- Więc tylko tylu zostało was w klubie? – pani Celia była zszokowana tym jak dużo osób zrezygnowało z drużyny.
- Tak – potwierdził kapitan Riccardo beznamiętnym głosem. – tylko dziewięciu i nikt więcej.
Cornelia mimo wcześniejszej złości na chłopaków, którzy odeszli, poczuła w tym momencie smutek. To przykre, że tyle osób które na pewno kochają piłkę nożną, zrezygnowało ze strachu. Przecież sport ma dawać przyjemność, a nie być czynnikiem strachu! Ale przecież nie będzie nikogo zmuszać, w końcu byłoby to nie w porządku. To tylko i wyłącznie ich decyzja.
- Nie dało się ich zatrzymać. – dodał Di Riggo na co dziewczyna poczuła jeszcze większe przygnębienie.
Wtedy odezwał się czarnowłosy chłopak w goglach.
- Mam wrażenie, że wszyscy nagle zaczęli uciekać jak szczury z tonącego statku, co nie?
Musiała się zgodzić z jego słowami, ponieważ idealnie opisywały wcześniejszą sytuacje. Swoją drogą rudowłosa uważała, że porównanie rozpadu drużyny do tonącego statku jest dość interesujące. Przyjrzała się chłopakowi, który mimo, że się uśmiechał to widać było po oczach, że również mu smutno z takiego obrotu spraw. W końcu był w drużynie dłużej niż ona i na pewno się przywiązał do tych, którzy odeszli.
- To kto w takim razie na tym statku pozostał? – zapytał czarnowłosy chłopak z plastrem na nosie.
- Prawdziwi piłkarze! – zawołał dumnie chłopak z czerwonymi goglami na brodzie.
Arion oraz Cornelia uśmiechnęli się i kiwnęli potwierdzająco głową na słowa fioletowłosego. Widać, że się nie załamał, jak niektórzy, przez całe to zamieszanie i to się ceni. Przecież nie wszystko jeszcze stracone. Rudowłosa chciała się odezwać, jednak przeszkodził jej w tym kapitan Riccardo.
- Zdaję sobie sprawę z naszego położenia, – przyznał zamykając na chwilę swoje oczy. – nie jest dobrze, więc nie będę mieć żalu jeśli odejdziecie.
Uśmiech zszedł z ust dziewczyny na słowa kapitana. Riccardo już nie widział żadnej nadziei dla klubu piłkarskiego, więc dał wolny wybór tym co zostali. Rudowłosa okropnie mu współczuła, w końcu jest kapitanem i na nim spoczywa bardzo duża odpowiedzialność, jeśli chodzi o drużynę.
- Nie sądziłem, że ty zostaniesz. – piwne oczy Cornelii spojrzały na niebieskowłosego chłopaka, tego samego, który nazwał ją marchewką.
- A ty to co? – zapytał Doug McArthur, chłopak który podczas meczu z Czarnymi Templariuszami musiał zejść z boiska dla Ariona.
- Mnie tutaj całkiem dobrze. – przyznał opierając swoją głowę na jednej z dłoni.
Doug z uśmiechem lekko pochylił się do kolegi.
- Myślisz, że dobrze będzie wyglądać to na świadectwie? – zapytał na co niebieskowłosy parsknął tylko śmiechem.
Cornelia poczuła jak gniew gotuje się jej w żyłach. Serio, oni są tutaj tylko po to by dobrze wyglądało świadectwo? Przecież to sensu nie ma! To strata czasu dla nich, jeśli są w klubie tylko i wyłącznie dla tego. Czy im w ogóle zależy na tym sporcie? A może jest tutaj więcej takich, którzy są dla świadectwa w drużynie.
- Ale chłopaki – odezwał się chłopak z goglami na brodzie. – świadectwo nie sprawi, że piłka nożna będzie dobrą zabawą.
i tu dziewczyna miała wielką ochotę podejść i przytulić wielkoluda. Mówił samą prawdę! Piłka nożna ma być przede wszystkim dobrą zabawą, relaksem, odskocznią od całego świata. Cóż, przynajmniej dla niej była to odskocznia od rzeczywistości. Mogła nawet stwierdzić, że piłka uratowała ją w czasie podstawówki gdzie wszyscy ją dręczyli. Dzięki niej się nie poddała, dzięki niej miała siłę by znosić codzienną samotność.
![](https://img.wattpad.com/cover/363699714-288-k356495.jpg)
CZYTASZ
Wąż i Marchewka |Michael Ballzack/ Kaiser|
Fanfic- Dlaczego stanąłeś w mojej obronie? - zapytała kiedy się uspokoiła. - Bo brzydzi mnie znęcanie się nad innymi. - powiedział bez ogródek. - Ale moje nazwisko... - nie skończyła bo niebieskowłosy jej przerwał. - Co z tego? To że masz nazwisko po taci...