15 kwietnia 2024 - samodzielna

69 19 23
                                    


15 kwietnia 2024 (poniedziałek)

Uwagi ― Wróciłam do biegania, więc Igor (ten zmyślony) jest zadowolony. Przepraszam, on nie lubi jak, tak na niego mówię, co nie zmienia faktu, że nikt oprócz mnie go nie widzi. Lubi biegać i ja dzięki niemu też to lubię. Prysznic po bieganiu też lubię, a przynajmniej nie spóźniam się do pracy. Mam w tym tygodniu poranne zmiany i wolne popołudnia, co akurat bardzo mi pasuje, w obliczu wyzwań organizacyjno-przeprowadzkowych.

Stan rzeczy ― temperatura sześć stopni, wiatr umiarkowany, od morza, zachmurzenie zmienne, ciśnienie skaczące. Podejrzewam, że cały tydzień będzie właśnie taki, nie wiadomo jaki.

Stan ciała ― Samotność ― z wyboru, poznajemy się dopiero, oswajamy się, chyba się nie polubimy.

Stan ducha ― Samodzielność ― znikoma, przytłoczona latami wygodnictwa. Samowystarczalność ― są chęci, ale gorzej z realizacją.

Miejsce na moje notatki:

Kochany Pamiętniczku! W tajemnicy powiem ci, że bycie dorosłym jest do bani. Oczekiwania, oczekiwania i jeszcze raz oczekiwania. Po rozmowie z Kornelią mam ochotę targnąć się na pierwszej lepszej suchej gałęzi. Będzie się bawiła w psycholożkę i zapisywała nas na terapię dla par. Niedoczekanie. Zasypuje mnie też wiadomościami różnego typu. Zablokowałam już ją na IG, TT, FB i we wszystkich komunikatorach, więc wysyła mi co chwilę SMS-y. Nie podobają mi się te ataki, najchętniej wyłączyłabym telefon na najbliższe kilka tygodni. Autentycznie, zmienię numer i nikomu o tym nie powiem. Chociaż z drugiej strony to dziwne, że zależy jej bardziej niż Wojtkowi.


Na całe szczęście, dyżury w aptece zazębiały się w taki sposób, że Edyta i Bożenka sporadycznie miały zmiany w tych samych godzinach. Ich szefowa zachowywała zdrowy rozsądek, zarządzając pracą kilku osób przy okienkach. Od pamiętnego incydentu z omdleniem Edyty dbała o przerwy w pracy i urlopy, oczywiście przy okazji totalnie zaniedbując własne zdrowie. Wcześniej też dbała, ale może niewystarczająco. Zaproponowała dziewczynie pokój u siebie, willa Czartoryskich pochłaniała ogromne ilości gości, ale ucieszyła się, słysząc, że znalazła kąt u Bożeny.

Edyta trenowała samodzielność, zawzięcie i bezapelacyjnie, czemu skrycie przyglądał się młody Krzemiński. Po wspólnym obiedzie poprzedniego dnia przegadali cały wieczór, siedząc na podłodze przed regałami w salonie, aż zrobiło się ciemno. Wtedy zjedli kolację i obejrzeli wiadomości, po czym każde wróciło do swoich normalnych zajęć. Następnego dnia ciągała z samochodu jakieś pudła. Początkowo nie zwrócił na to zupełnie uwagi.

Wymyśliła, że po pracy pojedzie kupić brakujące meble. Zerwała z narzeczonym, nie potrzebowała więc całkowicie żadnej pomocy. A męskiej to już wcale. Kupiła sobie regał i kilka pudełek, cudem upchnęła je w samochodzie, ale żeby je przetransportować na poddasze musiała rozerwać kartonowe pudło i nosić po jednym elemencie. Schody na poddasze były strome i kręte, ale nie chciała nikogo dodatkowo obciążać swoimi sprawami.

Facet zaśmiał się pod nosem, skoro i tak nie zdążył z pomocą, chciał chociaż zaproponować montaż, zapukał więc dyskretnie, ściskając w dłoni wkrętarkę.

— Ach, to ty — otworzyła zmieszana, wyjmując z uszu słuchawki. — Pewnie hałasowałam, przepraszam.

— Nie, nic nie słyszałem. — Wzruszył ramionami. — To właśnie mnie zdziwiło. Wczoraj ci wyraźnie powiedziałem, że możesz na nas liczyć. Zostawiam ci sprzęt, bo chcesz być taka samodzielna. Jeśli zapukasz i powiesz, o co chodzi, to zawsze ktoś ci pomoże, ja, Wiktor czy Bożena. Nawet jeśli będziesz chciała jechać do sklepu po regał, masz kogoś poprosić o pomoc.

Edyta stała zmieszana, jakby zawiodła jego zaufanie, ale nie umiała wydusić słowa.

— Nie musisz radzić sobie sama ze wszystkim.

Postawił wkrętarkę na stole i wsunął ręce do kieszeni.

— Nie poprosisz, co? To do zobaczenia przy okazji, dobranoc — powiedział i zamknął za sobą drzwi.

Nie rozumiała, co się dzieje, dopóki nie zeszła oddać urządzenia. Otworzył jej Wiktor. Starszy mężczyzna był z początku małomówny, ale szybko złapał z nią nić porozumienia, rozmawiając o Igorze.

— Przed chwilą wyszedł. Syn jest uparty i ma swoją filozofię. Nikt nie wie, o co mu chodzi, dopóki sam tego nie wytłumaczy.

— Dostałam reprymendę, bo nie poprosiłam go o pomoc. Ale naprawdę nie chciałam robić kłopotu.

— To do niego podobne — westchnął Wiktor. Sam garnie się do ludzi, ale mówią, że jest nadopiekuńczy i osaczający.

— Może nie chce czuć się wykorzystywany?

Edyta wyszła zaintrygowana. Obiecała odwdzięczyć się Krzemińskiemu choćby czekoladą. Przy najbliższej okazji, jeśli oczywiście sama jej nie zje z rozpaczy.

Wieczorem ściskała w ręku telefon, wybrała nawet Wojtka numer i czekała kilka sygnałów. Nie odebrał, co nie było niczym nowym, więc rozłączyła się i odłożyła telefon na półkę w łazience. Miała ochotę na długą kąpiel, ale aktualnie dysponowała tylko prysznicem, a woda i prąd kosztowały. Jeśli taki był największy koszt życia w samotności, Edyta stwierdziła, że jakoś to przeboleje.

Samotny wieczór przeciągnął się i wkrótce nastała równie cicha noc. Nie było słychać niczyich kroków ani oddechów. Tak samo beznadziejna, jak wiele poprzednich. Wtedy jednak była jeszcze jakaś szansa, złudzenie, a nie pozostało nic namacalnego.

Igor zmaterializował się pod skosem i uderzył głową w sufit.

— Ale klitka — zarechotał. — Jednak nie wali stęchlizną ani nie mieszkasz pod mostem, to dobry znak. Proszę bardzo, oddaję się do dyspozycji. Znowu czuję się niezbędny.

— Takie małe odstępstwo od reguł jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda?

Co miał odpowiedzieć jej własny, osobisty wymyślony facet? Szczególne, że właśnie położył się obok niej i oparł głowę na ramieniu.

— Chciałabyś, żeby on tutaj był, na moim miejscu? Ja jestem gotowy na twoje rozkazy, totalnie do dyspozycji.

— Nie Igor, nie chciałabym. Nie myślę o nim w ten sposób.

— A powinnaś, to fajny facet. Poza tym różnica między mną a nim jest zasadnicza i wcale nie wynika z ... — ściszył głos — z namacalności. — Ode mnie się niczego nowego nie nauczysz — westchnął Igor.

— Ale dzięki tobie cały czas widzę moje skryte pragnienia.

— Może odkryjesz kilka przede mną, skoro już tu jestem, a ja sprawdzę się w międzyczasie jako fantazja erotyczna.

Dotykał ją już nie raz, przesuwając palcami po plecach dziewczyny, zarysowując w powietrzu łuk wgłębienia tam, gdzie zaczynały się jej krągłości. Pocałunki trwały tak długo, jak powinny i szepty nie budziły emocji nikogo, poza nimi, skryte głęboko w zaciszu nowej pościeli. Będąc całkiem sama, nie bała się, że ktoś wejdzie i ją zobaczy, z rozanielonym wyrazem twarzy. Doznania generowane w mózgu Edyty były tak samo prawdziwe dla obojga i tak samo satysfakcjonujące. Ten Igor był czuły, troskliwy i oddany.

Nie mniej prawdziwy niż tamten, który właśnie siedział na ławce w ogrodzie i patrzył w jej okno, obracając w dłoniach puszkę Coli. Cóż, należało mu się po ciężkim dniu organizacji pracy przy budowie osiedla domków jednorodzinnych. Przecież nie topił smutków w alkoholu.

— Księżyc, też mi coś — westchnął. — Dzień jak co dzień. Noc jak co noc. Kobieta jak każda inna.

Nie chciał zatopić ust we włosach Edyty, o czym dosadnie się przekonał, widząc ją dziś czerwoną ze zmęczenia i złości, skręcającą meble. Mebel. Nie mógł się nawet do niej zbliżyć, dopóki definitywnie nie pożegna się z przeszłością.

To znaczy, chciał. A właśnie, że chciał. Może tylko nie powinien o tym myśleć.

Co czyniło go bardziej realnym i dlaczego właśnie przez to był w trudniejszej sytuacji niż jego imiennik?

Cóż. 

Życie.

WYMYŚLIŁAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz