30 kwietnia 2024 - myśli niespokojne

47 10 23
                                    

30 kwietnia 2024 (wtorek)

Uwagi ― wstałam i na paluszkach podreptałam na poddasze, a tam Igor, moja halucynacja, z założonymi na piersi rękami, zsuwa okulary i grubym głosem pyta: "A gdzie to panienka w nocy się podziewała?". No dowcipniś. W pokoju u faceta. W jego łóżku. Pod jedną kołdrą. I było fajnie, ot co.

Przyszykuję sobie inne serce do transplantacji, jeśli aktualne mi wyrwie rozpacz i podepcze tęsknota. Albo wiem, WYMYŚLĘ sobie nowe. Ja wiem, że on tak z dobrego serca. Igor nigdy mi nie gderał. Był cudowny i wyrozumiały, zawsze po mojej stronie, więc szybko zauważyłam, że przestał ingerować w moje sprawy poza książką. Ciekawe dlaczego?

Stan rzeczy ― potykam się o kartony i pudełka. Mam teraz nie tylko zawaloną kawalerkę własnym nadmiarem, ale również wspólny korytarz i garaż. W związku z tym znalazłam rękawice ogrodowe i wywaliłam rzeczy, które absolutnie nie nadawały się do użytku. Głównie odzież, buty. Zniszczoną pościel i koce wywiozłam do schroniska. Stare materace trafiły do kociej fundacji. Mogłabym zakładać profesjonalną firmę sprzątającą strychy i piwnice.

Stan ciała ― Krzemiński zabrał się za wyburzenia, podśpiewując "a gdybym był młotkowym", więc mu odpowiedziałam "chciałabym, chciała". Otrzepał kurz z bluzy i pokazał mi, jak bardzo wytrzymałe są ściany z cegły. Możliwe, że mam odrobinę podrapane plecy.

Stan ducha ― kurcze, ja już nie wiem, co wpisywać w te rubryki. Mój stan ducha jest OK, raczej dobry. Stan Igora poprawny. Krzemiński wykazuje równowagę psychiczną. Nie krzyczy. Kilka razy pił i palił, ale nie mnie oceniać, chyba niedużo, raczej do towarzystwa czy tam dla przyjemności. Nie jestem przeciwniczką. Wszystko jest dla ludzi. Nawet mój brat nie dał rady go wyprowadzić z równowagi, a wiem, że się starał.

Miejsce na moje notatki:

Byłam w ogródku, podlać grządki. Bożenka mnie prosiła przed wyjazdem. Jakie to dziwne, ludzie uprawiają rzodkiewkę w ogródkach pod blokiem i nikt się ich nie czepia. Robią nałogowo słoiki z przetworami, ale to też jest ok. A ja zaczęłam pisać książkę. Rozrywkowo, hobbystycznie, dla przyjemności. Więc ― jestem dziwna.

Krzemiński mnie nie zauważył, siedział na ławce pod jabłonką i rozmawiał przez telefon z kimś z tamtej strony oceanu. Zmienił barwę i ton głosu, był stanowczy i zdecydowany, tak po amerykańsku. Kazał rozmówcy przygotować dokumenty i nie tracić czasu, jakby miał na sobie trzyczęściowy garnitur, a nie tenisówki i podarte jeansy. Właśnie wytarł zakurzone dłonie w czarny tshirt i zapalił papierosa. Nie pochwalam nałogów, ale kimże ja jestem, żeby mu zabraniać. Jakbym sama nie miała własnych. Nałogów i zmartwień. Na przykład, nałogowe zadręczanie się (to chyba mój ulubiony). Bezsenność. Nadmierne analizowanie (nikt nie zauważył, c'nie?). Zamykanie się w sobie i czytanie książek. Kurcze, chyba wystarczy.

Od piętnastej Edyta była już w domu, odgrzała zupę i na szybko przygotowała makaron z pesto. Pomogła zamiatać na poddaszu. Śmiała się, aż ją bolał brzuch, bo Krzemiński zaczął opowiadać żenujące dowcipy, a żaden mu nie wyszedł. Kochali się pod ścianą, a potem zeszli do łazienki, więc skończyli wspólnie pod prysznicem. Było już całkiem ciemno, gdy rozłożyli się na kanapie w salonie u Krzemińskich z popcornem, chipsami i colą, jak małolaty, oglądając serial. Gdyby ktoś ich zobaczył, pomyślałby "jaka fajna para". I chyba wtedy do nich dotarło, że ta piękna bajka może się skończyć tylko źle.

Starali się nie rozmawiać o przyszłości, nie zastanawiać się, co przyniesie im los. W głębi duszy oboje wiedzieli, że nie będą mogli uniknąć rozstania. Edyta poczuła, że serce jej łomocze, więc odstawiła szklankę z colą na stolik i napiła się wody.

― Boję się ― powiedziała. ― Igor, boję się, że wyjedziesz i nie wrócisz. To nigdy nie miało znaczenia, nie planowaliśmy być razem ― zawiesiła głos, aby znaleźć proste słowa ― ale takie przyjacielskie związki to amerykański wymysł. Wiesz, że w Polsce to się nie przyjmie. Kobiety tutaj mają inny temperament.

― Och, naprawdę? ― zdziwił się, odwracając się leniwie w stronę dziewczyny. ― Co masz na myśli?

Niespokojne myśli zaczęły ją przytłaczać, a uczucie lęku stawało się coraz trudniejsze do zignorowania.

― To, że ja naprawdę jestem twoją kochanką. Laską na boku. A w Stanach masz żonę, dom, pracę i wrócisz tam. ― Położyła mu dłoń na ramieniu, zdecydowanie, w bardzo (nie)przyjacielski sposób, a jego ciało również przeszedł dreszcz niepokoju.

― Jadę tam, żeby się rozwieść ― zaznaczył. ―To będzie bardzo trudna sprawa, jeśli ona zorientuje się, że kogoś mam.

― Teraz tak mówisz. Zapomnisz o mnie i o wszystkim, co razem przeżyliśmy. Igor, nie chcę być tylko wspomnieniem.

― Tę decyzję podjąłem już wcześniej. Wróciłem, żeby to sprawdzić i nie pomyliłem się.

― Ale nie możesz mi nic obiecać. Wiem, przepraszam ― gładziła wierzchem dłoni jego twarz, przerażająco blada i smutna. ― To pewnie w ogóle nie miało tak wyglądać, co?

Wyłączył telewizor i zgasił światło. Otoczył ją ramionami i ponownie okrył oboje kocem. W mieszkaniu było chłodno, poza sezonem grzewczym. Edyta westchnęła głęboko, czując, przytłaczający ciężar w miejscu żołądka. Igor zamknął oczy, starając się znaleźć w sobie odwagę. Tak bardzo chciał odpowiedzieć, ale wiedział, że żadne słowa nie rozwieją jej obaw.

Kłamać, czy powiedzieć prawdę? Że to wszystko przypadek?
Nigdy nie kochał Tiffany, ale korzystał ze wszystkich przywilejów, które dawało oficjalne posiadanie obywatelstwa. Od początku mieli  osobne sypialnie, ale żyli razem, jak bogate amerykańskie małżeństwo.

Spragniony, odszukał w ciemności jej usta i delikatnie przygryzł górną wargę, a potem dolną. Przesuwały dłonie po jej twarzy, chciał zapamiętać każdy szczegół. Edyta czuła łzy napływające do oczu. Wsunęła ręce Igora pod bluzę i przycisnęła mocno do piersi, prosząc, by nie przestawał. Zatopił się w jej szyi i pocałował odrobinę mocniej niż to miał w zwyczaju, obawiając się, że zostawi ślady. Cisza wokół nich zdawała się przytłaczająca, jakby cały świat zatrzymał się w tym jednym, bolesnym momencie. Ich ciała zbliżyły się jeszcze bardziej. Każdy dotyk był przesiąknięty bólem i tęsknotą, a gest - jak odjazd pociągu, zdecydowany i przeszywający. Dziewczyna nie czuła przy nim wstydu, nie wahała się sięgnąć do rozporka jeansów, zsunąć mu spodni i podciągnąć swojej nocnej koszulki.

Igor czuł się jak pies, wyrzucony z auta i pozostawiony na autostradzie. Jego serce wyło z żalu. Nadal obejmując ją ciasno ramionami, wszedł w wilgotne i rozgrzane wnętrze. Zachłannie kradnąc kolejne pocałunki tak, jakby dało się nasycić na zapas. Ścisnęła go udami w pasie, opierając głowę na jego ramieniu, a niewypowiedziane słowo "kocham" tonęło w urywanych wdechach. Dłonie Igora wbite w pośladki dziewczyny zostawiały czerwone pręgi. Szeptała mu do ucha "szybciej, mocniej" ― jak w gorączce spowodowanej obłędem. Ich gwałtowne ruchy przypominały desperacką walkę o kolejny oddech, aż spełnienie rozlało się w złączonych ciałach upragnionym spokojem.

W powietrzu nadal unosiło się nieuchronne poczucie rozstania, które przynosiło tylko ból i żal. Oboje wiedzieli, że lekarstwo będzie gorzkie w smaku.

WYMYŚLIŁAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz