Rozdział III

176 12 7
                                    

W moim pokoju wisiały na ścianach dziesiątki plakatów. Byli tu bohaterowie anime, kadry ze znanych filmów czy po prostu zwykłe krajobrazy. Ale jakimś cudem nie było kotów. Największa zagadka wszechświata, a ja nie mam nawet jednego zdjęcia. Jak to możliwe?

Próbowałam zasnąć od dobrej godziny. Słyszałam jak do spania szykuje się tata i aż mu zazdrościłam. Wiedziałam, że jak tylko przyłoży głowę do poduszki, to od razu zaśnie.

– Tato! – zawołałam.

Tata stanął w drzwiach mojego pokoju.

– Idziesz już spać? – zapytałam.

– Yhm – mruknął.

Nagle dało się słyszeć ciche pukanie do drzwi. Odruchowo wcisnęłam się głębiej w poduszki.

– Co to było?! – pisnęłam.

Tata nadstawił uszu. Pukanie powtórzyło się, trzy razy, bardzo delikatnie, jakby ktoś wahał się czy na pewno powinien to robić.

– Idę otworzyć – stwierdził spokojnie tata.

– Zaczekaj!

Machnął tylko ręką i zaczął schodzić po schodach. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Za nic w świecie nie chciałam teraz zostać sama. Dogoniłam go i schowałam się za jego plecami.

– Otworzysz? – zapytałam.

– Tak Miluś, taki mam zamiar – odparł tata, włączył światło w korytarzu i płynnym ruchem otworzył drzwi wejściowe.

Ten widok miał utknąć w mojej głowie do końca życia. Na wycieraczce przed domem stały trzy koty. Na tylnych łapach. Ukłoniły się grzecznie, a ten który stał w środku odezwał się z niezwykłą elegancją.

– Przepraszam najmocniej, że nachodzimy o tak późnej porze. Czy możemy porozmawiać? Powiedział pan, że możemy przyjść jeśli będziemy czegoś potrzebować.

Rozpoznałam w wielkim, szaroburym kocurze tego, który palił pod pałacem cygaro. Po lewej od niego stał przedziwny czarny kot z jedną białą łapką, a po prawej rudy kot perski.

– Tak, faktycznie tak powiedziałem – przypomniał sobie tata. – Zapraszam was zatem do środka, rozgośćcie się. Zaraz coś przygotuję.

Szarobury kocur ukłonił się elegancko, a potem wszedł do domu, już na czterech łapach, a za nim jego kompani.

– Dobry wieczór panience – rzucił drugi kot, mijając mnie.

– Dobry wieczór – dodał ostatni i wszystkie skierowały się do salonu.

Odciągnęłam tatę na bok i syknęłam ściszonym głosem.

– Tato! Co ty w ogóle robisz?!

– Nie rozumiem...o co ci chodzi? – zdziwił się.

– Naprawdę nie wzrusza cię, że po nocach odwiedzają nas koty?! I posługują się płynną polszczyzną!

– A co? Wolałabyś, żeby mówiły po niemiecku? Lepiej mi pomóż. Nie wiem czym ich ugościć.

W osłupieniu wpatrywałam się w mojego tatę. Doszłam do wniosku, że najwidoczniej już zasnęłam i śnię, a skoro tak, to czy warto się przejmować? Spokojnym krokiem udałam się do kuchni, pomogłam tacie przyrządzić herbatę i wsypałam do drewnianego półmiska kilka rodzajów ciastek. Gdy weszłam z tatą do salonu, koty siedziały już na sofie.

Dwadzieścia pięć kotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz