- Mam już dosyć! Nie możesz wywierać na nas presji Riccardo! – to usłyszeli pierwszoklasiści, kiedy weszli do pokoju klubowego.
Panowała okropnie napięta atmosfera, Cornelia spojrzała niepewnie na Ariona, później na JP. Już wiedziała, że szykuje się kolejna sprzeczka. Westchnęła cicho po czym usiadła na ławce koło Sama. Riccardo tłumaczył Doug'owi, że to był pierwszy mecz odkąd jest w drużynie, który sprawił mu przyjemność. Jednak McArthur był nie ugięty, wspomniał nawet o tym, że Piąty Sektor może w najgorszym wypadku rozwiązać drużynę.
- Jak to rozwiązać drużynę? – zawołali równocześnie Cornelia oraz Arion.
- Tak było wcześniej, – odezwał się oparty o ścianę Gabriel. – bardzo wiele drużyn zostało rozwiązanych za karę.
- I pewnie o tym też nie wiedzieliście. – dodał jadowicie siedzący przy stole Kaiser.
Cornelia chwyciła się obiema dłońmi za głowę i zaczęła gorączkowo myśleć. Jak to za karę rozwiązywali drużyny? Przecież to nienormalne! Cały ten system był chory! W tle słyszała o tym, jak starsi koledzy mówią o tym, że wolą już taką farsę niż jeżeli mieliby nie grać w ogóle. To było przykre, przecież ona i niektórzy inni zawodnicy walczą właśnie o to by móc grać bez ustawionych wyników. Dlaczego reszta drużyny nie może tego zrozumieć?
Kiedy tak rozmyślała usłyszała skrzypnięcie ławki co znaczyło, że ktoś koło niej usiadł. Podniosła lekko głowę, wtedy jej piwne oczy spotkały się z niebieskimi, które należały do Gabriela.
- Cornelia – zaczął mówić łagodnie. – wiem, że jest ci trudno to wszystko zaakceptować ale musisz też nas zrozumieć.
Rudowłosa skinęła niepewnie głową.
- Staram się was zrozumieć, – przyznała wstając z ławki. – ale jeśli teraz wszyscy nie postawimy Piątemu Sektorowi to prawdziwy football nigdy nie wróci.
Po tych słowach ruszyła w stronę swojej szafki, otworzyła drzwiczki na oścież i zaczęła się przebierać w strój klubowy. Ade miał racje, z każdym kolejnym razem będzie jej tylko łatwiej z przebieraniem się wśród chłopaków. Humor jej się pogorszył, ale przecież dalej jest nadzieja na to, że starsi koledzy przyłączą się do buntu. A przynajmniej ona na to liczyła.
Po jakiś dziesięciu minutach, cała drużyna stała już na boisku. Kiedy Riccardo chciał przeczytać dzisiejszy plan treningu, nagle połowa drużyny zaczęła iść w przeciwny kierunek. Cornelia czuła jak w środku jej ciała rośnie gniew, naprawdę mają zamiar się tak zachowywać? Są drużyną do jasnej cholery!
- Spróbujcie nas zrozumieć – zaczął mówić Ade z smutnym uśmiechem na ustach. – my przede wszystkim chcemy chronić naszą drużynę.
- Ale Ade... – rudowłosa chciała zatrzymać czarnowłosego, jednak ten zdążył już dołączyć do tamtej grupki.
Kapitan zmarszczył lekko brwi, po czym usiadł na ławce i coś poprawiał w planie treningowym. Cornelia powolnym krokiem ruszyła w stronę Di Riggo, po czym również usiadła i przyglądała się jego ruchom. Ale bardziej skupiła się na swoich myślach, niż na tym co robi kapitan Riccardo. Nie mogą przecież zignorować faktu, jak pozostała część drużyny się czuje, też nie mogą ich zmusić do zmiany zdania. Cornelia w pewnym momencie położyła swoją głowę na ramieniu kapitana, po czym cicho westchnęła.
- To wszystko jest chore... – przyznała na co Riccardo tylko skinął głową.
***
Ostatecznie i tak cała drużyna ćwiczyła razem. Cornelia się rozciągała, do momentu gdy na boisku nie pojawił się Victor Blade. Rudowłosa czuła, że jego pojawienie się nie wróży nic dobrego. Granatowłosy podszedł do siedzącego na ławce trenera Evansa i oświadczył, że chce zagrać w następnym meczu. Wszyscy stanęli w miejscu zaskoczeni słowami Victora, Eugene nawet stwierdził, że jest to wyrok dla ich drużyny. Cornelia w tym czasie modliła się w duchu, by okazało się to jednym wielkim żartem. Przecież Victor to jeden z Cesarskich, który został wysłany przez Piąty Sektor by pilnował drużynę Raimon'a.
CZYTASZ
Wąż i Marchewka |Michael Ballzack/ Kaiser|
أدب الهواة- Dlaczego stanąłeś w mojej obronie? - zapytała kiedy się uspokoiła. - Bo brzydzi mnie znęcanie się nad innymi. - powiedział bez ogródek. - Ale moje nazwisko... - nie skończyła bo niebieskowłosy jej przerwał. - Co z tego? To że masz nazwisko po taci...