XVI. Wyglądasz na zazdrosną

1.2K 76 18
                                    


Travis

Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.

J.K. Rowling.

„Wracamy do was z wiadomościami o kolejnym napadzie, do którego doszło tydzień temu. Odpowiednie służby nadal zajmują się śledztwem, intruzi narażają mieszkańców na niebezpieczeństwo. Ofiara została przewieziona do szpitala, jeden z przestępców użył przemocy, młody mężczyzna dostał poważnych obrażeń, prawdopodobnie poszukiwani bronili się łomem. Prosimy Was, abyście zachowali ostrożność. Z nowymi informacjami wrócimy wkró..."

Nerwowo wyłączyłem radio, kiedy Oliver zaczął rechotać. Nie było mi do śmiechu, musiałem być uważny, nie mogłem się narazić. Oliver Baxter zawsze miał wywalone, zachowywał się tak, jakby miał kilka żyć. Nie przejmował się informacjami, które krążyły w telewizji czy radiu. Nie bał się, siedział w tym gównie od lat, zwiał z Brazylii, tam wciąż jest poszukiwany. Los Angeles miało być jego schronem, ale tu robił to samo. 

– Wyluzuj, policja w Los Angeles potrafi zamieść pod dywan morderstwa. – Zaśmiał się cicho, po czym włączył z powrotem radio, z którego leciała już muzyka. Nawet go nie słuchałem, po mojej głowie krążyły ostatnie wiadomości. – Po prostu musimy trochę przystopować, nie kręcić się po mieście i jakoś sprawa ucichnie.

– Nie wiem, czy chcę się dalej narażać. Mam masę innych problemów – parsknąłem żałośnie, wjeżdżając na polną drogę, która była ostatnią prostą do Devil Club. Łysy spojrzał na mnie z powagą w oczach, dlatego zrobiłem to samo.

– Wiesz, że nie możesz – odezwał się chłodno i ściszył muzykę. – Jesteśmy w tym razem, pamiętasz naszą umowę? Nie zostawiasz mnie samego. – Wytknął palec wskazujący w moją stronę. – Ty i ja.

– Znajdę ci kogoś innego. – Machnąłem ręką, wracając do obserwowania nierównej drogi. – Muszę wziąć się za siebie... mam studia, klub i inne...

– Nie zaufam nikomu innemu – wycedził poirytowany, nie chciał ode mnie słyszeć takich słów. – Ogarniesz to. Spłacę długi... wyprowadzę się do Hiszpanii, a ty będziesz żył tak, jak wcześniej. Pracujesz ze mną, żebyś miał pieniądze na swoje zachcianki. Chyba musisz jakoś dbać o swoją luksusową posesję, Devil Club, studia no i warsztat. Nie masz zwyczajnej pracy, ale masz grube pieniądze.

– Wysiadaj, tutaj się już nie znamy – mruknąłem, ignorując jego słowa. Mężczyzna cmoknął językiem, a następnie opuścił mój samochód. Wyruszyłem z miejsca, by zaraz przekroczyć wysoką bramę. Parking był zajęty, przy sportowych autach stały już grupy znajomych.

Zaparkowałem za budynkiem, w którym odbywały się imprezy po wyścigach. Opuściłem pojazd, po czym ruszyłem w głąb terenu, przeciskając się przez bawiących się ludzi. Krzyki i strzały rozpoczynające pierwszy wyścig dostały się do moich uszu. Błyskawicznie znalazłem się przy samych bandach, aby zauważyć ścigające się samochody. Był to Faris oraz jego przeciwnik z innego klubu, z którym jakimś cudem nie miałem żadnych problemów. Po prostu przyjeżdżali tu na wyścigi i zmywali się po ich zakończeniu.

Miałem problem wyłącznie z Red Snake Club.

Wzdrygnąłem się, gdy poczułem dłoń na ramieniu. Obróciłem się za siebie, dostrzegając wysokiego mężczyznę, było to założyciel pieprzonych Węży. Posłał mi drwiący uśmiech, ściągnął dłoń z mojego ramienia i przechylił głowę.

Maddox Andrews był chujem. Zawsze, gdy czegoś chciał, do razu to dostawał. Nie podobało mu się, że sprzeciwiałem się. Nie mógł przyjąć tego do wiadomości, walczył o te miejsce już od kilku miesięcy, jednak za każdym razem przegrywał, a ja zgarniałem jego samochody, które później sprzedawałem swoim klubowiczom. Próbował mnie przestraszyć, ale nie do końca mu to wychodziło. Nie bałem się go, wiedziałem, że ze mną nie wygra. Musiałem się go pozbyć, żeby mieć w końcu spokój i organizować wyścigi z jakimikolwiek chęciami do życia.

My Private DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz