9 maja 2024 - telefon

36 6 9
                                    

9 maja 2024 (czwartek)

Uwagi ― Wklejam do pamiętniczka bilety z Muzeum Wisły w Tczewie i odfajkowuję zwiedzanie wraków, a także lody na bulwarze i kawę na wynos. Dzisiaj to już ewidentnie było jak na wycieczce szkolnej, chociaż tak naprawdę, nigdy na żadnej wspólnie nie byliśmy. Witajcie w przewodniku turystycznym "Edyta i Daniel poznają Kociewie".

Stan rzeczy ― Zawsze pisałam o pogodzie, ale darujmy sobie. Jest chłodno. W Tczewie jest tak samo, jak w Starogardzie, czy w Gdańsku. Wieje, buro i ponuro, tyle że ulewy nie zrywają się nagle, jest czas, aby spojrzeć w niebo, powiedzieć "Oho, zbiera się na deszcz" i otworzyć parasol. W podkarpackim nie ma na to szans.

Stan ciała ― Wyglądaliśmy dzisiaj jak para z żurnala. Daniel, spójrzmy prawdzie w oczy, już dawno stracił chłopięcy urok i zawadiacki uśmiech. Aktualnie prezentuje się jak niebieskooka, przyczajona czarna pantera. Groźny i niedostępny. Szczególnie że chodzi ubrany na czarno, ale nie o to mi chodzi. Laski spadały z krawężników na jego widok. Z otwartymi buziami. 

Patrzę w te smutne oczy, a one są przecież całkiem szare, a nie niebieskie jak kiedyś? Kto podmienił mi brata?!

Stan ducha — Mój jest OK, wmawiam sobie, że nie tęsknię za Wojtkiem i nie myślę o Igorze. Niestety Daniel od wczoraj jest chyba w innym świecie. Skoro oczy są zwierciadłem duszy, to ... kurcze, myślę, że jego dusza jest aktualnie w piekle. Zaparł się, nie pisnął ani słówkiem, a próbowałam wszystkimi możliwymi sposobami wyciągnąć z niego zeznania.

W życiu, nic z własnej woli ci się nie zwierzę, Daniel, choćbyś mnie błagał. Dopóki nie odpowiesz mi na kilka osobistych pytań.

Miejsce na moje notatki:

Czasami w Godziszewie przestaje wiać. A jest tu odkryty kort do tenisa. Więc chyba nie muszę tłumaczyć, czym zajmowaliśmy się dzisiaj, aż do wieczora. 

Nie brałam telefonu, nie zauważyłam, ile było nieodebranych połączeń. (Błogosławione godziny bez komórki.) Wszystkie dziesięć od Wojtka, więc od razu oddzwoniłam. Oczywiście, nie podniósł słuchawki . Dopiero za piątym razem. Na zasadzie: "Tak, to było coś ważnego, ale już nie jest. Znowu jestem zajęty ".


Rezydencja Serafina tonęła w wieczornym, bardzo przyjemnym, szarym i cichym mroku. Puste korytarze powtarzały echo kroków i wieczornej krzątaniny. Rodzeństwo Karczmarczyków zajmowało dwie sąsiadujące sypialnie na parterze. Edyta wykończona intensywnym wysiłkiem łapała oddech, czekając na swoją kolejkę pod prysznic. Odpoczywała na sofie w salonie, wsłuchując się w kojący szum wody. Korzystali z Danielem z jednej łazienki, wyłącznie po to, aby zaoszczędzić czas na sprzątaniu. Uwielbiała takie wieczory.

Ostry dźwięk dzwonka, mimo że oczekiwany, wybił ją z rytmu. Wojtek musiał mieć ważny powód.

— Hej, Edyta! No, nareszcie. W końcu udało mi się połączyć! W niedzielę twój brat obiecał, że się odezwiesz...

— A jest już czwartek i postanowiłeś zrobić pierwszy krok? — spytała poddenerwowana. — Czy coś się stało? Mam na myśli coś nowego? Minęły cztery dni, a ty cały czas czekałeś, aż wykonam pierwszy krok?

— Nie, byłem zajęty.

— Ja też — odpowiedziała, mając ochotę się rozłączyć i rzucić telefonem. Samo wspomnienie Zawadzkich odebrało jej oddech, ale postanowiła, dać facetowi szansę. Tylko i wyłącznie na prośbę Daniela, przez wzgląd na jego złamane serce. — Więc... — zawiesiła głos w oczekiwaniu.

WYMYŚLIŁAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz