Rozdział 43

13 4 14
                                    

Moje kolejne poszukiwania, czegokolwiek nie był owocne. Prześwietliłem nawet Raya, ale tylko bardziej się podłamałem. Spojrzałem na jego sukces i od razu zmarkotniałem. Byłem kretynem i teraz mam tego rezultat. Gówno mogę znaleźć... A ojciec? Coraz bardziej zaczynam wątpić w jego szczerość...

— Co my teraz zrobimy? — spytałem załamany. — Stoimy na niepewnym gruncie. Na nikogo nie możemy liczyć. Zostaliśmy sami. Matko, do czego ja doprowadziłem! — Nerwowo wplotłem sobie dłonie we włosy i spojrzałem w dół. — Wybacz, Susan... Obiecywałem, że nas obronię, a tymczasem zawodzę...

— Przestań! — rzuciła ostro i od razu mnie objęła. — Jeszcze nie zawiodłeś, więc nie mów, że się to już stało!

— Susan! Nie mamy informacji, czyli najważniejszego!

— Nie wiemy nic, a ty panikujesz, jakby twój ojciec nas okłamał na nie wiadomo, jaką skalę i groziło nam niewyobrażalne niebezpieczeństwo! Nie panikuj! — krzyknęła na mnie, ale może miała trochę racji. Nie wiedzieliśmy nic, a to mogła być, wbrew pozorom, dobra wiadomość.

— Może to już jest ta ostateczność, by poprosić Lorraine? — zagaiła Bridget.

— Myślałem, o tym by ją poprosić... — odparłem z zawahaniem.

Myślałem o niej. Ostatni kontakt mieliśmy, jakiś czas temu. Co prawda rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Liczyliśmy nawet, że utrzymamy kontakt, no ale wyszło jak wyszło. Tylko, czy to nie głupie prosić ją o pomoc po takim czasie milczenia? Lorraine zawsze chętnie pomagała, ale co jeśli się zmieniła? Co jeśli życie i karierą ją zmieniły?

— Znalazłem kilka minusów tego pomysłu, ale jesteśmy zdesperowani, bo tak czy siak nie wiemy nic, a podejrzewamy, że coś jest na rzeczy. Skontaktuję się z nią! — powiedziałem odważnie. Dosłownie chwilę po moich słowach zawył alarm na mojej komórce.

Wyjąłem urządzenie i sprawdziłem powiadomienie, które mówiło o naruszeniu systemu monitoringu.

— Przepraszam na chwilę — odpowiedziałem i pośpiesznie wstałem z kanapy.

Musiałem spojrzeć na ten problem bezpośrednio z komputera, bo nie rozumiałem jakim sposobem cztery kamery się uszkodziły.

Siadłem za biurkiem i po chwili wiedziałem, że kamery zostały uszkodzone, a stąd nie wiele mogłem ustalić. Co takiego mogło się stać, by cztery urządzenia padły naraz? Nie ma burzy, a kamery przed wyłączeniem nie nagrały nic podejrzanego.

Zadzwoniłem do stacjonujących tam ochroniarzy, lecz kierownik odrzekł, że wszystko jest w porządku i nie rozumie przyczyny tego problemu. W obecnej sytuacji musiałem tam pojechać i wymienić sprzęt. Z torbą wypełnioną potrzebnym sprzętem wyszedłem z gabinetu.

— Cztery kamery padły w jednym z magazynów. Ludzie stamtąd mówią, że nic się nie dzieje, więc szybko wymienię sprzęt i wracam, a następnie zadzwonimy wspólnie do Lorraine, zgoda? — oświadczyłem, na co Susan kiwnęła niepewnie głową.

— Mogę jechać z tobą? — zapytała, podchodząc do mnie.

— Boisz się tutaj zostać? — spytałem, łapiąc ją za obie dłonie.

Kobieta mi przytaknęła. Nerwowość krążyła w jej spojrzeniu.

— A jeśli tam się wydarzy coś złego? — dopytałem z oczywistym ostrzeżeniem, co jeszcze bardziej skłoniło kobietę do wahania. — Moja panika chyba przeszła na ciebie, wybacz. — Ucałowałem ją w wierzch lewej dłoni. — Nie wiem, co tam zastaniemy. Zostań tutaj, masz ochronę i rottweilera. — Bridget mruknęła niezadowolona, ale nie odważyła się wtrącać.

(bez)namiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz