Prawdziwe znaczenie rodziny

38 5 7
                                    

Ashton Pov.

Nie było go. Minęły dwa tygodnie od pogrzebu. Dwa tygodnie odkąd ostatni raz widziałem człowieka, który był dla mnie jak brat. Od tego czasu nie ma z nim kontaktu. Zero wiadomości, połączeń, nic. Jakby zapadł się pod ziemie. Nikt nigdzie go nie widział. Nie przychodził do klubu, do Tony'ego, nie przyszedł również do mnie. Nauczyciele informowali mnie, że wyjechał w sprawach rodzinnych i niestety nie wolno im mówić nic więcej.

Pieprzenie. To my byliśmy rodziną Zane'a, a mi o żadnych sprawach nic nie wiadomo. O jego prawdziwej rodzince nawet nie myślałem, nienawidzili go. Zresztą, on też ich nienawidził, a my robiliśmy to równie mocno.

Numer do którego dzwonisz nie istnieje, prosimy, o wybranie innego numeru.

-Kurwa! - Wydarłem się zirytowany i rzuciłem telefonem o ziemię, powodując jego uszkodzenie.

-Stary, uspokój się. Niszczenie telefonu w niczym ci nie pomoże, a przypomnę ci, że rzuciłeś nim już piąty raz. - Przypomniał mi Saint.

-Wybacz, że wkurwia mnie już ta pierdolona formułka i to, że według tych głupich telefonów nasz przyjaciel nagle nie istnieje. On by nam tego nie zrobił.

-Dlatego go znajdziemy, musimy być tylko cierpliwi.- Przypomniał mi.

Saint był przeciwieństwem mnie i Zane'a. My byliśmy młodzi i narwani, on był dużo dojrzalszy i bardziej opanowany. To on zawsze potrafił sprowadzić nas na ziemię, gdy sytuacja tego wymagała. Był też cholernie bezwzględny i chłodny.

Ja nigdy nie zabijałem, byłem za to dobry w pozorowaniu wypadków i ukrywaniu ciał. Osiemnastolatek wie jak sprawić, by zabójstwo wyglądało na zwyczajny wypadek, albo jak szybko i sprawnie pozbyć się ciała. Przerażające, nie? Mnie to satysfakcjonowało. Świadomość tego, że mogłem oszukać całe miasto i tylko my wiedzieliśmy jak naprawdę doszło do śmierci danego człowieka.

Wszyscy dorośliśmy za szybko, dlatego wszyscy znajdowaliśmy zabawę w tym co mieliśmy. Zane'a bawiło to, że robił na przekór swojemu ojcu i psuł jego nazwisko. Mnie bawiła niewiedza ludzi. A Saint'a? jego bawił krzyk. Krzyk i cierpienie jego ofiar. To właśnie Saint mimo, że był najbardziej opanowany z naszej trójki, był też tym najbardziej okrutnym. Był jak maszyna. Potrafił zabić dziesięciu ludzi i wrócić do domu pełen energii. Jakby karmił się życiem ludzi, którym je odebrał.

Był od nas trzy lata starszy, więc traktowaliśmy go jak starszego brata. Nie był on jednak dla mnie wzorem do naśladowania, nigdy nie chciałem być taki jak on. Za to Zane momentami bardzo go przypominał. Mieli tą sama satysfakcje w oczach gdy patrzyli na swoje ofiary i tą samą pustkę, gdy nie doświadczali tego za długo.

Pamiętam momenty, gdy Zane dzwonił do mnie późną nocą, mówiąc, że nic nie czuję i chyba zaraz sobie coś zrobi jeśli nie poczuje czegokolwiek. Zawsze wtedy wymykaliśmy się z domu i robiliśmy różne głupie rzeczy. Piliśmy do takiego momentu, gdy nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, a jeśli to nie pomagało, kończyliśmy naćpani w moim pokoju. Co innego miałem zrobić, gdy nic nie pomagało? Nie wiedziałem jak sprawić, by znów było jak dawniej i, by zaczął coś czuć. On również nie wiedział. Niewiedza była najgorsza, bo jak mogliśmy naprawić coś, nie znając przyczyny jego popsucia?

Z czasem Zane się poddał i oddalił. Już nie dzwonił, gdy czuł się źle. Nie przychodził już do mnie. Był u niego. Nie żebym był zazdrosny, nic z tych rzeczy. Gołym okiem było jednak widać, że Tony go wykorzystywał. Wiedział przez co przeszedł Zane i w jak złym stanie był, wszyscy to wiedzieliśmy. Tony to wykorzystał, a ja choć chciałem, nie wtrącałem się. Saint też tego nie robił, choć momentami zdawało mi się, że wiedział dużo więcej ode mnie. Oboje milczeliśmy, bo wiedzieliśmy, że nic nie zmienimy.

All things I would do for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz