PROLOG
CZY KIEDYKOLWIEK BAŁA SIĘ TAK BARDZO JAK TERAZ?
Usiłowała wrócić pamięcią do momentów, w których mogła poczuć się równie tragicznie, ale w głowie miała kompletną pustkę. Panika przysłaniała jej logiczne myślenie. Gdzie się znajdowała? Co się z nią stało? Jakie było jej ostatnie wspomnienie?
W tej chwili nie potrafiła odpowiedzieć sobie na żadne z nurtujących ją pytać.
W pomieszczeniu panowała ciemność. I chłód. Przeszywający chłód. Poczuła się niemal jak trup w kostnicy, co sprawiło, że popadła w jeszcze większą panikę. Mrok był tak gęsty, że nawet po wytężeniu wzroku i przyzwyczajeniu go do panujących tu warunków nie mogła nic dostrzec. A może rzeczywiście znajdowała się w kostnicy? Może jej ciało umarło, a dusza trafiła do przedpiekla?
Czuła ból w każdej cząsteczce ciała. Bolała ją każda kość, każdy mięsień, a ręce wydawały się zastygłe. Gdy spróbowała nimi ruszyć, poczuła jedynie mocniejszy ucisk na nadgarstkach. Początkowo nie rozumiała, ale kiedy świadomość z zaistniałej sytuacji zdołała przedostać się przez myśli pogrążone w panice i chaosie, wydała z siebie krzyk.
I krzyczała przez łzy, dopóki nie zdarła sobie gardła.
Kiedy opadła całkowicie z sił, opuściła bezwładnie głowę i zaczęła szlochać. Nie była dobrym człowiekiem — czy ktokolwiek na tym świecie wciąż mógł się określić jako dobry człowiek?— ale czym sobie zasłużyła na taki los?
Od płaczu i strachu rozbolała ją głowa. Ból zdawał się rozsadzać czaszkę, wydawało się mogło, że jej mózg wkrótce eksploduje. Wolała jednak to, niż wielką niewiadomą, którą miał zgotować jej człowiek, który wbrew jej woli umieścił ją w tym pomieszczeniu.
Kim był? Czyżby diabłem? Czy go znała? Czy kiedykolwiek widziała go na oczy? Wolała nie wyobrażać sobie, co z nią zrobi... Dotarło do niej, że nawet nie musiała wykazywać się kreatywnością — była naga, nogi i ręce miała skrępowane sznurem. Motywy tego... potwora były dla niej jasne.
Zadrżała, kiedy gdzieś w przejmującej ciemności usłyszała szmer. Początkowo sądziła, że się przesłyszała. Wzrok ją zawiódł, więc może i słuch się zbuntował. Chryste, modliła się, żeby tak właśnie było, bo inaczej...
Diabeł, który był odpowiedzialny za jej aktualne położenie, czaił się pod osłoną mroku i obserwował ją przez ten cały czas. Słuchał jej zawodzenia i nawet nie drgnął.
— Witaj, Vanesso.
Jej serce przestało bić. Krew zastała w żyłach. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz ktokolwiek zwrócił się do niej w ten sposób. Nie używała tego imienia od wielu lat. Czuła do niego odrazę. „Wybacz, nie chciałem przerywać ci snu, Vanesso", niemal usłyszała w głowie obrzydliwy głos ojczyma, tego skurwysyna, który wykorzystywał każdą nieobecność matki, żeby zajrzeć nocą do jej sypialni.
Wystarczyło jedno słowo, jej imię, by przypomniała sobie każdą obrzydliwą rzecz, którą zrobił mężczyzna jej matki. Wróciło do niej każde wypowiedziane przez niego zdanie, każde westchnięcie do jej ucha w chwili, gdy przeżywał uniesienie. Kosztem jej ciała.
Zwymiotowała wprost na siebie. Była żałosna.
— Czyżbyś źle się poczuła?
Głos mężczyzny, który ją tu zamknął, był ciepły, serdeczny. Jakby naprawdę się o nią martwił. Potrzebowała chwili, by zrozumieć, że tak naprawdę się z niej śmieje. Karmi się jej bólem, strachem. Dlatego użył jej imienia. By pokazać swoją wyższość, a jej sprawić cierpienie.
CZYTASZ
Detroit: Deadly Addiction ||Detroit: Become Human||
FanfictionNa Driker Trail zostaje odnalezione ciało młodej, pięknej kobiety. Do sprawy zostają przydzieleni Connor Anderson i Gavin Reed, którzy znani są z tego, że pałają do siebie żarliwą nienawiścią. Czy uda im się schwytać bezwzględnego zabójcę zanim będ...