Od samego rana tata gorączkowo sprawdzał dokumenty, czytał, poprawiał, ale przede wszystkim uśmiechał się. W końcu nie codziennie kupuje się pałac.
– Chcesz pojechać ze mną do notariusza? – zapytał mnie przy śniadaniu.
Mozolnie jadłam płatki z mlekiem. Nie miałam ochoty brać udziału w tej nudnej formalności, ale nie miałam innych planów.
Na miejscu było gorzej niż się spodziewałam. Podczas godzinnego odczytywania aktu notarialnego wynudziłam się za wszystkie czasy. Jedyną rozrywkę stanowił pan Romuald, który co rusz dopytywał nas czy zabraliśmy kota. Kieszenie miał wypchane kuponami totolotka, które Hetman miał dla niego wypełnić, a tu taki zawód.
– To może was kiedyś odwiedzę? – zapytał po wyjściu od notariusza.
– Oczywiście – zgodził się tata – ale Hetman to wolny kot. Nie zawsze jest w domu.
– Rozumiem, rozumiem – odparł z zadowoleniem pan Romuald, otarł pot z czoła i ukłonił się. – Jak się trafi, to się trafi.
Pożegnał się z nami i ruszył przed siebie z tajemniczym uśmiechem. Bardzo go polubiłam. Nie wierzyłam oczywiście, że koty mogą mu pomóc zostać milionerem, ale jakby lepiej się temu przyjrzeć...właśnie dzięki kotom kupiliśmy pałac.
– Myślisz, że trafiłby szóstkę, gdyby wszystkie koty skreśliły mu jakieś liczby? – zapytałam tatę.
– Kto wie? To co, wracamy? Muszę jeszcze zrobić przelew i jesteśmy właścicielami pałacu. Przynajmniej na papierze.
– Kiedy uda ci się ściągnąć mamę?
Tata zamyślił się. Chyba próbował przypomnieć sobie jakąś dawno zapomnianą rzecz.
– Myślę, że w okolicach...tak mniej więcej...pod koniec przyszłego tygodnia.
– Wciąż trudno mi w to uwierzyć.
– Małymi krokami do celu – odparł tata.
Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Najbliższa przyszłość miała przynieść zmiany, o których nawet nie śniliśmy. Układałam sobie w głowie różne scenariusze, ale w każdym z nich mama była tuż obok. Nie będzie więcej trudności, lęków, stresów, bo mama będzie na wyciągnięcie ręki. W jej milczącym oparciu planowałam odnaleźć nowe pokłady sił i odwagi. Bałam się zmian, bałam się liceum, nowych ludzi i tego, że będę musiała daleko dojeżdżać. Tata uspokajał mnie, że to nic takiego, ale moja gula wcale nie chciała tego słuchać. Każda zmiana to przecież podstępna niewiadoma, za którą może kryć się wszystko.
W domu tata zrobił przelew i od tej chwili, oficjalnie, staliśmy się właścicielami pałacu. Uczciliśmy to partyjką szachów. Nawet nie pamiętałam kiedy ostatni raz mogliśmy sobie na to pozwolić. Usiedliśmy przed domem w cieciu drzew i delektowaliśmy się tą chwilą.
– Ale wiesz – rozpoczął tata – że te wakacje będą nieco inne. Czeka mnie dużo pracy. Kupno pałacu to dopiero początek.
– Wiem. Też o tym myślę. I o innych rzeczach.
Tata pokiwał głową, przesunął swojego gońca, a potem wyprostował się na krześle.
– Po partyjce idę odwiedzić nasze kotki. Muszę ustalić kolejne kroki, chociaż wydaje mi się, że Bubuś wczoraj próbował mnie zbyć. Chciałem już umawiać ekipę remontową, ale powiedział mi, że nie ma pośpiechu.
– Mam wrażenie, że coś się tam zmieniło. Może warto zapytać Hetmana? Nie mam zaufania do reszty.
Tata roześmiał się. Może naszło go w jak absurdalnej sytuacji się znajdujemy – musimy rozeznać się w humorach kotów, aby zaplanować naszą przyszłość.
CZYTASZ
Dwadzieścia pięć kotów
HumorOjciec czternastoletniej Mileny ginie bez śladu. We wszystko zamieszane są koty. Powieść przygodowa dla młodszych nastolatków oraz dorosłych ceniących sobie poczucie humoru. Nie ma tu romansów i wulgarnego języka. Są za to koty, dużo kotów.