21 kwietnia 2024 - konfrontacja

43 12 24
                                    

21 kwietnia 2024 (niedziela)

Niedzielny poranek nie dla wszystkich był równie udany, jak dla Edyty.  Obudziła się wypoczęta i w doskonałym nastroju. Co prawda nadal we wczorajszym dresie, ale nareszcie bez obezwładniającego uczucia pustki. Nie pamiętała porannej rozmowy z Igorem ani tego, że zasnęła w jego objęciach, a nawet jeśli miałoby to jakieś znaczenie,  Krzemiński chciał ją traktować jak przyjaciółkę, więc co za różnica. Co do spotkania z Wojtkiem również nie miała wygórowanych oczekiwań. Co ma być, to będzie, przecież była pewna swojej decyzji i tego, że były narzeczony chce po prostu ustalić detale dotyczące spraw majątkowych.

^^

Wiosna na Żuławach okraszona kwitnącymi polami rzepaku sprawiała niesamowite wrażenie. Intensywny żółty odcień kontrastował z błękitem nieba, a w powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach, przypominający miód. Na przedmieściach, w dużej willi państwa Zalewskich, w jadalni, przy solidnym dębowym stole usiadło trzech domowników. Pili kawę, nie racząc się rozmową. Raczyli się do siebie nawzajem nie odzywać. Kornelia spoglądała na męża, Konrad na syna, a Wojtek na matkę.

― To, co zrobiliście, było podłe ―  powiedział młody mężczyzna, kontrolując nacisk palców na ucho delikatnej porcelanowej filiżanki. ― Nie wiem, jak to możliwe, że w ogóle przyszło wam do głowy obarczać Edytę kosztami naszego ślubu. Dlaczego żadne z was nie zapytało mnie o zdanie, czy zgodę?! ― Patrząc w oczy rodzicom, widział tylko zażenowanie i to swoim wybuchem, a nie własnymi niewybaczalnymi postępkami. ― Czy to prawda, że przyjęliście od niej te pieniądze?

― Przecież sama wysłała nam przelew. Mogła się przecież z tobą skonsultować ― zaakcentowała Kornelia.

Jego twarz nie wyrażała już żadnych uczuć, wszystkie zostawił w sypialni, patrząc przez godzinę w sufit. Mówił bez emocji, spokojnie, choć rzeczowo i stanowczo.

― Ty mamo, nie pohamowałaś swoich zapędów. Ty tato nie zdecydowałeś się powstrzymać mamy. Kim ja dla was jestem? ― pokręcił głową z rezygnacją. ― To był błąd. Mój błąd, bo od wielu lat żyłem nieświadomy. Broniłem was, a powinienem przyznać rację Edycie. Niestety dla was, od tego momentu, nie dowiecie się już niczego o moim życiu prywatnym. Jutro z rana wyprowadzam się i do końca tygodnia znikną stąd wszystkie nasze rzeczy. Mieszkanie na piętrze, które jest moją własnością, zostanie wystawione na sprzedaż. Na całe szczęście zadbałem o to, aby mieć akt własności. Będę dostępny pod telefonem w sprawach nagłych.

― Ależ Wojtusiu ― sapnęła Kornelia.

Synek pokręcił przecząco głową. Nie planował żadnych dyskusji.

― Przekonywaliście mnie, że tutaj, z wami pod jednym dachem będziemy mieli lepiej, komfortowe warunki, dobry dojazd, że będzie bezpieczniej.   Czemu wcześniej zauważyłem, jaka z ciebie jadowita żmija, mamo? ― spytał, choć sam nie wiedział, dlaczego sam wcześniej nic nie zauważył.

― Wojciechu, jak śmiesz tak się odnosić do matki ― zaczął Konrad, ale nie mógł skończyć, bo syn raptownie wstał od stołu.

― Dla mnie ta dyskusja jest już zakończona ― powiedział Wojtek.

KROPKA

^^

Umówili się w jednej z sal konferencyjnych w biurowcu należącym do firmy, w której pracował Wojtek Zalewski. Nic nie mówiło mu nazwisko Krzemiński, sprawdził za to dokładnie jego dokumenty i przygotował się do rozmowy. Był jednym z wielu klientów potrzebujących porady biznesowej.  Wyjątkowo, zgodził się na spotkanie w niedzielę rano. W zasadzie często robił wyjątki, a facet powołał się na wspólnych znajomych.  Nie spodziewał się zobaczyć Igora, ale przynajmniej nie mógł wyjść z biura i pieprznąć drzwiami. Nie tak od razu.

― Przyszedłem porozmawiać o Edycie ― powiedział bez ogródek Krzemiński, zajmując jedno z welurowych, nowoczesnych krzeseł.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Obydwaj młodzi, wykształceni i z nienaganną aparycją, w ciemnych garniturach. Można by rozpływać się w zachwytach godzinami. Tylko po co. Zalewski zjeżył się, spiął i przyjął wewnętrznie postawę obronną, ale nie dał nic po sobie poznać. 

― Staram się ograniczyć z nią kontakt do niezbędnego minimum. Wyprowadziła się i nie jest już moją narzeczoną ― odparł zgodnie z prawdą, której wcale nie chciał przyjąć za pewnik. 

― Niestety, ale jest pan w błędzie. Może się wyprowadziła, ale to nie jest równoważne z zerwaniem. ― Igor oparł się wygodnie i zaserwował Wojtkowi jeden ze swoich najbardziej szczerych uśmiechów.

Wojtek omiótł go chłodnym spojrzeniem i gdyby wzrok mógł zabijać, szczątki Igora spływałyby właśnie ze ścian sali konferencyjnej, zostawiając krwawe plamy na gustownej wykładzinie.

― Znam ją od tygodnia i może to dziwnie zabrzmi, ale uważam, że pan również zna ją niewystarczająco  ― ciągnął Igor. ―  Edyta potrzebuje Pańskiej uwagi i wsparcia.

― Chyba tracimy obydwaj czas, jestem przygotowany do innej rozmowy.  ― Wojtek zdjął okulary i zamknął laptopa, zbierając się do wyjścia.  ―  To są moje prywatne sprawy.

― Mam wydrukowane fragmenty jej powieści i kopię wypisu ze szpitala. Proszę przejrzeć.  ―  Igor położył na stole kartonową teczkę z dokumentami. ― Przypadkowo znalazłem się z nią na izbie przyjęć. Nie chciałem zostawiać pana narzeczonej bez opieki. W zasadzie to czekałem, aż pan przyjedzie. Była naprawdę w kiepskim stanie i nadal nie odzyskała równowagi emocjonalnej.

Oczy Zalewskiego przeszywały rywala na wylot jak dwa zabójczo ostre sztylety.

― Domyśliłem się, że w waszej kłótni może chodzić o mnie ― kontynuował Igor ― więc wyjaśnię, mieszkam na stałe za granicą. Moja matka pracuje z Edytą i w ten sposób się poznaliśmy, chwilę wcześniej, zanim zemdlała. Pomogłem jej, ale nie mieliśmy romansu, jeśli to jest powodem waszego rozstania. 

― Takie informacje mógł mi pan przesłać e-mailem. Moje dane są dostępne w internecie, zawsze wnikliwie czytam korespondencję.  ― Wojtek nadal perfekcyjnie panował nad emocjami.

― Jestem synem jej koleżanki z pracy, na dodatek żonatym ―  powiedział Krzemiński, jako ostateczne potwierdzenie swojej linii obrony.  ―  To akurat jest łatwe do sprawdzenia, nie muszę nosić ze sobą aktu ślubu. Nazwisko moje i żony figuruje w rejestrze przedsiębiorców i nazwie spółki.

— Ma pan żonę w Stanach? Jakie to żenujące — roześmiał się Wojtek kwaśno. ― Wiem, że jest pan żonaty, mimo że nie nosi pan obrączki i wiem, że jest pan synem pani Bożeny. Przygotowałem się do rozmów o finansach, naprawdę nie bagatelizuję żadnego klienta.  ― Zalewski ciągnął swój przydługi wywód.  ― Zdziwiłem się, że chce pan założyć działalność w Polsce. W tej sytuacji zalecałbym jedynie ostrożność, ponieważ w przypadku rozwodu z orzeczeniem o winie, sprawa będzie ciągnęła się latami i straci pan fortunę na prawników. Dziękuję za spotkanie — powiedział po chwili, wyciągając rękę po teczkę. — Przejrzę materiały, chociaż do szpitalnej dokumentacji nie powinien mieć pan dostępu. Proszę zakończyć już swój urlop i wracać do żony, do firmy i do słonecznej Kalifornii. Polska aktualnie nie jest najlepszym krajem do inwestowania.

Krzemiński podziękował za spotkanie i pożegnał się oschle. Zasiał ziarno niepokoju, licząc, że będzie kiełkowało w głowie Zalewskiego. Nie lubił siać zamętu, ale to było konieczne. Musiał się w końcu zabrać za swoje sprawy, przedyskutować z prawnikiem zarówno rozwód, podział majątku, jak i firmy.

Wojtek patrzył przez okno na parking przed budynkiem, odprowadził wzrokiem Igora, a potem upewnił się, że jego samochód wyjechał za bramę. Przygotował sobie w pamięci listę tematów i ponownie ją przeanalizował. Nie zamierzał nic zmieniać i nigdy nie rezygnował z wcześniej wybranych ścieżek. Ta dyskusja nie miała racji bytu. Nic nie wniosła, poza podejrzeniami. Została mu jeszcze godzina do spotkania z Edytą, więc stwierdził, że spacer dobrze mu zrobi.









WYMYŚLIŁAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz