V

58 3 0
                                    

Po następnej nieprzespanej nocy
(Grałem w csa) znowu musiałem iść do tej budy.
Colette kazała mi już wychodzić z domu, a ja nawet nie byłem w całości ubrany.
Zostały jeszcze spodnie.

Kiedy już je założyłem, coś mi nie pasowało.. A więc podszedłem do lustra i zobaczyłem jak bardzo na mnie wiszą.
- NO JAPIERODLE - Krzyknąłem na połowę domu. Dobrze ze stary był w pracy. Fakt, że Colette mnie pośpieszała nie pomagał mi.

Co ja teraz zrobie, skoro nie mogę założyć moich skinny jeans..
Chciałem już lecieć po
inne spodnie, ale ktoś mi przerwał.

- Edgar chodź albo znowu wyłączę ci korki z tatą.. - Krzyknęła ta pizda. Nie miałem chyba wyboru. A więc wziąłem moje 3 banany i założyłem buty, po czym wyszedłem z tej patoli.

Nie lubiłem tego jak bardzo nie przypominałe one moich
skinny jeans, ale te chyba
nie są takie złe.. przynajmniej są czarne.

Westchnąłem i trochę zwolniłem tempo, żeby Colette nie zwracała na mnie większej uwagi. Nie mogłaby zauważyć,
że te spodnie są jej.

No i tak mijała moja droga..
ona opowiadała mi traume tego kaktusa,
a ja czasem mówiłem yhm, żeby wiedziała, że żyje.
Co gorsze mogłaby się odwrócić..

No i w końcu doszedłem do tej budy i moje drogi z Colette się rozdzieliły.

Gdy stałem już przed drzwiami sali, upewniając się, że napewno w niej mam teraz lekcję, delikatnie chwytając za klamkę wszedłem do środka.

Nic nadzwyczajnego, papierki, samolociki i inne latające gówna.
Po chwili szukania wolnej ławki postanowiłem, że wybiorę miejsce tuż za jakimś ulanym kaktusem.

W między czasie czekania na dzwonek zacząłem rysować... Rule 34..
Los padł na Carla, zacząłem rysować namiętne sceny jego z pingwinami które tak bardzo kocha. Starałem się to robić dyskretnie, bo fakt, że ten nerd siedział za mną w niczym mi nie pomagał, a jeżeli zostanę przyłapany, ten inwalida znów się potnie.

Po chwili rysowania usłyszałem cholernie głośny płacz. Był to Carl który zobaczył to co znowu rysuję.
Szybko odwróciłem się w jego stronę i zacząłem pocieszać, nie moją winą jest to, że przegrał życie, ale to nadal mój kolega.

Po dłuższej chwili ten kastrat nadal nie przestał płakać, więc wyciągnąłem ze spodni wielkiego banana (zielonego bo tylko takie trawi) Zdolnie otwierając go jedną ręką rzuciłem w stronę Carla. Nie powiem, że nie, ale aportować nauczył się już bardzo dobrze.

Gdy wszystko było już dobrze, usłyszałem głośny dzwonek na lekcję a wraz z nim weszła wychowawczyni, ogłaszając jedną z najgorszych rzeczy które mogła sobie ta jędza wymyśleć.

-Drogie dzieci, wraz z dyrektorem wpadliśmy na pomysł szkolnej wycieczki do zoo. Będzie to wycieczka integracyjna wszystkich klas 1 orga-

Słowa przerwał jej podniecony Carl
-PLOSE PANI A CY BEDO PIGHWINY?- omało co się nie wyjebał, mimo, że jest w jebanym mine cartcie.
-Tak tak kasjanku, będą - Na te słowa Karol o mało się nie popłakał, a wtedy nie miałbym jak go pocieszyć, bo ma tygodniowy limit bananów.
-Proszę o wpłacenie
kwoty wynoszącej 400 zł do jutra, wycieczka jest obowiązkowa. - Po tych słowach spojrzała się na mnie jakbym zabił jej męża czy coś.

Po tych słowach czułem, jakby coś we mnie pękło (Tym razem nie słoik). Nienawidze zwierząt, żadnych. Jedynie lubię wielbłądy, których na bank tam nie będzie.

Największym problemem było to, jak zdobędę pieniądze.. 400 zł?
Jak to nawet 3 stówy nie jest warte..
I za chuja to jest obowiązkowe?

No ale dobra.. teraz tylko obciągnąć
tate na pieniądze. Mama też mu
obciągała i wiadomo jak skończyła..

- Zakład o Miłość - // Fang x Edgar // Brawl StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz