Obsesja

56 12 28
                                    

Zane Pov.
Obserwowałem ją. Każdego ranka, nocy, wieczoru. Obserwowałem ją gdy szła do szkoły, gdy w niej była i gdy z niej wracała. Patrzyłem na nią gdy wieczorami spotykała się ze swoją przyjaciółką, a po zmroku wracała do domu ciemnymi uliczkami, oglądając się za siebie.

Nawet nie miała pojęcia jakim łatwym celem dla mnie była.

Myślała, że jest tylko jedną z wielu niewidocznych nastolatek, ale prawda była taka, że Destiny  Wood nigdy nie była dla mnie niewidoczna.

Córka dyrektora i zarazem jego oczko w głowie. Matka, niegdyś radna miasta, zmarła w wypadku samochodowym, spowodowanym przez naćpanego kierowcę. Sama Destiny była określeniem szarej, zacofanej myszki. Zawsze pośród podręczników i innych książek, bo jako córka dyrektora musiała mieć idealne wyniki. Pewnie tatuś wymagał. Ludzie udawali, że ją lubią, gdy tak naprawdę szczerze jej nienawidzili. Nie byłem więc jedyny u którego pojawiła się na czarnej liście, ale mój powód był czymś większym niż po prostu nienawiść z powodu tego, że była córką dyrektora.

Nienawidziłem Destiny Wood, bo nie była autentyczna. A nie ma nic gorszego niż udawanie chodzącej perfekcji, gdy w rzeczywistości jest się zwykłym zerem.

Kpiłem z niej, szydziłem. Szczerze, ale to kurwa szczerze jej nienawidziłem, choć nawet nie znałem jej bliżej. Niczego nie osiągnęła sama,  wszystko miała podane na tacy dzięki tatusiowi. Nauczyciele latali za nią, by jej się przypodobać i by tatuś dał im większą pensję. Nawet oni nie lubili jej szczerze, udawali by dostać to czego pragnął. Nawet trochę było mi jej żal, bo dziewczynie mimo wszystko zdawało się to odpowiadać, to było żałosne.

Ja wolałem, gdy ludzie nienawidzili mnie mówiąc mi to prosto w twarz, dlatego też zapracowałem na to by tak było. Nienawidziłem fałszywości. Całe moje dzieciństwo spędziłem na udawaniu kogoś kim nigdy nie chciałem być. Gdy uciekłem w końcu się od tego uwolniłem i nie było niczego, co uważałem za bardziej żałosne, niż godzenie się z czymś takim.

Jednak było  w niej coś co mnie intrygowało i sprawiało, że chciałem ją obserwować. Satysfakcjonowało mnie to jak odwracała się, czując na sobie czyjś wzrok, ale nie potrafiła mnie dostrzec. Bawiło mnie to jak każdej nocy zasłaniała swoje okno, by nikt jej nie obserwował. Kochałem to w jaki sposób zamiera, gdy tylko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Bawiłem się jej strachem i była to moja ulubiona gra.

Przykuła moją uwagę i choć wiele osób pragnęło bym choćby na nich spojrzeć, to mogę z całą pewnością zagwarantować, że moja uwaga nie była niczym przyjemnym. Zamierzałem jej to udowodnić i sprawić, że będzie żałować, że kiedykolwiek o mnie wspomniała. Ja nie nękałem ludzi, to była by tylko strata czasu. Nie, gdy komuś udało się już zwrócić na siebie moją uwagę, niszczyłem go, sprawiając, że tego żałował. Robiłem to, bo jeszcze bardziej od tego, że ludzie mnie nienawidzili, kochałem to, że się bali. Karmiłem się tym. Nie było nic bardziej uzależniającego niż widok przerażenia w ludzkich oczach. To jak błagali o litość, to jak zależni byli ode mnie. Kochałem momenty w których zarówno ja, jak i oni zdawali sobie sprawę, że ich los należał tylko i wyłącznie do mnie. Kochałem te uczucie władzy i wyższości, po mimo tego, że dla wielu na pierwszy rzut oka byłem nikim. Kochałem pokazywać im jak bardzo się mylą.

Kolejna rzecz którą nauczył mnie ojciec. Wzbudzanie strachu to prawdziwa potęga. Potrafienie tego odpowiednio wykorzystać, to umiejętność która może zaprowadzić nas bardzo daleko. Mnie zaprowadziła. Strach to największa słabość człowieka, dlatego tak kluczową rzeczą jest, by nie dać innym rozpoznać swojego strachu. Wtedy jest się łatwym celem, a w tym świecie nie można liczyć na litość i współczucie, jeśli na to liczysz, albo jesteś niemądry, albo nigdy nie przeżyłeś tego co ja.

All things I would do for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz