Przyjęcie się rozpoczęło. Harmonogram był dosyć prosty. Za trzy godziny miał zostać podany posiłek, a po bogatym posiłku miały odbyć się, jakieś aukcje. Do tej pory można było szaleć i tak też zostałam zaproszona do kolejnego tańca z Jonathanem.
— Dziękuję — szepnęłam, wpatrując się w spokojną i wesołą twarz narzeczonego. Szczerze mówiąc, był uroczy i przystojny z tym uśmiechem.
— To ja dziękuję! Uchroniłaś mnie od tańca z panią Blackwood! — odpowiedział żartobliwie, nie chcąc ani na moment wprowadzić mnie w zły humor.
— Proszę bardzo — odparłam wesoło.
— Za co mi dziękujesz? — spytał i wykonaliśmy piruet.
— Nie wiem, jak to ująć — rzekłam niepewnie.
Byłam po prostu oczarowana, jeśli nie zaczarowana. Każdy gest Jonathana dziś, każde słowo, które wypowiadał tylko do mnie to zawsze były rzeczy pełne szacunku, finezji oraz czegoś, co próbowałam odczytać z oczu Jonathana. Ekscytacja? Uwielbienie? Pożądanie? Czułam się, jakbym nie była w centrum zainteresowania tylko tego przyjęcia, ale także w centrum zainteresowania Jonathana. Zawsze szukał kontaktu wzrokowego ze mną. Zawsze był blisko i mnie nie peszył, a raczej w tej naszej komedii, dodawał mi pewności siebie. On po prostu mnie szukał, tylko po co? Żeby pilnować mnie, jak małej dziewczynki? Żeby cieszyć się moim towarzystwem, tak jak zapowiedział? Odczuwałam taniec z nim jako uwielbienie, czyste i podszyte romantyzmem uwielbienie. Przecież jasno było powiedziane, że nie idziemy w tym kierunku, a jednak tak się działo. To było robione na pokaz? Było mi z nim gorąco, bo to mógłby być partner idealny, a może to ja zaczęłam za wiele odczuwać... tylko przecież nie wydawałoby mi się, że ktoś mnie kokietuje, jeśli by tego nie robił! Może był trochę podpity i ponosiło go? Tylko, że nie robił tego nachalnie, a mnie się to podobało. Może wyszło u mnie zwykłe ludzkie zafascynowanie tym, że ktoś się mną interesuje, ale nie mogłam powiedzieć, że w tamtej chwili nie przemknęło mi przez myśl marzenie o Jonathanie, jako o moim prawdziwym mężu... Jeśli to jego prawdziwe oblicze i szczere zachowanie względem kobiety.
— Przepraszam — powiedziałam spanikowana i wbrew rytmowi odsunęłam się od Jonathana. Spanikowałam przez tę bliskość i obezwładniające ciepło, może nawet pożądania, które raczej zrodziło mi się z mojej opitej i trochę rozszalałej wyobraźni.
Uciekłam. Potrzebowałam chłodu i świeżego powietrza. Przecisnęłam się przez tłum i udało mi się wyjść na jeden z małych tarasów, który akurat był pusty. Miałam widok na ładny park i labirynt, w którym niedawno się kryliśmy przed publiką. Zaczęłam obserwować kamienną i dużą fontannę złożoną z kilku pięter, które według swojego algorytmu inaczej wypuszczały wodę. Oparłam się o metalową barierkę i chwilę oddychałam głęboko. Rześkie powietrze mnie otuliło, a ciśnienie w moich myślach lekko zelżało.
Umowa, umowa, umowa!
Nie chcę znów czegoś poczuć, by później znów leczyć się z miłości.
— Julio, moja Julio! Choć ciemna noc, a księżyc w pełni to i tak nie przyćmi on twych lic! — rzekł teatralnie Jonathan. Jego głos dobiegał z dołu tarasu. Był on bowiem na niewysokiej platformie.
Nie prosiłam o chwilę spokoju od niego, więc nie poczułam spięcia, a raczej rozbawienie, które ocierało się o zażenowanie, że powiedział coś takiego! Chyba naprawdę przesadził z alkoholem.
Zaśmiałam się niemrawo. Nie wiedziałam, co on wyczynia. Chciał mnie rozbawić, czy co? Speszyłam się i spuściłam głowę. Zaczęłam się bać tej relacji.
— Odejdź Romeo. Marny twój kres, razem ze mną... — odpowiedziałam, zdradzając zakończenie dramatu. Bohaterom tej historii lepiej by było, gdy się nie zakochali.
CZYTASZ
(bez)namiętność
RomanceGłówne motywy: ⚘️aranżowane małżeństwo ⚘️od przyjaciół do kochanków ⚘️rodzinne kłmastwa ⚘️slow burn Susan i Jonathan nie wiedzą, że są bratnimi duszami. Jedno wydarzenie, które zapoczątkuje ich znajomość zburzy także dotychczasowe mury bezpiecz...