza, że coraz chętniej myślałam jak dobrze byłoby go poznać jeszcze lepiej i dowiedzieć się jak najwięcej. Co jednocześnie napawało mnie strachem i euforią. Bo czy naprawdę dopuszczałam do siebie myśl o naszej bliskiej relacji? W końcu przyzwyczaiłam się, że wiem o nim wyłącznie tyle, że jest krytycznym samolubnym gnojkiem, który uprzedzony jest wobec większości stąpających po tej ziemi ludzi, zwłaszcza tych zaokrąglonych, żywiących się wysokokaloryczną żywnością. Ale przynajmniej zorientowałam się co jest tego przyczyną.

Benjamin Evrard to zaciekły hipochondryk, który ma fioła na punkcie diet, zdrowego trybu życia i jakościowej żywności.

Byłam jednak skłonna wybaczyć mu tę przypadłość.

A poza tym dowiedziałam się o nim kilku ciekawych faktów, które sprawiły, że moje uprzedzenia w stosunku do jego osoby stały się ciut mniejsze.

Potrafił być naprawdę uroczy kiedy stara się wymyślić dla naszej dwójki najlepszą możliwą kolację. A już szczególnie wtedy kiedy sam gotuje, dopytując o wszelkie możliwe alergie, których totalnie nie spodziewam się mieć. Możliwe, że zostało mu to po ostatniej sytuacji z owocami morza, nie jestem pewna.

Jak tylko udało mu się znaleźć trochę czasu- rozmawiała ze swoją rodziną, głównie siostrą albo mamą, co było totalnie ujmujące, ale nie zamierzałam mu tego przyznawać.

Twierdził, że dokładnie pamiętał co miałam na sobie podczas naszego pierwszego spotkania, gdy się poznaliśmy, i o dziwo nie mogę sprawdzić, ponieważ nie mam aż tak dobrej pamięci. Ale oczywiście mu przytaknęłam, sprawiając, że uśmiechnął się w tak chłopięcy sposób, że miałam ochotę się do niego przytulić.

Miał bzika na punkcie teleturniejów naukowych. Uświadamiał mi to za każdym razem gdy późnym wieczorem odpala telewizor i z przejęciem wysłuchuje pytań zadawanych uczestnikom. A to jak dumny jest gdy niemal za każdym razem zna odpowiedź bawi mnie do łez. Ale oczywiście staram się być przy tym prawie bez przerwy poważna.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz