1- Lunatic

499 25 7
                                    

Napięcie.

To właśnie towarzyszyło mu kiedy szedł bezszelestnie przez las "Vamas".
Lekka mrzawka przedostawała się przez korony mieszanych drzew, kropiąc na puchate i naelektryzowane blond włosy czarodzieja. Mgła w lesie dodawała grozy do trzymającego w napięciu klimatu, gdy Felix zauważył zniszczony zamek w dolinie rozciągającej się 100 metrów od niego.
Stanął przy pniu jednego z drzew na skraju lasu, wyciągnął z brązowej, starej torby latarke i ruszył w kierunku budowli.

Kiedy ostrożnie wstąpił przez zniszczone drewniane wrota do wnętrza, jego uwage przyciągnęły różne obrazy porozwieszane na wysokich, ceglanych ścianach. Felix zaświecił latarką na jeden z nich, który przedstawiał króla stojącego na górze zrobionej ze złotych monet. Wyglądał na zadufanego w sobie. Felix zmrużył oczy, dostrzegając rozdarte, a bardziej podrapane płótno obrazu.

Nagle usłyszał coś, czego nie spodziewał by się po opuszczonym zamku. Melodia z nienastrojonego fortepianu.
Felix skupił się, odwracając wzrok w kierunku dźwięku, gotowy do działania. Pod nosem wymamrotał ciche zaklęcie;
- umbra incide...

Cienie z pobliskiego kąta zamku zaczęły lgnąć do niego, tworząc niematerialny, długi, cienki ogon, zakończony na końcu czymś, co wyglądało jak mały, trójkątny ostry pancerz. Po paru sekundach materia zlała się w jedno z magią, stając się kończyną.

Czarodziej przechodził przez korytarze zamku z cichym szuraniem. Dźwięk fortepianu nasilał się, kiedy Felix kroczył w kierunku największej sali w całym zamku; jadalni.

Wychylił się przez duże, otwarte drzwi do pomieszczenia. Jak nasz zdezorietnowany mag zdziwił się, gdy przy fortepianie zauważył dwa koty, stąpające po klawiszach instrumentu.
Ze zdumieniem skierował się bliżej, sprawiając, iż dwa szare zwierzątka przeniosły na niego wzrok swoich pomarańczowo-czerwonych oczu.

- Cześć maluchy- Felix odezwał się cicho, rozbawionym, lecz z nutą ulgi, głosem, kiedy wysunął ręke aby pogłaskać jednego z kotów.

- Jakie maluchy?- odezwał się pierwszy.
- Masz problem?- dodał drugi, odsuwając się od wystawionej do niego ręki blondyna.

Mag zastygł, wpatrując się ze zmieszaniem w... gadające zwierzęta. Nie było to dla niego czymś nowym, ale za to nie spodziewanym. Koty szybko zbiegły z fortepianu, kierując się do dziury w jednej ze ścian jadalni, przez którą wdmuchiwany był zimny wiatr z deszczem. Nagle usłyszał kolejny głos. Anielski. Gładki jak jedwab, jednak z lekką chrypką. Mięśnie napięły się w jego nogach, a on sam poczuł jak jego serce przyspiesza. Wiedział, do jakich stworzeń on należy.

- No co jest, ptaszyny. Miałyście grać dopó... - wysoki wampir zatrzymał się u szczytu schodów bocznych, prowadzących do kuchni. Jego krwiste oczy mignęły złością wymieszaną z  zaszkoczeniem.- a ty... co tu robisz? Matka nie nauczyła cię, że nie wchodzi się do cudzych domów?- Wypluł, wyraźnie zirytowany.

- Nie twój interes. Nie muszę spowiadać się jakiemuś krwiopijcowi.-
Odpowiedział obojętny Felix, mierząc wampira wzrokiem, a jego ogon zaczął poruszać się w boki z napięcia.- A poza tym, kto mieszkał by w zniszczonym, dziurawym zamku?- skończył z cichym  prychnięciem, szydząc tym samym z wyższego nieznajomego.

- Ja.- Odparł wampir z metalicznym głosem, podchodząc szybkim krokiem do czarodzieja, sprawiając wrażenie, że pojawił się tuż przed nim.- Tak ktoś kończy jak jest wygnany z królestwa? Nawet poddani już nie rozpoznają księcia...- prychnął.

𝐕𝐚𝐧𝐢𝐭𝐚𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz