Promienie słoneczne przebijają się przez szare zasłony do sypialni. Marszczę brwi i mrużę oczy, gdy ostre światło zakłóca seans mojego ulubionego serialu. Przeciągam się leniwie w pościeli, nie odrywając wzroku od nabierającej tempa akcji rozgrywającej się na ekranie laptopa. Myślami wciąż dryfuję między wydarzeniami poprzedniego dnia, który spędzam wraz ze znajomymi Macieja.
O dziwo robią na mnie dobre wrażenie, przez co dość szybko przestaje zwracać uwagę na to, z kim i o czym rozmawiam. Jedna z dziewczyn szczególnie mnie do siebie przekonuje, więc wypijam z nią butelkę wina. Przy drugiej butelce okazuje się, że wspólne wykrzykiwanie wersów Born To Die jest całkiem przyjemne. Wymieniamy się numerami, social mediami, a Zoja zapewnia, że ona i Maciek znają się ze względu na jej chłopaka, za co bardzo ją doceniam. Dopiero, gdy trzeźwieję, zdaję sobie sprawę jaką opinię musi mieć Maciej, że nowopoznane laski tłumaczą mi się z ich znajomości. Nie rozmawiam z nim jednak na ten temat, bo wiem, że nasza relacja nie jest niczym konkretnym i dyskusja o tym nie jest niezbędna. Szczególnie, że to mogłoby zakończyć się kłótnią, a to ostatnie, na co mam ochotę. W istocie ta noc kończy się zgoła inaczej, gdy wracamy nad ranem do mieszkania. Dużo milej niż awantura.
Dochodzi szesnasta, kiedy wpatruję się w kolejny odcinek. Dopada mnie niemoc i nie mam chęci na robienie czegokolwiek ambitniejszego. Dobija mnie informacja o powrocie Sylwii do Warszawy. Dotychczas mieszkała z narzeczonym w Rzeszowie i ustalali ostatnie formalności dotyczące ślubu. Jednak najbardziej łamie mi serce fakt, że to nie Jabłońska daje mi znać, że wróciła, a Filip, który przypadkiem spotyka ją w sklepie. Chce mi się płakać na samą myśl o tym, jak paskudny wpływ wywiera na nią ten, pożal się boże, narzeczony. Od dawna akceptuję fakt, że nie będę świadkową Sylwii, ani nawet druhną, bo Igor nie wyraża zgody na uczestnictwo ćpunki w jego ślubie, ale fakt, że już nawet moja przyjaciółka nie potrafi napisać głupiej wiadomości, że wróciła jest dużo trudniejszy do zrozumienia.
Umawiam się na wieczór z Dębickim, który jest równie rozżalony oraz z Tosia, która proponuje pieczenie pizzy. Zgadzam się od razu, chociaż spotkanie ma się odbyć u mnie i istnieje spore ryzyko konfrontacji wściekłego na cały świat Filipa z Maćkiem. Nie myślę o tym za wiele, żeby nie dokładać sobie jeszcze więcej stresu i po prostu życzę szczęścia Maćkowi.
Żeby pozbyć się natłoku myśli zaczynam porządkować mieszkanie, które ostatnimi czasy mocno zaniedbuję. W moim życiu tworzy się coraz większe zamieszanie, co prawda nieporównywalne do tego z okresu związku z Maciejem, ale wciąż będące sporym utrudnieniem. Niestety powrót Weroniki do Polski oddziałuje na mnie dużo bardziej niż powinien, a szczególnie od chwili, gdy Maciek przyznał, że moja siostra wypisuje do niego na wszystkie możliwe profile społecznościowe. Pierwszy raz decyduję się na stanowcze powiedzenie „zablokuj ją", a on bez zastanowienia po prostu to robi. W tej kwestii jesteśmy zgodni. Szkoda tylko, że z blondyną nie szło nam tak gładko.
Z uśmiechem otwieram drzwi wejściowe, gdy słyszę dźwięk dzwonka. Całuję Filipa w policzek i ściskam Tosię, komplementując jej nową fryzurę. Siadamy w salonie, a Dębicki niemal od razu przechodzi do gorączkowej opowieści o nieprzyjemnym spotkaniu z Sylwią. Nie wiedzieć czemu, szklą mi się oczy, gdy uświadamiam sobie, jak bardzo poróżniły nas przygotowania do ślubu. Marzę o tym, by w ostatniej chwili zdecydowała się na zerwanie zaręczyn, chociaż z całego serca życzę jej wszystkiego najlepszego. Moja intuicja przepowiada mi, że z tego małżeństwa nie wyjdzie nic dobrego i chciałabym się mylić. Jednak znając Igora i historię ich związku, mam niebezpodstawne obawy, które próbuję tłumić.
– Nie poznaję jej – wzdycham, opierając głowę na ramieniu Tosi, która wsłuchuje się w naszą rozmowę.
– Myślałem, że te zaręczyny nie będą aż tak na serio – przyznaje chłopak i kręci głową zdegustowany. – Wszystko się sypie.
CZYTASZ
(de)kompozycja || M. Kacperczyk
Fanfictiondekompozycja «zmiana układu składników jakiejś całości lub jej całkowity rozpad»