— Aurora...Zawsze marzyłam o bezpieczeństwie. Pragnęłam spokoju i komfortu. Życia bez zmartwień i problemów. Chciałam najczystszej przyszłości. Chciałam każdy dzień przeżyć w całości.
— Słońce...
Zawsze marzyłam o szczęściu. Pragnęłam radości i sukcesu. Życia bez smutku i bólu. Chciałam najczystszego zadowolenia. Chciałam każdy dzień przeżyć bez przytłoczenia.
— Ari...
Zawsze marzyłam o miłości. Pragnęłam uczucia i pożaru. Życia bez samotności i chłodu. Chciałam najczystszego umiłowania. Chciałam każdy dzień przeżyć kochana.
— Ariś...
Otworzyłam oczy, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. Moje serce się ścisnęło na jego widok. Nigdy nie przypuszczałam, że ponownie się odnajdziemy, pomimo tego, że wcześniej nie straciliśmy się nawet z oczu.
— Riri...— westchnęłam, słysząc jego spokojny głos.
— Wiem, że jesteś zmęczona, ale obudź się.
Posłusznie spróbowałam się wyprostować, przecierając twarz dłonią. Westchnęłam głęboko, próbując jakoś się rozbudzić.
— Dojechaliśmy już na miejsce?— spytałam śpiąco, na co brunet uśmiechnął się szerzej, ostrożnie zaczesując mi kosmyk włosów za ucho.
— Tak jakby. Jesteśmy już blisko LakeValley's.
Zmarszczyłam brwi, ciężko wzdychając. Na zewnątrz było ciemno, ledwo byłam w stanie dostrzec pobliskie drzewa. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale nie martwiłam się tym. River był obok.
— Ariś...— ponownie rozchyliłam powieki, czując zaczepne pociągnięcie za włosy i słysząc jego cichutki, rozczulony śmiech.— Wstawaj, słońce.
Jego dłonie naciągnęły mi na głowę kaptur bluzy, którą mu ukradłam będąc jeszcze u Roxanne, a palce mocno ściągnęły jego sznurki, wiążąc z nich kokardkę.
— Widzisz coś?
— Nie.
— Kłamiesz.— uśmiechnęłam się szerzej, nagle doskonale wiedząc gdzie nas zabrał.
— Nie!— powiedziałam, próbując grać oburzoną, dokładnie tak, jak dwa lata temu.
— Powiedzmy, że ci wierzę.
Mimowolnie moje oczy się zaszkliły, a dłoń mocno zacisnęła się na tej należącej do bruneta. Chłopak pociągnął cicho noskiem, a następnie roześmiał się cicho. On również to pamiętał. Pamiętał to wszystko, każdą chwilę, każde słowo.
— Wysiadaj.
Posłusznie przesunęłam się po białej, przedniej kanapie ThunderBirda, a moje nogi w końcu stanęły na twardej ziemi. Ramię bruneta mnie objęło w tali i delikatnie poprowadziło w tylko sobie znaną stronę. Delikatnie się uśmiechnęłam, słysząc w oddali delikatny szelest wody i jej rozbrajające się o brzeg fale. Z całej siły się do niego przytuliłam. Moje buty wydawały cichy dźwięk, gdy weszłam na drewniany pomost.
— Teraz mnie puść i nie ruszaj się dopóki ci nie pozwolę.
Zaśmiałam się, jednocześnie pociągając nosem i czując pierwsze łzy spływające mi na policzki. Wspomnienia mocniej wdarły się do mojej głowy. Wspomnienia z nocy moich osiemnastych urodzin.
Zrobiłam to samo co wtedy, czując się jakbym ponownie robiła to po raz pierwszy. Sięgnęłam drżącymi dłońmi do kokardki i rozplątałam ją, a następnie zdjęłam kaptur, zerkając załzawionym spojrzeniem na bruneta klęczącego przede mną na jednym kolanie.
CZYTASZ
Fire in the Silence
Romance~Czasami miłość to za mało, więc patrz jak moje serce płonie, a umysł błaga o okrycie się szronem.~ Druga część trylogii "Sunlight". ______________ © PraySatan, 2022