Dziewczyna poczuła na sobie czyiś wzrok, idąc pustą ulicą, biegnącą wzdłuż torów ukrytych za niewielkimi magazynami i blaszanymi garażami. Momentalnie spojrzała do tyłu. Nikogo tam nie zobaczyła, chyba, że któryś z cieni rzucanych przez drzewa, budynki i płoty postanowił ożyć.
Przyspieszyła, szybko minęła tartak i ruszyła w stronę swojego domu przez osiedle mieszkalne. kątem oka obserwowała wszystkie odbicia w oknach i lustrach, oglądała się co jakiś czas za siebie i niemal słyszała kroki i oddech czegoś, co za nią podążało.
Niebo było czarne, jakby ktoś ukradł wszystkie gwiazdy, a księżyc skrył się za chmurami. Cienie, odganiane neonami sklepów i latarniami ulicznymi kłębiły się w kątach i bocznych uliczkach, a jej zwierzęcy instynkt przed czymś ostrzegał. Nie wiedziała, dlaczego czuje taką aurę zagrożenia, ale zaczęła biec, serce biło jej, jak oszalałe, a mięśnie spięły się do granic bólu.
Nagle zatrzymała się i schowała za śmietnikiem. W domu, którego numerem opisano kontener musiał być remont, bo wystawały z niego metalowe rurki i kawałki styropianowej izolacji. Wyjęła jedną z nich i robiąc solidny zamach wstała, niemalże licząc na to, że kogoś nią uderzy.
Jednak jej znaleźna broń nie natrafiła na żaden opór. Zrobiło jej się strasznie głupio. Wiedziała, że nie może zachowywać się tak irracjonalnie. Zachwiała się, jakby od niechcenia obejrzała dookoła i wyrzuciła rurkę pod śmietnik. Trochę podskoczyła na dźwięk metalu odbijającego się od betonu i szybko oddaliła się od tamtej posesji.
Dotarła prawie do centrum miasta, gdzie kręcili się ludzie, mimo to, dziwne uczucie bycia obserwowaną powróciło. Zanim weszła na ruchliwą ulicę, obejrzała się jeszcze raz. To, co tam zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach, poczuła, jak jej serce dosłownie stanęło.
Na skrzyżowaniu, które jeszcze przed sekundą było zupełnie puste, kryjąc się w cieniu stał jakiś człowiek, prawdopodobnie mężczyzna. Był wysoki, wpatrywał się prosto w nią. Szybko wmieszała się wśród ludzi. Wyjęła telefon, choć póki co nawet nie wybrała żadnego numeru. Gdy znów się obejrzała, nikogo dziwnego nie zauważyła, jednak ścisnęła mocniej komórkę.
Gdy tak szła, patrząc bardziej za, niż przed siebie, nagle wpadła w kogoś wychodzącego ze sklepu ze słodyczami.
- Aj, przepraszam.
- Lucja?
Spojrzała na mężczyznę. Spokojnie miał ze dwa metry. Ledwie go poznała, przez zgolone na zero włosy.
- O, hej, Paweł. - Przywitała się.
- Co tu robisz? Podwieźć Cię?
- Byłoby idealnie. - Odparła, sprawdzając, czy w pobliżu przypadkiem nie kręci się tamten dziwny człowiek.
- Coś się stało? - Cicho mruknął do dziewczyny.
- Ktoś za mną szedł. - Odpowiedziała równie cichym i ponurym głosem.
- Idziemy do auta, pokręcimy się chwilę na parkingu. W razie czego masz kluczyki. - Podał je dyskretnie dziewczynie, razem z cukierkiem.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się i schowała telefon.
Nie miała prawa jazdy, jednak wcale go nie potrzebowała. Mogła się po prostu zamknąć w środku. Ruszyli słabo oświetloną alejką w stronę parkingu.
Paweł, choć dla większości ludzi był łagodną i kochaną kluchą, gdy wpadał w bojowy nastrój potrafiłby wykończyć tamtego typa, zanim ten zdążyłby dotknąć klamki. Dwa razy w życiu widziała, jak walczył i to wystarczyło. Wszystkim oponentom potrafił zgasić światło jednym uderzeniem.
CZYTASZ
To już początek Końca cz.I: Niezapominajka.
ActionI zaczynamy odliczanie. Na razie jest spokojnie, jednak z jakiegoś powodu ludzie wokół Łucji zaczynają znikać. Co przyniesie jutro? Kim byli jej rodzice? Kto był mordercą? I... Dlaczego nic tu nie ma sensu? Kto za tym wszystkim stoi? I znów prubuję...