Destiny
Rodzice nie wrócili do domu. Nie wiedziałam co się z nimi działo, ale nie obchodziło mnie to zbytnio. Mogłam robić co chce. Dziś była sobota. Wreszcie.
Siedziałam na parapecie, słuchając muzyki i oglądając niebo. Znowu. No ale co miałam innego robić niż to? Moje życie było nudne. Wszystko było takie samo.
Codzienność była taka sama. Ja się nie zmieniałam. Moje uczucia się nie zmieniały. Przyjaciół też miałam tych samych od kilku lat. Nic się w moim życiu nie zmieniało.
Dopóki nie spotkałam chłopaka o imieniu Lucas. On wzbudził we mnie jakieś uczucia. Ale nie mogłam się w nim zakochać. Nie umiałam. A może i nie chciałam? Nie wiem.
Nigdy niczego nie wiedziałam. Dlaczego? Bo nic mnie nie obchodziło. Chyba, że miałam mieć maskę „idealnej". To wtedy mnie obchodziło.
Bo jak być idealną, skoro nic cię nie obchodzi? Trzeba udawać. Trzeba grać. Trzeba umieć grać. Ja się nauczyłam dawno temu. Umiałam nosić różne maski.
I odkąd miałam 5 lat umiałam udawać. Lubiłam stwarzać pozory. Lubiłam, gdy ktoś mnie chwalił. Nawet przez jakiś czas chciałam chodzić do teatru na zajęcia, ale bałam się. Bałam się zapytać o cokolwiek rodziców. Byłam naprawdę, ale to naprawdę totalnym tchórzem.
Skrzywiłam się na to wspomnienie. Nienawidzę tego tematu. Nie mam ogólnie dobrych wspomnień z dzieciństwa, więc temat rodziców źle mi się kojarzył.
Ale czy ja serio miałam jakieś dobre wspomnienia? W sumie to chyba nie. Wszyscy są jacyś fałszywi. Nikomu nie ufam. Nawet kurwa sobie nie ufam.
-Ty jesteś najbardziej fałszywa -powiedział głos w mojej głowie.
Czy ja jestem fałszywa? W jakimś procencie to tak. Ciągle udaje kogoś innego. Po prostu boję się być sobą. Dosłownie.
Odłożyłam słuchawki na łóżko i zeszłam z parapetu. Stwierdziłam, że muszę się przejść. 𝐒𝐮𝐩𝐞𝐫 𝐩𝐨𝐦𝐲𝐬𝐥 𝐃𝐞𝐬𝐭𝐢𝐧𝐲, 𝐧𝐚𝐩𝐫𝐚𝐰𝐝𝐞̨.
Wzięłam telefon i wyszłam. Chodziłam przez park pełen drzew i różnych roślin. Była już jakaś 9 a ja od godziny chodzę. Przez cały czas rozglądałam się i podziwiałam piękne widoki.
Po chwili usłyszałam, że dostałam wiadomość.
𝐎𝐝 𝐧𝐢𝐞𝐳𝐧𝐚𝐧𝐲 𝐧𝐮𝐦𝐞𝐫: 𝐏𝐢𝐞̨𝐤𝐧𝐢𝐞 𝐝𝐳𝐢𝐬́ 𝐰𝐲𝐠𝐥𝐚̨𝐝𝐚𝐬𝐳 𝐃𝐞𝐬𝐭𝐢𝐧𝐲.
Co? Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam tutaj żadnej żywej duszy.
𝐃𝐨 𝐧𝐢𝐞𝐳𝐧𝐚𝐧𝐲 𝐧𝐮𝐦𝐞𝐫: 𝐊𝐢𝐦 𝐣𝐞𝐬𝐭𝐞𝐬́?
𝐎𝐝 𝐧𝐢𝐞𝐳𝐧𝐚𝐧𝐲 𝐧𝐮𝐦𝐞𝐫: 𝐓𝐰𝐨𝐢𝐦 𝐤𝐨𝐬𝐳𝐦𝐚𝐫𝐞𝐦 𝐢 𝐦𝐚𝐫𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞𝐦.
Ja nie mam marzeń. No oprócz wyjechania od rodziców. Ale poza tym to o co tej osobie chodziło? I skąd miała mój numer? Skąd wiedziała jak mam na imię?
Nagle usłyszałam szelest dobiegający z krzaków. Każdy raczej by się przestraszył ale ja stanęłam i zaczęłam obserwować. Naoglądałam się tyle horrorów, że po prostu mnie to nie ruszało.
Czekałam i nadsłuchiwałam, czy napewno nic podejrzanego nie słychać. Nic. Nadal stałam. I nadal nic. Stwierdziłam, że pewnie mi się przesłyszało i ruszyłam dalej iść do przodu.