1 maja 2024 (środa)
Uwagi ― aż sprawdziłam, ile kwiecień ma dni i padłam z wrażenia. Okazało się, że jednak trzydzieści, a ja właśnie muszę wyjść, bo zaczynam zmianę o szóstej, w święto pracy. Tak to jest pracować w jednej z największych całodobowych aptek. Świątek piątek czy niedziela, tutaj zawsze gra kapela.
Stan rzeczy ― pogoda, jak na długi weekend majowy jest wymarzona. Bezwietrznie! Żadnej chmurki, słońce, czternaście stopni z rana oznacza upał w południe. Jeśli dobrze pójdzie, to wyciągam z magazynu rower.
Stan ciała ― poprawny. I pierwszy raz w życiu muszę przyznać sama przed sobą, że mam na ciele ślady miłości, choć nie potrafię powiedzieć "kocham" i nie zrobię tego. Są pod ubraniem, więc spokojnie, nikt nic nie będzie widział. Do ch*lery, dobrze mi z tym.
Stan ducha ― więc skoro jest maj, to pewnie wszyscy myślą, ach wiosna pełną gębą, niestety u nas wszystko jest jeszcze takie świeże, wątłe, rachityczne. Wczesnowiosenne. Najlepsze jeszcze przed nami. Czas na czytanie na tarasie i na herbatę z płatkami białego bzu. Na to, by moje wszystkie iluzje i jedna halucynacja znalazły się na kartkach książki, a raczej w elektronicznych plikach.
Miejsce na moje notatki:
Wieczorem wyciągniemy grilla tak jak wszyscy w okolicy. W ciągu dnia Krzemiński kończy prace porządkowe na poddaszu i zamierza wtarabanić znowu wszystko na górę, więc niech mu siły nadprzyrodzone dopomogą, bo ja się zaoferowałam tylko do tych lżejszych rzeczy. Fajnie mieć taki dom. Cudowna spokojna okolica, wszędzie niskie budynki z czerwonej cegły, pamiętające pewnie drugą wojnę światową, ale odnowione. Igor opowiadał mi o historii osiedla, miał mi nawet pożyczyć książkę, napisaną przez jednego z sąsiadów, którą wypuściło jedno z naszych lokalnych wydawnictw. Super sprawa! Też chciałabym kiedyś mieć swój dom, ale nie będę płakać, jeśli mi się to nigdy nie uda.
Jolka Czartoryska była ze mną na zmianie od ósmej rano. Z dobrych wieści, wywalczyła dla mnie 200 złotych podwyżki, to w zasadzie było moje minimum, więc podziękowałam. Ona też nie tryskała radością i była przybita. Na szczęście dzień przeleciał nam szybko, a po południu pojawili się praktykanci, akurat szkolenie w długi weekend majowy mogło okazać się dla nich strzałem w dziesiątkę.
Krzemiński uwinął się z kartonami szybciej, niż bym się spodziewała i kiedy wróciłam, nie było już śladu po kontenerze z gruzem i odpadami budowlanymi. Pewnie miał znajomości, bo z tego, co wiem, w takie dni wszyscy mają wolne. To znaczy z wyjątkiem mnie. Pomogłam wnieść kilka krzeseł i dobrze zabezpieczonych kartonów. Do wieczora nie było śladu na trawniku ani w korytarzu. W ramach podziękowania dostałam obiecaną wypłatę, ale ze śmiechem odłożyłam zaklejoną kopertę do szuflady i całkiem o niej zapomniałam.
Usiedli w końcu na ławeczce pod jabłonią, dosuwając lekki piknikowy stolik. Stąd był ładny widok na ogród, a dym z grilla nie leciał w okna sypialni i nie przeszkadzał sąsiadom. Siedzieli w ciszy, słuchając dźwięku skwierczących kiełbasek. Edyta chichotała, że to najpiękniejsza muzyka, jaką słyszy w tym roku, a Igor przekonywał ją, o wyższości otwieranych butelek z piwem: jasnym, gazowanym, z delikatnym zapachem chmielu.
Po zachodzie słońca obudziły się komary, przeganiając ich do mieszkania na dole. Krzemiński, w niezwykle dobrym humorze rozsiadł się na sofie i przymknął oczy, zakładając ręce pod głowę. Wyciągnął długie nogi, a kładąc je na stoliku, śmiał się w duchu, przypominając sobie kąśliwe uwagi Bożenki.
― Wiesz, tak sobie myślę, że może nie będzie tak strasznie, kiedy wyjedziesz. Aktualnie technologia pozwala na różne formy komunikacji. E-maile, czaty na Discordzie, różne komunikatory ― zaproponowała Edyta, licząc, że będą mogli zachować, chociaż przyjacielski kontakt, raz na jakiś czas. ― Można nawet grać razem online albo oglądać te same filmy.
― Z tobą nic mi nie zastąpi bliskiego kontaktu. Interakcji, których tak bardzo pragniemy. ― Krzemiński zasępił się i westchnął, przeczesując palcami ciemne włosy. ― Muszę się do czegoś przyznać, Edyta. Kiedy wracam, zamieniam się w strasznego ch*uja i jestem taki jak twój Wojtek. Wszystko planuję z kalendarzem, uwzględniając kilkumiesięczne wyprzedzenie. W tej chwili zaczynamy budowę dwóch osiedli. Jak wrócę, rzucam się od razu w wir pracy. Mam zamiar założyć oddział w Polsce i wrócić tu na stałe, więc muszę mieć na to fundusze. A potem odciąć się od Tiffany całkowicie.
― Myślałam, że chcesz wziąć rozwód, a widzę, że szykujesz całą batalię ― przypatrywała się dokumentom zalegającym na dużym stole w salonie.
Wzięła do ręki dokument, na którym widniał napis:
"Petition for Dissolution of Marriage" Igor Krzemiński, the Petitioner, respectfully petitions the court for a dissolution of marriage from Tiffany Irvine-Krzemiński, the Respondent, on the grounds of irreconcilable differences. The marital relationship has broken down irretrievably, and both cohabitation and marital relations have ceased.
― Nie mam co liczyć na twoje zainteresowanie?
― Edyta, masz moje zainteresowanie teraz. ― Wyciągnął do niej ręce i otworzył ramiona. ― Nie chcę o tym jeszcze myśleć.
― Czyli jednak, Igor. Jestem twoją kochanką. Nawet nie usiłujesz mnie okłamywać, że dla mnie zostawisz żonę i dotychczasowe życie ― zażartowała, ale zabolało jeszcze bardziej.
― Zostawię, ale nie dla Ciebie, Edyta. Już dawno postanowiłem, że to małżeństwo było jedną wielką pomyłką, więc to nie twoja wina ani zasługa. Ale jesteś dobrą inspiracją. ― Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. ― Nie wiem ile to potrwa, więc nie chcę, żebyś czuła się zobowiązana i musiała na mnie czekać. Kilka miesięcy, a może rok, to długo, prawda? Twój brat miał rację, nie powinienem był w ogóle zaczynać, skoro może się okazać, że nie uniesiemy tego. Ani ty, ani ja.
Nie był to szczyt oratorskich możliwości, ale słowa wydawały się szczere. Czuła, jak szczypią ją oczy i w gardle zaczyna rosnąć dławiąca gula, trudna do przełknięcia. Jej oddech stawał się nierówny, a klatka piersiowa zaciskała przy każdym wdechu. Cały świat wokół niej zacierał się w rozmazanej mgle łez.
Otarł mokre ślady z jej policzków i delikatnie rozluźnił uścisk zaciśniętych piąstek. Gdyby Tiffany się o niej dowiedziała, zostałby z niczym. Całe lata wyrzeczeń, poświęceń w celu urzeczywistnienia marzeń o zaistnieniu w świecie architektury i zbudowaniu własnej, niepowtarzalnej marki poszłyby się pie*rzyć. Jak mógł jej o tym powiedzieć, że był tylko samolubnym d*pkiem?!
Edyta wbijała paznokcie w skórę, zabijając fizycznym bólem wojnę rozgrywającą się w jej sercu. Dzięki niemu poczuła coś, czego nie potrafiła określić słowami. Gdyby znała je wcześniej, być może potrafiłaby wytłumaczyć, albo pokazać Wojtkowi, jak powinien wyglądać związek, na jakim jej zależało. Jednak teraz było już za późno, by naprawić przeszłość.
CZYTASZ
WYMYŚLIŁAM CIĘ
Storie d'amore[Romans]+18: Marząc o spędzeniu romantycznego wieczoru, Edyta przypomina sobie wspólne chwile z narzeczonym, z którym od pewnego czasu nie ma bliskiej relacji. Pomimo trudności, szuka sposobu na odzyskanie kontroli nad swoim życiem i obudzenie duch...