Rozdział 6

33 6 0
                                    

„Czasem trzeba przejść przez najgorsze, by docenić to, co najlepsze"

Wczorajszy dzień był dla mnie wyczerpujący. Każdy pytał, dlaczego krzyczałam podczas snu i co mi się śniło.

Powiedziałam im, że jestem zmęczona i opowiem im wszystkim, to następnego dnia. Nie sądziłam jednak, że to szybko minie, a tamto „jutro" będzie teraz.

Ubrana w szeroką, białą koszulkę i czarne spodenki, zeszłam na dół. 

Wczorajszego dnia postanowiłam się wykąpać, dlatego na rękach nie miałam bandaży, nie chciało mi się ich zakładać, o tak bardzo później porze.

- Część – przywitałam się z wszystkimi.

Każdego wzrok padł na mojej osobie. Ich uśmiechy zniknęły, a zastąpiły je uniesione brwi i zdumienie.

- Coś się stało? – zapytałam zakłopotana.

- Nie, po prostu nie widzieliśmy twoich ran od kilku dni – powiedział Leo, ale po chwili dodał z lekkim uśmiechem. – Ale nie przejmuj się nimi, wyglądasz zajebiście, a gdy ktoś powie ci, że nie potrafisz się bić, to szczęki im opadną, gdy skopiesz im dupy.

Nie potrafię się bić...

Uśmiechnęłam się również, a w pomieszczeniu nastały śmiechy innych. Leo zawsze taki, był. Jeśli wiedział, że mówi szczerze i kogoś może to zaboleć dodaje później swoje własne zdanie, a nie to które wie, że większość będzie brało pod uwagę. 

Usiadłam obok Kaleba, gdzie było wolne miejsce i spojrzałam na jedzenie przypominając sobie, że wczorajszego dnia zjadłam bagietkę.

- Nie jestem głodna – stwierdziłam po chwili patrzenia na jedzenie. - Conrad chcesz moją porcję? – zapytałam, unosząc głowę i patrząc w jego czarne oczy.

Chłopak patrzył na mnie zmieszany, a inni poatrzeli na nas z uniesionymi brwiami nie wiedząc co powiedzieć.

- Nie wiem... wczoraj nie zjadłaś nic. Nie jesteś głodna? – zapytał drapiąc się po głowie.

- Nie, nie jestem... masz, naprawdę nie chce.

Przysunęłam talerz do niego, a dłoń kogoś innego ponownie przyciągnęła talerz do mnie.

- Żryj albo sam zacznę Cię karmić – powiedział Kaleb dając mi widelec do ręki.

Wszyscy byli zmieszany, ale Kaleb jak gdyby nigdy nic wrócił do jedzenia kanapek.

Kaleb nigdy nie lubił jajek, a dziś również je mieliśmy na śniadanie.

Popatrzyłam na innych szukając odpowiedzi na to, dlaczego Kaleb każe mi jeść, ale oni tylko wzruszył ramionami i wrócili do poprzedniej rozmowy.

Popatrzyła na swój talerz, gdzie były dwie parówki i jajecznica z chlebem.
Wzrok jednak po chwili ponownie przeniosłam na Kaleba, który już na mnie patrzył.

Wzrokiem przeszedł na mój talerz, a później ponownie na mnie dając mi do zrozumienia, bym jadła.

Jebany chce mi coś wepchnąć do buzi.

Wzięłam trochę jajecznicy i ją zjadłam wiedząc, że mimo zjedzenia tego, zwrócę to w toalecie.

Obok talerza zobaczyłam maść.

Spojrzałam na Lydie, która mi ją podsunęła.

- Twoja mama przyszła wczoraj wieczorem do domu i prosiła byśmy dali Ci tę maść. Liam powiedział, że Cię obudzimy, ale Kaleb jak zawsze zdenerwowany powiedział, żebyśmy Cię nie budzili.

Odnajdz mnie w blasku księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz