4 maja 2024 - najgorzej

61 11 43
                                    

4 maja 2024 (sobota)

Uwagi ― znaleźć walizkę, lista rzeczy ty razem nie będzie potrzebna. Jeśli mi czegoś zabraknie, to Daniel kupi, chociaż mówi, że wszystko jest na miejscu. Na pewno spokój. Skoro on tam wytrzymuje, mogę to wziąć za pewnik. Mój brat jest nadwrażliwcem, ciężko znosi hałas, nie taki od gadatliwej siostry, ale samochody, samoloty, pociągi, szum miejski. Biorę w teczkę Igora — jak misia, notes, wieczne pióro i odpoczywam od laptopa.

Stan rzeczy ― niedorzeczny, ale trochę uporządkowany, tak jak lubię. Urlop jest nieplanowany, ale naprawdę, należy mi się, jestem bliska szaleństwa po tym wszystkim. Oby najstarszy z rodzeństwa Karczmarczyków potrafił o mnie zadbać.

Stan ciała ― robię dobrą minę i zostawiam wszystko w tyle. Kwiaty zwiędły, więc trafią do śmietnika. Zamiast ogródka pod domem będę miała do dyspozycji całe pola i łąki kwiatów. No dobra, wiem, że na początku maja to trudne, ale może znajdę przylaszczki w lesie, albo konwalie?

Stan ducha ― niepewność, bo od dłuższego czasu nie spędzałam czasu z Danielem. Wiem, że się zmienił, pewnie nie w kwestii wylewnych zwierzeń, bo do tego nikt nigdy go nie zmusi. Będziemy parą mentalnych introwertyków, którzy tolerują swoją obecność przez jeden tydzień, u obcego faceta, pod jego nieobecność.

Miejsce na moje notatki:

Nie spodziewałam się, że Daniel zagrzeje gdziekolwiek miejsce, poza swoimi ukochanymi Bieszczadami. Oprócz tego domu nad Sanem chyba nie zagościł nigdzie na dłużej, poza naszą rodzinną, oj no, żeby nie napisać rezydencją, ha ha. Zawsze kochał spokój i bliskość natury, a góry oferowały mu to wszystko. Jednak ostatnio, ku mojemu zaskoczeniu, rozważał możliwość zamieszkania w małym miasteczku. Mam wbity adres w nawigację, samochód po przeglądzie i tydzień spokoju. Wyjazd w nowe miejsce może być fascynującą przygodą. Czego chcieć więcej?!


W głowie huczały jej jeszcze projekcje umysłu, czyli po prostu sny — o idealnym urlopie na wsi. Przypomniała sobie, jak relaksująco było w ostatnie wakacje, kiedy codziennie mogła spacerować po polach pełnych maków i chabrów.

Siódma piętnaście zadzwonił telefon.

— Pani Edyto, znowu zawiesiłem system. Błagam, niech pani coś zrobi! — Chłopak po drugiej stronie słuchawki z nerwów dostał czkawki. — Mówi Radek, praktykant z apteki.

— Infolinia, serwis techniczny — wybełkotała półprzytomnie, nakrywając nagie pośladki kołdrą, chociaż nikt jej nie widział, a nóż widelec ktoś by się zainteresował. Wczoraj miał takie same problemy z komputerem, które kosztowały ją pół dnia pracy. — Numer telefonu jest przyklejony na monitorze, ja nie mam możliwości, żeby pracować zdanie.

— Jest sobota, nikt nie odbiera... — wyjęczał.

— Próbuj do skutku. Zresetuj komputer. — Już wiedziała, że ten dzień nie będzie należał do spokojnych. Najbliższy urlop musi zaplanować w miejscu bez zasięgu.

— Ale klienci... — stękał. — Może ten koleś na motorze panią przywiezie.

Rozłączyła się i zamknęła ponownie oczy. Nie wypuszczając telefonu z dłoni przeciągnęła się. W myślach wróciła do obrazu wiejskiego domu, gdzie nie było żadnych telefonów, tylko spokój i cisza.

Jeden ze snów nadal był aktywny. Edyta zastanawiała się, czy powinna zbadać dopaminę, bo może przy zbyt niskim poziomie hipokamp się zawiesił i z uporem maniaka odtwarza śpiącą wizualizację bruneta. Albo kortyzol...?

WYMYŚLIŁAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz