Rozdział IX

172 10 7
                                    

Mój tata stał pod rozłożystym kasztanem, a ja odczytywałam z tablicy ogłoszeń wyniki. Wielki gmach z czerwonej cegły okazał mi się przychylny. Dostałam się do wymarzonego liceum. Odwróciłam się do taty, który czekał na mnie w napięciu, trzymając na rękach Hetmana.

Podeszłam do nich z tajemniczym uśmiechem.

– No mów wreszcie – wysapał tata. – Gorąco jest, a ty mi jeszcze ciśnienie podnosisz.

– Dostałam się! – krzyknęłam.

Tata podskoczył wraz z kotem, a potem odchrząknął uroczyście.

– Nie żebym wątpił...oczywiście musimy to uczcić.

Liceum od dawna było dla mnie wielką niewiadomą. Nie wiedziałam gdzie się dostanę, co będzie jak się dostanę i czy wreszcie przestanę się wszystkiego bać. Teraz wiedziałam znacznie więcej. Dostałam się, a po strachu od dawna nie było śladu. Wydaje mi się, że wepchnięcie Bubusia do studni było momentem, w którym gula na dobre sobie poszła. Wszystko to było już wystarczająco odległe, żebym się tym nie przejmowała i mogła cieszyć się pięknym dniem.

W domu byłam tylko ja i tata. Sprowadzenie mamy nie mogło się udać, ponieważ po kotach wszelki ślad zaginął. Byliśmy właścicielami pałacu, ale bez pieniędzy na remont.

Gdy wieczorem siedziałam z tatą w ogrodzie, spokojny dotąd Hetman, zaczął nagle miauczeć i kręcić się przy schodach do piwnicy.

– Co on tam chce?

– Może znowu kopać kryptowaluty? – zażartowałam. Dla bezpieczeństwa tata postanowił przenieść wszystkie komputery i całą elektronikę z pałacu do naszej piwnicy.

Gdy tylko drzwi się uchyliły, Hetman wślizgnął się do środka, zbiegł schodkami w dół i zatrzymał się przy jednym z komputerów.

– Co on robi? – zdziwił się tata i podszedł do kota. Zatrzymałam się za tatą i nagle coś przyszło mi do głowy.

– Mówiłeś, że większość tych plików jest zaszyfrowana?

– Nie wszystko jeszcze tu rozgryzłem. Kryptowaluty to kocia robota i ciężko się w tym odnaleźć, ale tak...najważniejsze pliki są tutaj chronione hasłem.

– Pamiętasz ostatnie słowa Hetmana?

Tata zamyślił się, a potem natychmiast włączył komputer. Otworzył plik, którego zawartość od dawna go interesowała.

– Żółkiewski hasztag sto czterdzieści cztery – mruknął pod nosem, wpisał hasło i zbladł.

– Co to jest? – pochyliłam się nad nim zaciekawiona.

– Nie wiem – szepnął. – Ale wygląda na to, że mamy dostęp do prywatnych zaskórniaków Bubusia.

– Dużo? Co to za liczby?

– Po dzisiejszym kursie...– tata usiadł na ziemi, złapał twarz w dłonie i zaszlochał.

– Tato, co ci?

– Nic, nic. Po prostu znowu będę musiał pogadać z doktor Halicką.

Usiadłam obok niego. Wydawało mi się, że chyba go zrozumiałam, ale wolałam dopytać.

– Czy mama...czy będzie tu?

– Będzie – szepnął tata. – Wyremontujemy pałac i zrobimy wszystko to, co chcieliśmy zrobić.

Poczułam w sobie spokój, którego tak bardzo mi brakowało. Ostatnie tygodnie życia były wystarczająco groteskowe, by pogubić się w tym wszystkim i zapomnieć, co jest w życiu naprawdę ważne. Teraz znowu to wiedziałam.

VI 2021

Dwadzieścia pięć kotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz